sobota, 28 września 2013

Rozdział 6

Chels POV
Leniwie przeciągnęłam się. Próbowałam wyrzucić stres z mojej głowy. Serio?
Babcia nakryła mnie w łóżku z znajomym. Śmieszniejszy jest fakt, że uważa nas za świetną parę.Kolejny raz okłamuję moją jedyną rodzinę. Mam nadzieję, że szybko wytłumaczę to nieporozumienie.
Pewnie was dziwi, czemu moja babcia tak pozytywnie zareagowała. No cóż.. Od dłuższego czasu nie miałam chłopaka. Moja babcia uważała, że przez to chodzę taka struta i jestem nieobecna. Gdyby ona znała prawdę...
Powolnym tempem wstałam i doczłapałam do szafy. Wyjęłam z niej pierwszą lepszą koszulkę, oraz spodenki. Koszulka którą wybrałam na oślep była koloru morelowego, z jakimś białym nadrukiem. Spodenki, które wybrałam to były najzwyczajniejsze w świecie dżinsowe szorty.
- Może być - powiedziałam sama do siebie
- Co może być? - ożywił się Louis. Nie zdążyłam się zorientować, a chłopak stał przede mną.
- Do ciebie Tomlinson nic nie mówiłam - rzuciłam podirytowana i zwinnie ominęłam go, kierując się w stronę dużych, ciemnych drzwi prowadzących do łazienki. Gdy już byłam blisko swojego celu, chłopak objął mnie w talii
- Możesz przebrać się  tutaj w pokoju, nie mam nic przeciwko- wyszczerzył się jak dziecko
- Śmieszny jesteś - bąknęłam po czym szybko dodałam -W twoich snach Lou.
Chwyciłam ubrania które, wypadły mi z rąk i ruszyłam w stronę łazienki. Louis na odchodne rzucił:
- Jeszcze kiedyś się to zmieni- puścił mi oczko.
Nic nie odpowiedziałam tylko trzasnęłam drzwiami.
Dupek. Najpierw wkręcił mnie w  udawanie z nas świetnej pary, a teraz liczy na to że będę się przy nim rozbierać. On po prostu na to nie zasługuje. Jaki on jest pojebany.- Mruczałam sama do siebie. Wskoczyłam pod prysznic. Ciepła woda, ogrzewała moje ciało. Jakie to szczęście, że miałam wodoodporny gips.  Namydliłam dłonie i szybko się umyłam.. Wyskoczyłam z brodzika, otulając się żółtym ręcznikiem. Pospiesznie się wytarłam, bo nienawidziłam stać cała mokra i przy okazji marznąc. Założyłam spodenki i koszulkę, która była na mnie przyduża. Schyliłam głowę w dół, i zrobiłam niedokładnego koka. Na jedną rękę założyłam kilka bransoletek. Szybko nałożyłam podkład na twarz, przykrywając niedoskonałości. Jeszcze tylko kredka do oczu i gotowe. Szybko pomalowałam oczy, upewniłam się że wyglądam dobrze i opuściłam łazienkę. Weszłam do pokoju i ujrzałam Louisa, który się we mnie wpatrywał z dzikim uśmieszkiem.
- Dalej jestem wkurwiona-powiedziałam do niego, jednocześnie sprzątając niewielki bałagan.
- Serio? - poniósł jedną brew.
- Tak - zaczęłam ścielić łóżko. Moje plany, szybko legły w gruzach. Zamiast ścielić łóżko, ja leżałam jak bezbronne dziecko pod Louisem.Chłopak uniósł się na rękach i przenikliwym wzrokiem skanował moją twarz i ciało. Kurde to było krepujące. Ale nie dałam po sobie tego poznać.
- Nie jesteś. - powiedział po dłuższej chwili uśmiechając się, po czym delikatnie się odsunął.
- Jestem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Nie jesteś.- powtórzył rozbawiony
- Louis jestem zła, a ty pogarszasz sprawę.- zaczęłam się już powoli irytować.
- Gdybyś była zła to byś mnie odepchnęła od siebie. - stwierdził triumfalnym tonem.
No faktycznie, w tym jest trochę prawdy. Dopiero teraz przed sobą się przyznałam, że nie potrafię się na niego długo gniewać. Zrobiłam chytry uśmieszek i postanowiłam się od  niego odepchnąć. Nie wyszło mi to za bardzo bo chłopak położył się na moje biedne ciało.
- Louu- wydusiłam z siebie. - Jesteś ciężki jak cholera.
- Same mięśnie kochana.- zaśmiał się i lekko podniósł się.  W końcu mogłam zaczerpnąć powietrza.
Zaraz potem, zupełnie nie wiem czemu jego twarz się znalazła parę centymetrów od mojej.
- Widzisz, nie jesteś zła- wyszeptał i złożył mały pocałunek w kąciku moich ust i podniósł się z łóżka.
Kurwa, to chyba nie dzieje się naprawdę. Serio?
Momentalnie się zaczerwieniłam. Mam nadzieję że nie wyglądam jak burak. Może zabrzmi to dziwnie, ale podobał mi się taki obrót akcji .Boże, Chels, do cholery ogarnij się. Skarciłam się w myślach.
- A ten buziak to za co? - jak na bipolarnego człowieka, przystało momentalnie zmienił mi się humor.
- Powiedzmy, że tak na przeprosiny- uśmiechnął się i wyciągnął do mnie dłoń, aby pomóc mi wstać. Uśmiechnęłam się, i chwyciłam jego ciepłą dłoń.
- Przeprosiny przyjęte - popatrzyłam się na twarz chłopaka.
- Skoro tak to idziemy na śniadanie. Jestem strasznie głodny- cicho się zaśmiał i ruszyliśmy w stronę drzwi, prowadzących na korytarz. Zamknęłam za nami drzwi i ruszyliśmy w stronę schodów. Zaczęłam lekko się stresować. Co ja powiem babci? Co ja mam zrobić? Moje roztargnienie zauważył Tomlinson. Objął mnie w talii i cicho powiedział:
- Nie martw się. To będzie świetna zabawa.
- Tak jasne- cicho bąknęłam i zeszłam z ostatniego schodka, cały czas próbując stracić jego dłoń z mojego ciała.
- To chyba lepsze, niż powiedzenie prawy.- uśmiechnął się Lou, zacieśniając uścisk.
- W zasadzie masz rację. Jak by się dowiedziała  że ledwo co się poznaliśmy, to by zawału dostała, że jej wnuczka śpi z obcym facetem w domu.- zaśmiałam się.
- No widzisz. Ale wiesz taki obcy to już chyba nie jestem.- wyszczerzył się.
- No w pewnym sensie tak- ledwo co zdążyłam odpowiedzieć, a moja babcia wyskoczyła zza rogu.
- Chodźcie, chodźcie. Ciepłe tosty na was czekają - uśmiechnęła się pogodnie.
- Czyli teatrzyk czas zacząć. - Mruknęłam
- Jaki zapach - uśmiechnął się Lou do mojej babci.
- Jeszcze lepiej smakują, niż wyglądają -zapewniła nas babcia.Podeszliśmy do stołu i jak na dżentelmena przystało, Louis odsunął dla mnie krzesło. Przewróciłam oczami i bąknęłam:
- Dzięki.
- Nie ma za co kochanie- zagruchał. Zmroziłam go wzrokiem. To naprawdę chore. On jest po prostu niemożliwy.
Usiedliśmy przy stole, który stał na środku kuchni. Przez okno, wpadało lipcowe słońce.  Jak przyjemnie, pomyślałam i zaczęłam rozkoszować się smacznym śniadaniem i słońcem które oświetlało kuchnię.
Przysunęłam bliżej siebie talerzyk i ugryzłam kawałek tosta. Tosty w wykonaniu babci to istna rozkosz. Delektowałam się tym smakiem, dopóki babcie nie zaczęła swojego przesłuchania.
- No to może powiecie, jak się poznaliście?- spytała oczywistym tonem.
Zakrztusiłam się. No ładnie. Musiałam na szybko wymyślić jakąś wiarygodną przygodę z mojego życia.
Przecież nie powiem jej, że koleś wparował do stajni i się mnie uczepił.
- Hm.. Jak to było Chels?- spytał poważnym tonem Louis. Hah, teraz to mu humorek nie dopisuje.
- Nie pamiętasz? - sprowokowałam go
- To było tak dawno - mruknął
- Brałam udział w wyścigach i po zawodach się spotkaliśmy, bo chciałeś mój autograf-  Lou skompromitowany. Uśmiechnęłam się słodko.
Jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Było to coś w stylu "Jeszcze kiedyś się zemszczę".
- A no taak, rzeczywiście- zakłopotał się.
- Naprawdę miło się na was patrzy - powiedziała babcia.
- Babciu, no nie przesadzaj- chwyciłam ketchup, który stał na końcu stołu.
- Ależ to prawda.- powiedziała to tonem który nie znosi sprzeciwu.
- No to Louis, powiedz jak możesz wytrzymać z tym uparciuchem?- zaśmiała się moja opiekunka
- To graniczy z cudem- zaśmiał się, po czym dodał:
- Często się denerwuje, ale jak kupię jej czekoladę, to od razu zapomina a co się obraziła.- cmoknął mnie w policzek.
- Nieprawda- sprostowałam, żeby uratować resztki honoru.
- Nie pamiętasz jak wczoraj się na mnie rzuciłaś żeby zabrać mi czekoladę? - zaśmiał się
- Nie przesadzaj- przewróciłam oczami.
- Chelsey, nie tłumacz się wszyscy znamy prawdę- Babcia wybuchła śmiechem. Zaraz potem dołączył Louis. Chciałam zachować powagę, ale jak zwykle nie wyszło i dołączyłam do nich.
To było świetne śniadanie. Babcia zawsze była towarzyska. Nie przeszkadzał jej nawet fakt że zna Louisa od niecałej godziny. Za to kochałam swoją babcię. Moją kochaną Jennifer.
- Ale czas szybko leci - powiedział Louis
- Tak to prawda- przyznała Jennifer- Przecież jeszcze nie dawno była 9:00 a teraz mamy za pięć 11-sta.
- Serio? - spytałam z niedowierzaniem w tym samym czasie co Lou.
- O 12:00 mam wyjść z Pezz, Dżejkiem i  Niallem.
-  Tyle czasu jeszcze masz- powiedziała babcia.
- Jak to tyle?- podniosłam jedną brew.
- Tylko 65 minut.- Wstałam od stołu i rzuciłam pospiesznie. - Jeszcze muszę się przygotować. Jestem pewna że się spóźnię. I jeszcze te korki..Na pewno nie zdążę dojechać do centrum- mruknęłam
- Ja też się będę zbierał- dorzucił Lou.
- Ciekawe co ty możesz mieć do załatwienia.- skupiłam swój wzrok na twarzy chłopaka.
- Parę spraw, kochanie.- cmoknął mnie w policzek. Chwilę potem chwycił kurtkę z wieszaka.
- To ja Chels lecę. Spotkamy się później.
- Do widzenia pani Lewis. - powiedział i pocałował dłoń mojej babci.
- Mów mi Jennifer, kochany- poprawiła go moja opiekunka.
- Będę pamiętał- uśmiechnął się.
Zachciało mi się śmiać. Takiej szopki to ja jeszcze nigdy nie odstawiałam. Ale jak się bawić to na całego.
- A ja nie dostanę buziaka? - spytałam zawiedziona.
- O tobie, nigdy bym nie zapomniał- powiedział i złożył krótki pocałunek na moich ustach.
Przez chwilę stałam jak słup soli. Ale chyba w miarę szybko oprzytomniałam bo zdążyłam oddać buziaka. Wszystko robiłam po to, żeby babcia nie miała podejrzeń. Chwilę potem Louis na odchodne uśmiechnął się i wyszedł z domu.
- No dobra to ja lecę na górę i potem posprzątam- powiedziałam
- Nie martw się. Ja posprzątam, kochanie. Udanej zabawy.- uśmiechnęła się.
-Dziękuję- powiedziałam i przytuliłam babcię.
- Tak się cieszę że Ciebie mam - wyszeptałam
- Wzajemnie Chlesey- odpowiedziała pogodnym tonem.
***
Tak jak się spodziewałam, spóźniłam się dobre 20 minut. Dotarcie do centrum w godzinach szczytu, to nie lada wyzwanie. Wysiadłam pospiesznie z autobusu i najszybszym krokiem jakim potrafiłam kuśtykać, dotarłam do miejskiego parku. Już z daleka widziałam, moją idealną parę przyjaciół. Pomimo tego że byli parą, zawsze mieli dla mnie czas.
- No nareszcie.
- Też się cieszę że Ciebie widzę Jake - odgryzłam się i obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
- Czego ty od niej wymagasz?- Pezz wzrokiem skarciła chłopaka
- Biedulka, ma złamaną kostkę a ty tu ją poganiasz- zaśmiała się i opiekuńczo objęła mnie ramieniem.
- Dobra koniec tego słodzenia.- przerwał nam Jake.
- Ktoś tu jest chyba zazdrosny. - podniosłam jedną brew.
- Ja? Nie w tym życiu.- tłumaczył się.
- Oj tam Chels, olej go.- zachichotała i chwyciła moją dłoń.
- Jeszcze będziecie coś chciały- powiedział urażonym głosem
- Jake choc tu- podeszłam w jego stronę i go mocno przytuliłam.
- Już się nie gniewasz?- spytałam
- Teraz nie - zaśmiał się
- No to skoro wszystko już ok, to proponuje spacer do galerii. - obwieściła nam blondynka.
- Dobry pomysł- rzucił Jake. Co jak co ale to było dziwne. Faceci nigdy nie wyrywają się do jakichkolwiek zakupów.
- Jake i galerie? To niemożliwe.- Powiedziałyśmy w tym samym momencie i zaczęłyśmy się dziko śmiać.
- Och no nie nabijajcie się- powiedział udając załamanego chłopaka.
- A tak w ogóle to po co chcesz tam iść? - spytałam zdziwiona
- No bo chcę sobie kupić nową bluzę.- oświadczył pogodnym tonem.
- Słyszałaś Chels? Będziemy doradczyniami- zachichotała Pezz
- Yeah, spełnienie moich marzeń- zachichotałam i ruszyliśmy w stronę galerii.
Przez całą drogę Pezz gadała jak nakręcona co ma w planach sobie kupić. Zawsze jest w takiej euforii jeśli chodzi o shopping. Razem z Jakie'm słuchaliśmy tej paplaniny.
Moja przyjaciółka jak się nakręci to czasami naprawdę ciężko jest ją ogarnąć. Próbowałam dojść do głosu, bo miałam ważną informację do ogłoszenia. Korzystając z tego że, zrobiła sobie krótką przerwę w swoim relacjonowaniu ostatniego pokazu modowego, wtrąciłam się.
- Ej, ej mam ważne info - zaczęłam
- No ciekawe co jest ważniejsze od mojej relacji- zaśmiała się
- Mianowicie jeszcze dołączy do nas jedna osoba.
- Kto? -Pezz podniosła jedną brew
- Niall, chłopak który pomógł mi  w tej całek akcji w szpitalu.
- Czekaj, ale przecież pisałaś mi na tt, że to był ten jak mu. Louis?- podejrzliwie spojrzała na mnie.
- Nie do końca- zrobiłam krzywą minę. Nie lubiłam wspominać tego dnia. Dlatego też Pezz nie była do końca poinformowana.
- Pogadamy o tym później- uśmiechnęła się.
- Nie zapominajcie o mnie. - opowiedział urażony Jake.
- O tobie? Chyba śnisz. - dowartościowałam chłopaka.
- Hahah Jake, weź mnie nie rozbawiaj- zaśmiała się Pezz
- Kto by o tobie mógł zapomnieć. Chyba święty Mikołaj.- wybuchnęłam dzikim śmiechem razem z Perrie.
- No dzięki- wymamrotał Dżejk, który wyglądał na speszonego.
- To gdzie mamy spotkać się z Niallem? -spytała Pezz, szybko wertując zawartość kosza, z przecenionymi koszulkami.
- Już powinien być- odparłam.
Kilka minut później, ujrzałam niedaleko sylwetkę, której na próżno wyszukiwałam w tłumie od 15 minut.
Jego blond włosy, umięśnione ramiona i obłędnie niebieskie tęczówki rozpoznałam z daleka.
Podeszłam w jego stronę i przywitałam się z chłopakiem. Jak na przyjaciół przystało, był to mały buziak w policzek.
- Witaj, piękna. - powiedział Niall
- Hej, Niall- zachichotałam
***
Louis POV

Pożegnałem się z Chels i jej babcią. Musze przyznać, że Jennifer to wyjątkowa kobieta.  Ma wyjątkową wnuczkę, które lekko nie miała w życiu.
Korzystając z okazji, że Chels idzie się rozerwać, postanowiłem pojechać do kumpli, obgadać parę spraw. Dostałem od ich informację, że mają mi coś ważnego do powiedzenia.
Wsiadłem do auta, i pojechałem w stronę centrum. Jechałem spokojnie, nie byłem zdenerwowany. Mój spokój jednak długo nie trwał...
Gdy dojechałem już na miejsce, zaparkowałem auto i pospiesznym krokiem wparowałem do kamienicy. Pokonałem 2 piętra i zapukałem do 1-szych drzwi na lewo.
- Siema stary- wyjrzał po chwili zza drzwi Zayn
- No siema- przybiłem z nim piątkę.
- Jesteś w samą porę, mamy ważne info- powiedział już bardziej poważnym tonem.
Zamknąłem za sobą drzwi, po czym skierowałem się w stronę salonu.
-Siema chłopaki- powiedziałem. Chwilę potem usłyszałem odzew.
- No w końcu się pojawiłeś- zaczął Liam.
- I co? Załatwiłeś całą ta sprawę z tą dziewczyną?- zaczął Harry.
Kurwa, wiedziałem że to pytanie padnie. Postanowiłem zmienić temat.
- Co to za ważne info, że mnie aż tutaj ściągnęliście? - spytałem, poważnym tonem.
- No bo chodzi o tą dziewczynę, Chelsey, tak? - zaczął niepewnie Liam.
No i w tym momencie się we mnie zagotowało.
- No powiecie w końcu czy nie? - syknąłem zdenerwowany.
- Nie wiem czy wiesz ale, koło niej kręci się ten cały Horan. A sądząc po twojej zmianie tematu, to chyba jej jeszcze o niczym nie powiedziałeś- kontynuował Harry.
- Zdajesz chyba sobie z tego sprawę, że jeśli powiesz jej to za późno to mogą być kłopoty, no nie? -spytał Liam
- Właśnie kurwa wiem.- wrzasnąłem zdenerwowany
- Ale to nie jest takie proste do powiedzenia- warknąłem
Próbowałem wyrównać oddech. Zayn, Liam i Harry, patrzyli na mnie zdezorientowani. Gdy już się jako tako uspokoiłem spytałem:
- Ile mamy czasu? -przeczesałem nerwowo, swoje włosy.
- Pewnie nie dużo.Jeżeli ma z nim dobry kontakt to mamy nikłe szanse.- mruknął Zayn.
- Kurwa, ona ma się dzisiaj z nim spotkać- warknąłem, przez zaciśnięte zęby.
- Wiesz chociaż gdzie, ona się z nim miała spotkać?
- Chyba w tej galerii, 5 przecznic dalej.
- No to zbieramy się- zarządził Harry.
- Pojadę sam. -oświadczyłem.
- Dasz sobie sam radę?
-Tak, chyba tak- mruknąłem i udałem się w stronę drzwi.
Chwilę potem, wybiegłem z kamienicy i pospiesznie wsiadłem do auta. Nie dbałem o to że jadę za szybko. Liczyła się tylko Chels...
***
Chels POV
- Haha Jake, wyglądasz w tym jak kretyn - Pezz dźgnęła go w bok, śmiejąc się na cały sklep.
- No dzięki.- powiedział urażony Jake
- Ej no nie jest tak źle- pocieszyłam go.
- Chociaż ty mnie rozumiesz. - mruknął, po czym mnie mocno przytulił.
- Jake, obrażam się - oburzony głos Pezz usłyszałam z końca sklepu.
- Kochanie, wychodzimy dzisiaj na randkę- powiedział Jake
- Idź sobie z Chels.- wzruszyła ramionami, olewając propozycję.
Odsunęłam się od Jake'a i podeszłam do Nialla.
- Wiesz, chyba nie będę odbijać mojej przyjaciółce chłopaka- zaśmiałam się
- Tak, Chels ma całkowitą rację- powiedział Niall.
- Umówmy się tak: Ja biorę Pezz na randkę a ty Niall- Chels. I wszyscy będą zadowoleni- zaśmiał się Jake,
- A kto powiedział że z tobą pójdę?- podburzyła się Pezz
- Ja!- powiedział Jake i pocałował Pezz.
- OOO jak słodko- zagruchałam i przytuliłam się do Nialla.
- Czyli wszyscy w zgodzie?- dodałam
- Chyba tak.- zaśmiała się Pezz
Gdy wszystko wróciło do normy, tzn. Pezz zachwycała się ciuchami, Jake ją rozpraszał, Niall objął mnie w talii i dodał:
- Co powiesz, na jutrzejszy wypad na kręgle?
- Dobry pomysł- zachichotałam
- Przyjadę, po Ciebie- szepnął i pocałował delikatnie moje czoło.
- Już się nie mogę doczekać- przyznałam i wtuliłam się w tors chłopaka.
Naszą sielankę, oczywiście coś musiało przerwać. Był to oczywiście Tomlinson, który wyglądał na nieźle wkurwionego. Szybkim krokiem podszedł do mnie.
- Chels, musimy pogadać. - powiedział ostrym tonem.Spojrzałam na Nialla, który był również zdenerwowany. Obydwoje zabijali się wzrokiem. O co w tym wszystkim  chodzi?

________________________________________
OGŁOSZENIA X
1.DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA TYLE WYŚWIETLEŃ, KOMENTARZY I MIŁYCH SŁÓW.
TO JEST NAPRAWDĘ MOTYWUJĄCE. X
2. PRZYPOMINAM, ŻE NASZE POSTACIE MAJĄ KOTNA NA TT. MOŻNA Z NIMI O WSZYSTKIM POGADAĆ. ;)
KONTO PEZZ:
https://twitter.com/Pezz_Chameleon

KONTO JAKE'A:
https://twitter.com/Jake_Chameleon

KONTO LOUISA:
https://twitter.com/Lou_Chameleon

KONTO CHELS:
https://twitter.com/Chels_Chameleon

KONTO NIALLA:
https://twitter.com/Niall_Chameleon

PS. MAM W PLANACH ZAŁOŻYĆ JESZCZE JEDNO KONTO.
NIEDŁUGO POJAWI SIĘ WIĘCEJ INFO X
3. NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ TROSZKĘ PÓŹNIEJ, GDYŻ MAM DUŻO NAUKI.
ROZDZIAŁU 7 SPODZIEWAJCIE SIĘ ZA OK. 2 TYGODNIE ;__:
4. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA. XD
5. PRZEPRASZAM ZA LITERÓWKI / BŁĘDY. PISZĘ GŁÓWNIE WIECZORAMI, A OSTATNIE DNI DAŁY MI SIĘ MOCNO POPALIĆ . ;<
6. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA PRZECZYTANIE TEJ ZAJEBIŚCIE DŁUGIEJ NOTKI.
#ILSM

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BONUS :D










TAK TO MÓJ IDOL ;D
HAHAHAHA X






HAHAHAHAH
ZACHWYCAJMY SIĘ, IDEAŁEM ;D





NASZA KOCHANA PEZZ X



DŻEJKI! X

NO NA RAZIE TYLE STARCZY :3
POD NASTĘPNYM ROZDZIAŁEM SYPNĘ ZDJĘCIAMI RESZTY BOHATERÓW :3


P.S. -JEŚLI BĘDZIE DUŻO KOMENTARZY, POSTARAM SIĘ JAK NAJSZYBCIEJ DODAĆ 7 ROZDZIAŁ X











wtorek, 17 września 2013

Rozdział 5

 Przez cały pobyt w sklepie zachowywaliśmy się jak dzieci. Co chwila było słychać w całym sklepie nasz śmiech lub odgłosy spadających produktów z półek. Mogę się założyć że nas dobrze było słychać nawet na magazynie i  na pobliskim parkingu. Kiedy już wszytko co planowałam kupić znalazło się w moim koszyku, podeszliśmy do kasy. Kasjerka pewnie nas wzięła za parę kretynów, ale mnie to w tamtej chwili zupełnie nie obchodziło. Czas znowu jak by stanął w miejscu.
Pewnie macie mnie za jakąś dziwkę. Że kiedy jeden chłopak nie mógł ze mną zostać to ja dziwnym trafem wpadałam na drugiego. Jak na ironię losu, no nie? Ale Was zdziwię. Mnie to totalnie nie interesuje. Nigdy nic nie planuje. Zawsze wszystko robię tylko wtedy kiedy trzeba.Taka jest natura upartych i zarazem leniwych ludzi. Więc jeśli mi uwierzycie że spotkanie z Lou było nie planowane, to się cieszę. Jeśli nie- to trudno. Prawdę wiedzą Ci co powinni. Po prostu ja żyję chwilą.
 Dopiero w tym momencie poczułam że jeśli naprawdę się chce z Louisem dogadać to można to osiągnąć.
Przez cały pobyt w sklepie zachowywaliśmy się jak rodzeństwo. Można nawet powiedzieć że zbliżyliśmy się do siebie. Przez niecałe 10 minut Louis zdążył się dowiedzieć między innymi jak bardzo nie lubię pomidorów i co jestem w stanie zrobić żeby tylko kupić czekoladę.Gdy zbieraliśmy produkty do torby. Przypomniało mi się że zapomniałam kupić papierosów.
- Jak zwykle zapomniałam czegoś kupić.
- No ciekawe czego.- zaśmiał się - Wykupiłaś pół sklepu i jeszcze ci mało? Dobrze wiem że pewnie chodzi o coś mało ważnego. Chodź idziemy. - uśmiechnął się, a ja w tamtym momencie czułam jak coś mi podmywa umysł. Przez chwilę stałam jak zahipnotyzowana. Jednak wiadro lodowatej wody szybko się na mnie wylało i momentalnie otrzeźwiałam .Niestety mózg dał o sobie znać, że brakuje mu nikotyny.
Za wszelką cenę nie chciałam psuć tej chwili. No nic jakoś dam radę. Albo najzwyczajniej w świecie Louis pozwoli mi chociaż na chwilę zapomnieć co tym cholernym nawyku.
Przykleiłam do swojej twarzy uśmiech i wyszliśmy z sklepu.
Całą drogę do mojego domu przegadaliśmy o głupotach. Ciemność która nas otaczała powoli dawała się w znaki. Ludzie którzy mieszkali w swoich domach powoli zaczęli gasić światła. Nie ma co się dziwić Jest grubo po 21:00. W końcu nie wszyscy mają wolne w wakacje. W bardzo krótkim czasie naszą drogę oświetlały już tylko uliczne latarnie.
- No cóż skoro tak sobie gadamy to może powiesz mi coś więcej o sobie?- zapytał
Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
- Śmieszny jesteś- parsknęłam śmiechem
- No co póki co wiem że nazywasz się Chelsey Levis. Bierzesz udział w wyścigach konnych i jesteś zajebista w tym co robisz. A no i kochasz czekoladę i nienawidzisz pomidorów. Jesteś ogromnym łakomczuchem i tam parę innych pierdół.
Zrobiłam śmieszną minę bo Louis z śmiechu upuścił torbę z zakupami i wszystko się wysypało. Złapał się za brzuch i chichotał jak niewinne dziecko. Próbował  resztką sił się uspokoić co mu nie do końca wyszło bo potknął się o swoje nogi i upadł na pobliski trawnik. Próbowałam zachować przez ten cały czas pełną powagę i nawet dobrze mi szło. Ale ta epicka gleba zaważyła o moim losie i razem z nim wpadłam w dziki szał śmiania się. W dzisiejsze popołudnie totalnie mi odbiło. I tak ciągnęłam do późnego wieczora. Byłam w takim stanie jak bym coś brała. Naprawdę. Sama sobie się dziwiłam. Zazwyczaj byłam pesymistycznie nastawiona do życia a tu proszę 2 facetów którzy swoim zachowaniem przypominali 4 latków, odmieniło moje życie. Byc może na lepsze.
Pomogłam Louisowi pozbierać się z ziemi i gdy już wszystko zostało opanowane. Zaczęłam przerwany temat:
- To chyba Ty powinieneś mi cokolwiek o sobie powiedzieć. Na razie wiem jak się nazywasz.
- Jak zaprosisz mnie do domu to wszystkiego się dowiesz- uśmiechnął się a ja odwzajemniłam uśmiech
- No w sumie czemu nie - rzuciłam
Chwilę potem dotarliśmy do mojego domu.
Duże, ciemne drzwi bez najmniejszego oporu się otworzyły. Kiedy weszliśmy od razu można było zauważyć mój salon. Duże brzoskwiniowe ściany idealnie komponowały się z ciemną sofą. Po jednej stornie było na całą ścianę okno a po przeciwnej znajdowała się średnia biblioteczka. Na przeciwko kanapy był umieszczony na ścianie telewizor. Za sofą natomiast stała ogromna wieża. Do tego w koncie stał kominek który pokuśtykałam rozpalić. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie okropny bałagan, o którym totalnie zapomniałam. Porozrzucany popcorn i rozwalony koloru czekoladowego koc leżał na samym środku, puchatego białego dywanu.
- Najmocniej przepraszam za ten bałagan. Zaraz go posprzątam -powiedziałam speszona
- Nic nie szkodzi. Każdy ma bałagan w swoim domu- swoją odpowiedź oprawił w uroczy, pocieszający uśmiech. Gdy się uporałam z kocem i popcornem i przy małej pomocy Louisa rozpaliłam kominek, (bo przy tym już uparł się abym pozwoliła sobie pomóc) powiedziałam:
- No dobra. Zanim zacznę przesłuchanie to ja rozpakuję swoje zakupy.
- Pomogę- jak na dżentelmena przystało przyjął swoje zadanie
- Tylko nie zgub się w szafkach- rzuciłam zaczepnie. Nie chciałam już go irytować swoim upartym zachowaniem.
- Wątpisz we mnie?
- Ależ skąd - powiedziała niewinnym głosikiem
- Ej, Chels gdzie schować czekoladę? A nie w zasadzie to ci nie powiem. Prędko jej wtedy nie znajdziesz.
- Tylko spróbuj- zagroziłam. Rzuciłam się na rękę Louisa i próbowałam wyrwać tabliczkę czekolady z jego dużych dłoni. Niestety nie było to łatwe zadanie. Lou ma długie ręce a ja nie jestem specjalnie wyrośnięta.
- To nie jest fair.- powiedziałam oburzona
- Nic nie jest w życiu fair. Wszystkie chwyty dozwolone, shawty.
- Ach tak?
- Mhmm.- zamruczał niepewnie.
- No to fajnie- powiedziałam i zaczęłam go łaskotać, łudząc się że to zadziała. Jak się później okazało to był świetny pomysł. Louis przez pewien czas upierał się że go to nie rusza ale, po pewnym czasie nie mógł ukrywać śmiechu i zaczął się niespokojnie wiercić. Gdy odzyskałam swoją miłość rzuciłam się na łóżko.
- No to Tommo powiedz coś o sobie.- westchnęłam. Nie byłam pewna czy chcę znać prawdę. Nic o nim nie wiedziałam. A co jeśli prowadzi "nielegalne życie"? Co jeśli coś bierze?
- Tommo? - podniósł brew z zdziwienia. Usiadł obok mnie i ściągnął swoją jeansową kurtkę.
-No to Tom..- nie dokończyłam swojej wypowiedzi. Kopara mi opadła. Właśnie wtedy ujrzałam jego tatuaże.
- Wow ale świetne dziary.- oczy błyszczały mi się z zdumienia. Co jak co ale on ma charakter.
- Dzięki. To nie są wszystkie ale można te zaliczyć do najlepszych. - powiedział
Na jego prawej ręce na  1-szy rzut oka można było zauważyć sznur i  ptaka.
Az mnie korciło żeby je dotknąć, co zauważył Louis.
- Nie wstydź się. Przecież możesz ich dotknąć, nie gryzą- uśmiechnął się a ja spłonęłam jak jakiś burak. Serio? Aż tak to było widać? Drugi raz nie musiał powtarzać. Moje place delikatnie przejechały po jego nadgarstku i ręce. Chciałam czuć jego skórę pod placami. Czerpałam z tego dotyku ogromną satysfakcję. Oczarowana patrzyłam na jego ciało. Jego odkryte ramiona i ręce wyglądały genialnie. Może to dziwne ale poczułam dzikie pożądanie na kilka sekund.
- No więc widzisz już trochę więcej o mnie wiesz- powiedział rozbawiony całą sytuacją.
Jeszcze chwile karmiłam swoje oczy tym widokiem. Ciszę przerwał Louis.
- To może pozadawajmy sobie nawzajem pytania , ale jest jedna zasada: na każde pytanie trzeba udzielić odpowiedzi. Co ty na to?
- Brzmi ciekawie więc czemu nie, ale ja zaczynam. - powiedziałam żwawo
- Za to że straciłem swoją dumę przez Twoje łaskotki to pozwól że ja zacznę.
- Ej no- zaczęłam ale Lou mi przerwał
- Ilu miałaś chłopaków?- łoho z grubej rury zaczyna
- 3- stwierdziłam zgodnie z prawdą. Jednak żaden z nich nie był prawdziwą miłością.
- Czyli aktualnie jesteś wolna?
- Tak.- odpowiedziałam spokojnie
- Zdaję sobie z tego sprawę- uśmiechnął się
- Jesteś dziewicą?- poruszył znacząco brwiami. Widać że jest bezpośredni
- A jak myślisz?- rzuciłam zaczepnie
- Nie wiem co mam myśleć więc czekam na odpowiedź- cieszył się i czerpał satysfakcję z tego jak mnie peszy.
- Nie nie jestem.- powiedziałam czystą prawdę.
Zrobił zdziwioną minę, po czym dodał:
- Na taką nie wyglądasz.
- Wiem, ale do grzecznych dziewczynek raczej nie należę - cicho wypuściłam powietrze, próbując wyrzucić z głowy, ostatnie lata mojego życia. Niestety jak na złość wszystkie wspomnienia wrócił niczym bumerang
 To takie nierealne. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to że do osiągnięcia pełnoletności mieszkałam pod jednym dachem z babcią, która o niczym nie wiedziała. Najbardziej bolesny jest fakt że ona uważa mnie za chodzący ideał. A to nigdy nie była prawda.
- Oookej -powiedział, zaskoczyłam go chyba tą odpowiedzią
- To skoro powiadasz że nie jesteś grzeczna to pochwal się co narozrabiałaś. Mi możesz zaufać. -powiedział spokojnym głosem. Chyba martwił się, że narobiłam głupot.
-Serio chcesz wiedzieć? -powiedziałam z grymasem na twarzy.
Pokiwał głową po czym swoją ręką "powiedział" żebym kontynuowała.
- No cóż od czego by tu zacząć...
W wieku 16 lat w garażu zrobiłam sobie tatuaż.
Lou uformował swoje usta w literkę o. Kontynuowałam dalej.
W wieku 17 lat zaczęłam palić papierosy. To właśnie tego zapomniałam kupić dzisiaj w sklepie. Rany czułam się jak na spowiedzi. Wszystkie moje występki podliczane. Łzy powoli cisnęły się do moich oczu ale kontynuowałam dalej.
- Alkohol, różne inne dziwne używki.
Przerwałam na chwilę. Musiałam pozbierać myśli.
- Nielegalne wyścigi...Czuje jakbym powoli staczała się na dno. Ale tak to jest kiedy twoich rodziców nie ma przy Tobie kiedy dorastasz. Nie było ich wtedy kiedy kiedy potrzebowałam ich najbardziej. Nie było pomimo tego że to nie była ich wina.
Łzy powoli zaczęły tworzyć ścieżkę na moim policzku. Louis przysunął się bliżej mnie i mocno mnie przytulił.
- Już nie chcę nic wiedzieć. Starczy mi tyle.
- Pokazałam się od chujowej strony- bąknęłam z goryczą w głosie
- Wcale nie. Po postu opowiedziałaś cześć swojego dzieciństwa. Niepotrzebnie naciskałem. Przepraszam.
- To nie Twoja wina. Skąd miałeś wiedzieć, że mam idealne życie? Nie obwiniaj się....
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć szybko zmieniłam temat:
- To teraz ja mogę popytać?
- Przyjmuję wyzwanie- zaczął pocierać swoje dłonie jedna o drugą
- Ile miałeś dziewczyn?
- Dużo, aż za dużo- powiedział obojętnym tonem. Chyba nie lubi o tym gadać
- Okey. To ile masz tatuaży?
- Szczerze? Po 10-tym przestałem liczyć- uśmiechnął się
- Czym się zajmujesz?
- Jestem Tatuażystą. - powiedział z dumą w głosie. To była jego pasja. Jego błękitne tęczówki nabrały głęboki odcień błękitu. Po chwili dodał:
- Ale też znam się trochę masowaniu pleców. Moja mama jest masażystką i mnie trochę podszkoliła- wyszczerzył swoje zęby.
- Wow ale zajebiście. A zrobisz mi kiedyś?- zapytałam mając nadzieję że się zgodzi.
- Masaż czy tatuaż? - uniósł brew w rozbawieniu.
- Chodziło mi o tatuaż, ale może kiedyś i masaż- uśmiechnęłam się.
- Zależy gdzie, ten tatuaż- uśmiechnął się i poruszył śmiesznie brwiami.
- Spokojnie, planuje na nadgarstku.- i nagle spaliłam marzenia Lou. Biedny myślał że ja sobie tyłek wytatuuję.
- Miałam w planach wytatuować coś podobnego do twojego sznura.- kontynuowałam
- Wiesz ma to głęboki sens. Że każdy problem da się rozwiązać. Rozumiesz?- Spojrzał na mnie swoimi oczyma i pokiwał głową że rozumie.
- Skąd mnie znasz?
- Hmm.. Pare razy byłem na Twoich wyścigach i tam o Tobie mówili. można to tak ująć
- No dobra.- w myślach trzęsłam się jak galareta bo o najważniejsze nie spytałam. Raz kozie śmierć
- Powiesz o co chodziło w tym wszystkim w stajni?
- Wiedziałem że jesteś dobra. Więc poszedłem na nielegalne zakłady, założyłem się i wygrałaś. Chciałem Cię trochę zmotywować.
Kamień spał mi z serca. Byłam prawie pewna że się wkurwi. No cóż mam szczęście. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Louisa:
- Chels. Mogę coś się Ciebie spytać? Właściwie to nie pytanie a prośba.- zaczął niepewnie.
- No jasne, śmiało- uśmiechnęłam się. W duchu jednak zaczęłam lekko panikować. Co on może ode mnie chcieć?
- Obiecaj mi że rzucisz złe nawyki. Żadnych fajek, nielegalnych zawodów... - nie dokończył bo mu przerwałam
- To nie takie łatwe.- mój radosny nastój szybko zmienił się w pochmurny.
- Ale Chels, to dla Twojego dobra.- intensywnie patrzył w moje oczy. Nie mogłam mu odmówić. Nie czułam się na siłach. Te oczy rozwalały mój tok myślenia. Pomimo tego ze jestem uparta jak osioł.
- Niczego nie obiecuję, ale mogę spróbować- powiedziałam i uśmiechnęłam się
Louis od razu się wyszczerzył w uśmiechu
- Na pewno dasz radę- złapał mnie za nadgarstki. Poczułam ból.  Tommo nie wiedział wszystkiego. Moja mina wyrażała grymas.
-Co się dzieje?-  rozluźnił uścisk i ujrzał świeże rany. Jego źrenice totalnie się powiększyły.
Wyszarpałam swoje nadgarstki z z rak Lou i szybko je zakryłam bluzą.
- Już nigdy więcej tego nie zrobisz- powiedział to chyba do siebie. - Wstał i zaczął chodzić po salonie i kuchni zbierając do dłoni różne ostre przedmioty. Pech chciał że paczkę żyletek zostawiłam w szufladzie w kuchni do której zajrzał chłopak. Chwycił pudełeczko i spiorunował mnie wzrokiem. Wpadł w totalny szał.
- Co. To . Do. Cholery. Jest?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zaczęłam się go bac.
Nie odpowiedziałam. Ukryłam w dłoniach swoją twarz. Byle tylko nie zobaczyć wkurwionego chłopaka.
Podejrzewam że zrozumiał że za ostro mnie potraktował. Podszedł bliżej, ale ja instynktownie się odsunęłam.
- Musisz z tym skończyć, bo się wykończysz. -szepnął. Miał rację.
Poszłam na chwilę do łazienki. Otworzyłam szafkę z której wywaliłam wszystkie żyletki, noże, nożyczki. Za mną stał przerażony chłopak. Chyba był w ogromnym szoku, że tak młoda dziewczyna niszczy swoje życie.Chwyciłam wszystkie przedmioty, które udało mi się nazbierać i wrzuciłam do foliowej reklamówki.
- Proszę - wystawiłam w jego stronę siatkę, którą chwycił. Szybko pobiegł na dół schodami. Usłyszałam trzask drzwi. Po chwili znów usłyszałam trzask. Czyli jednak mnie nie zostawił. Zależało mu na mnie. Podszedł do mnie i powiedział:
- Czas na zmiany. Co ty na to?
- Zawsze można spróbować. - powiedziałam bez entuzjazmu
Lou wziął mnie na ręce i zapytał
- Gdzie masz sypialnie?
- Na przeciwko - powiedziałam zmieszana. Jaki on znowu ma pomysł?
Zwinnie biodrem otworzył drzwi i położył mnie na ogromnym łóżku. Pastelowo różowe ściany był lekko oświetlone lampkami, które wisiały na ścianie. Szafa stała koło dużego lustra. Na stoliku w pobliżu łózka był położony laptop. Kabel od jego ładowarki walał się po całej  podłodze, wyłożonej ciemnymi panelami. Rolety jak zwykle nie były zasunięte, co  zauważył Tommo.
- Swoją drogą, pamiętaj o Tym żeby zasuwać rolety i zamykać drzwi. Serio. dobrze ci radzę- popatrzył na mnie skupiony.
- Postaram się. - rzuciłam
Po chwili łóżku ugięło się pod chłopaka ciężarem. Położył się obok mnie. Przysunął mnie bliżej siebie i rzekł.
- Czas na odpoczynek. Późno już jest... Jutro wielki dzień Cię czeka.
- Mhhh. -szepnęłam - Tak wielki dzień.
Po chwili odpłynęłam w krainę morfeusza.
***
Rano obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Otworzyłam zaspane oczy i się przeciągnęłam. Byłam pewna że to Tommo sprawka. Jednak on spał jak mały dzieciak wtulony w moje ciało. Jaki on jest słodki kiedy śpi.
Podniosłam wystraszona głowę. Bałam się że to jakiś złodziej.
- Cześ wnuczko. Postanowiłam wcześniej przyjechać.
Czyli to nie złodziej, tylko świetnie wyczuwająca nieodpowiednią porę babcia.
- Kurwa- jęknęłam
- Cześć babciu. - powiedziałam miłym głosem.
Moje słowa chyba obudziły Tommo bo też po chwili się obudził
- Chels strasznie kopiesz w nocy - jęknął i złapał się za łydkę. Szturchnęłam go w bok. Po chwili spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Widział ze byłam skupiona na obiekcie przede mną, więc postanowił się odwrócić.
- Co się stało? - spytał. Jego mina szybko się zmieniła z zaspanej na przytomną.
- Dzień dobry- powiedział zmieszany
- Witam.- powiedziała przyjemnie.
- Jaka cudowna z Was para- powiedziała wesoło.
- Tak to prawda. - wtrącił się radosny Tommo. Szybko zmroziłam wzrok i popatrzyłam na Lou. Chłopak objął mnie i pocałował w policzek.
- To ja może dla Was zrobię śniadanie- uśmiechnęła się
- Zaraz będziemy na dole- przykleiłam sztuczny uśmiech do twarzy.
- Kiedyś Cię za to zabiję - mruknęłam kiedy babcia zdążyła wyjść z pokoju.
- Chyba nie będzie aż tak źle- zaśmiał się.

_________________________________________________
No to 5 rozdział za nami. Jakie wrażenia? ;)
Dziękuję za tak liczne komentarze i wyświetlenia.
Jesteście boscy x
OGŁOSZENIA:
1. Postacie mają tt ;)
Jednak nie bierzcie do siebie niektórych i tweetów bo często są tam różne dziwne rzeczy :D

2. DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM OSOBOM ZA TO ŻE POŚWIĘCAJĄ SWÓJ CZAS ZA CZYTANIE/KOMENTOWANIE/PROWADZENIE KONT NA TT ;)

3. Jeśli są błędy to przepraszam ;<

4. Zostawcie po sobie jakiś ślad. ;) Każdy komentarz mnie motywuje do pracy i cieszy ;)

5 NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JAK BĘDZIE 10 KOMENTARZY OD CZYTELNIKÓW. X

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BONUS ;)




































piątek, 13 września 2013

NABÓR!

TAK TAK TO JUŻ DZISIAJ ;)
Aż 4 postacie z tego ff będą miały tt i będą Was informować o nowych rozdziałach i innych nowinkach. ;)
Przed Wami:

CHELSEY LEVIS
@Chels_Chameleon


LOUIS TOMLINSON
@Lou_Chameleon


NIALL HORAN
@Niall_Chameleon

UWAGA! Pojawi się jeszcze jedno konto, mianowicie przyjaciółki Chels - Perrie.
Ale wszystko w swoim czasie ;)

Mam jeszcze dla Was małą niespodziankę. ;)

OGŁASZAM NABÓR DO POMOCY PRZY KONTACH NA TT ;)


POTRZEBUJĘ 2-3 OSÓB OSÓB KTÓRE BĘDĄ MIAŁY DOSTĘP DO KONTA LOUISA (TAK OCZY WAS NIE MYLĄ) I PERRIE.
JEŚLI MASZ TROCHĘ WOLNEGO CZASU (DOSŁOWNIE 5 MINUT DZIENNIE) I CHCESZ MI POMÓC, ZOSTAW W KOMENTARZU E-MAILA, I NAZWĘ TWOJEGO TT. WTEDY BĘDĘ MIAŁA MOŻLIWOŚĆ SKONTAKTOWANIA SIĘ Z WAMI NA "PRIV".
ALBO PO PO PROSTU NAPISZ DO CHELS ;>


Tak więc to tyle na dzisiaj. ;)
Kolejny rozdział jest w trakcie pisania.
Brakuje jeszcze 1 komentarz do opublikowania następnej części. ;)
Tak więc wbijajcie do rozdziału 4-tego i zostawcie po sobie jakiś ślad. ;)
#ILSM XXX

środa, 11 września 2013

Rozdział 4




PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM PROSZĘ X !




Chelsey POV
- Przepraszam. Powinienem siedzieć cicho. Wybaczysz? - spojrzał na mnie błagająco.
- Niall ty chyba zwariowałeś!  To ja powinnam Ci podziękować, że stanąłeś w mojej obronie. Ne przejmuj się tym dupkiem. Właściwie nawet nie wiem czemu się mnie uczepił.Zwykły psychopata i tyle. - zakończyłam pogodnie swoją wypowiedź, żeby się tak nie obwiniał. To naprawdę nie jego wina. -Naprawdę, olej go.
- Jak on Cię potraktował! Jak jakąś maskotkę! On wyżywa się na Tobie. - wow koleś jest naprawdę miły ale jak ktoś go wkurzy to potrafi nieźle nakopać.
- Shh. Skoro się wyżywa to niech się wyżywa. Mam go w dupie i tak zostanie. Naprawdę. - Stwierdziłam.
Pomiędzy nami zapanowała na chwilę spokojna cisza. I ja i Niall tego potrzebowaliśmy. Po prostu musieliśmy opanować nerwy, które kumulowały się w nas. Po krótkim czasie przerwałam tą ciszę.
- A tak w ogóle to ile masz lat? - uśmiechnęłam się. - Nie to żebym wyszła na ciekawską.
- Właściwie powinienem Ci na początku to powiedzieć.-  po czym dodał:
- 19. A ty?
- Ja też.
- Jestem pod wrażeniem. W takim wieku wygrywać tak poważne wyścigi. Naprawdę jestem pełen podziwu.
- Czekaj, ty też wiesz kim jestem?
- No w zasadzie tak- zakłopotał się lekko.
- Od samego początku kojarzyłem Twoją twarz. Kiedy czekałem na Ciebie w szpitalu, czytałem wiadomości i tam o Tobie pisało.- zaczął się tłumaczyć.
- Pieprzone media- bąknęłam - Wcale to do szczęścia nie jest mi potrzebne.
- Wcale się Tobie nie dziwie- przyznał Niall
- Co powiesz na obejrzenie jakiegoś filmu, hmm?- Szybka zmiana tematu.
- Czemu nie, a co proponujesz Chels? - poruszył śmiesznie brwiami.
- Może jakiś horror? - rzuciłam zaczepnie
- Całkiem ciekawa propozycja. A nie będzie się przypadkiem panienka bała? - kontynuował naszą nietypową rozmowę.
- Chyba sobie Horan żartujesz. - dźgnęłam go w bok. Od razu zareagował i zrobił kwaśną minę. Udawał  że go strasznie boli bo aż złapał się za to miejsce. Po jego reakcji oboje się roześmialiśmy.
- Proponuję "Oszukać przeznaczenie", co ty na to?- odpowiedziałam pewna siebie,po czym dodałam swój popisowy uśmiech.
- Wysokie progi, ale myślę że podołam zadaniu- powiedział odważnym głosem, jednocześnie przyjmując wyzwanie. Po jego odpowiedzi, wybuchliśmy śmiechem. Przy Niall'u czułam się dowartościowana, bezpieczna i przede wszystkim ważna. W jego towarzystwie czas jakby nie istniał. Normalnie druga Narnia.
To była jak dla mnie dość nowa sytuacja. Owszem babcia podobnie się zachowywała jak Nial, ale jednak babcia to rodzina. A on? Nowo poznany znajomy. Emanował taką radością do ludzi których od razu poznaje. Skąd on bierze tyle dobroci? To takie dla mnie nowe.
- No dobra- próbowałam zachować powagę. Niestety zbyt długa ilość czasu spędzona z tym pokręconym pozytywnie chłopakiem, dała się we znaki. Zaraził mnie takim optymistycznym spojrzeniem na świat. Pomimo tego że zmarła mu wczoraj matka on dalej był uśmiechnięty. Pewnie zachowuje się tak dlatego żeby mnie pocieszyć, lub to był jego sposób odreagowania tych wszystkich nerwów.
- Proponuję do tego seansu popcorn. Co  Ty na to?
- Jak na lato.- zrobił dziwną minę, i znów popadłam razem z nim w ogromny śmiech.
Poszłam do kuchni i otworzyłam mikrofalę. Włożyłam tam woreczek i cierpliwie czekałam aż popcorn będzie gotowy. Zapach bardzo szybko opanował kuchnię. Czekając na przekąskę, myślałam że wybuchnę. To nie na moje nerwy. Tyle czasu bo aż  2 minuty czekać na zwykłą kukurydzę.Mikrofala nie zdążyła "zapiszczeć" a już ją otworzyłam. Wrzuciłam szybko całą zawartość do miski. Gdy się odwróciłam wpadłam na Nialla których był czerwony jak burak ze śmiechu. Chyba widział jak wierzgam nogami z tego całego oczekiwania na jedzenie.
- Szybka i sprytna- powiedział dławiącym głosem po czym się znów roześmiał. Zrobiłam obrażoną minę.
Natychmiast przestał się śmiać.
- Oj nie gniewaj się - szepnął po czym wziął mnie na ramiona i zaniósł na kanapę. Nie wytrzymałam i zaczęłam się strasznie głośno chichotać. Aż brzuch mnie rozbolał od tych wygłupów.
- Z Tobą nie da się chyba normalnie pogadać - Ledwo zdążyłam dokończyć bo i Niall dołączył się do tego dzikiego wrzasku.
- Możliwe, możliwe - uśmiechnął się
Po zaledwie 20 minutach film totalnie przestał nas interesować. Aktualnie rzucaliśmy się popcornem. Gdy w naszych dłoniach już nic nie zostało, równocześnie rzuciliśmy się na miskę, która spokojnie stała na stoliku przed kanapą. W połowie drogi do naszego celu nasze dłonie się spotkały. Niall wykorzystał sytuację i chwycił moją dłoń. Następnie zmieniliśmy kierunek i moja ręka trafiła na tors chłopaka.. Nim się obejrzałam beztrosko leżałam na Niall'u.
-Chyba powinnam zejść- bąknęłam
- Nie puszczę Cię- wyszczerzył się Niall i wyprzedził moją wypowiedź:
- Jesteś bardzo lekka. Nawet z tym gipsem.- Splątał mocniej swoje dłonie które ułożył sobie na moich plecach żebym tylko mu nie uciekła. A ja  nigdzie nie chciałam się wybrać. Wręcz przeciwnie. Chciałam już tak leżeć do końca swojego życia.
Gdy film się skończył dochodziła godzina 21:00.
- Ja już się będę zbierał- rzucił smutno Niall
- Skoro musisz. - westchnęłam. Nie chciałam aby ten wieczór się skończył.
- Jutro zadzwonię, obiecuję - pociesznie rzucił Niall - Mam nadzieję że sobie jakoś poradzisz.
- Dam radę - zapewniłam go.
Odprowadziłam go do drzwi. Gdy je otworzyłam poczułam rześki powiew wiatru. Było dość zimno jak na lato.
- No to do zobaczenia- uśmiechnęłam się lekko, po czym dałam mu na pożegnanie buziaka w policzek.
- Dobranoc księżniczko - wyszeptał mi do ucha i mocno mnie przytulił, jednocześnie przyjmując ode mnie buziaka. Gdy już się nieco oddalił wziął moją dłoń w swoją i ucałował lekko moją rękę. Uśmiechnął się i po chwili zmierzał w kierunku swojego auta. Stałam w drzwiach dopóki nie odjechał.
Gdy zamknęłam za sobą drzwi, przekręciłam zamek w drzwiach. Kierowałam się w stronę mojego pokoju na górze bo tam zostawiłam swój telefon. Muszę poinformować babcię co się stało. Będzie się martwić jak nie zadzwonię a i tak i tak prędzej czy później dowie się co się ze mną stało. Chociażby z tych kretyńskich gazet. Po 5 minutach, wolnym tempem dotarłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżku, kompletnie zapominając na chwilę o nodze. Nie odczułam żadnego bólu więc uznałam że to dobra oznaka bo jej bardziej nie uszkodziłam. Gdy usadowiłam się na łóżku chwyciłam telefon i zadzwoniłam do babci.
- Cześć babciu. Co u Ciebie słychać?- zaczęłam spokojnie
- Wszystko dobrze wnusiu, a u Ciebie?
- No w miarę dobrze, a co tam u Greg'a?- to jest mojej babci kot. Ma 10 lat i świetnie się trzyma.
- Siedzi u mnie na łóżku i mruczy z zadowolenia. Coś się chyba dzieje prawda? Zawsze pytasz o Greg'a kiedy próbujesz ominąć temat.- Sprytna nie ma co
- No w zasadzie mam mały problem.- powiedziałam
- Nie masz z czego opłacić domu? Przecież zawsze ci mówiłam że mogę ci pomóc- mówiła zmartwiona.
- Babciu, póki co mam pracę - rzuciłam podirytowana
- To co się stało że dzwonisz tak późno?- o cholera. Straciłam rachubę czasu.
- No bo miałam mały wypadek - stwierdziłam że nie będę owijać w bawełnę.
- Co się wnusiu stało? - powiedziała drżącym głosem. Bardzo się o mnie martwiła.
- Mam złamaną nogę- powiedziałam z goryczą w głosie.
- Jutro do Ciebie przyjadę Ci pomóc- powiedziała zdeterminowana
- Naprawdę nie musisz.- mówiłam zmieszana
- Ja dobrze wiem że w tych czterech kątach oszalejesz sama- kontynuowała. Nie ma pojęcia że poznałam dzisiaj aż 2 osoby.
- Jeśli to nie problem, to wpadnij- powiedziałam
- Wnusiu będę kończyć bo już dla mnie jest bardzo późno- ziewnęła i przeciągnęła literkę a
- Ok to do jutra- już miałam zakończyć rozmowę gdy babcia mi przerwała
- Chelsey?
- Tak?- spytałam
- Gratuluję dzisiejszego wyścigu. Jestem z Ciebie dumna.
- Dziękuję- powiedziałam i dodałam
- To ja kończę, pa
- No papa dobranoc.
No i fajnie. Jedna rozmowa za mną. Zostało mi jeszcze poinformować Jack'a że nie wpadnę na imprezę którą dla mnie przygotował. Postanowiłam napisać wiadomość:
DO: JAKE
TEMAT: Impreza
TREŚĆ: Naprawdę przepraszam, ale nie dam rady dzisiaj przyjść na imprezę. Złamałam nogę i nie mam nastroju do zabawy. Nie martw się o mnie, jutro zadzwonię. Bawcie się dobrze. Pa X
CHELS
No i kolejna sprawa z głowy. Chwilę potem mój brzuch dął o sobie znać. Byłam trochę głodna. Faktycznie zapomniałam o obiedzie. Postanowiłam zejść do kuchni
Parę minut później zeszłam na dół do kuchni. Otworzyłam lodówkę i moje przypuszczenia okazały się prawdą. Lodówka świeci pustkami. No nic trzeba iść na zakupy do pobliskiego sklepu.
Założyłam na siebie kurtkę, wzięłam portfel i klucze i wyszłam z domu. Miałam szczęście. Sklep był kilka domów dalej. Gdy doczłapałam do sklepu chwyciłam koszyk i zaczęłam po kolei  wrzucać potrzebne produkty. Chleb, mleko, płatki, sok pomarańczowy, żelki, bułki. Gdy zastanawiałam się który słoik nutelli wziąć duży czy średni. Czyjś głos doradził mi:
- Na Twoim miejscu wziąłbym większy.
Odwróciłam się i ujrzałam Louisa. No tak jak pech to po całości.
- Fajnie. To ja wezmę średni. - każde moje słowo ociekało jadem.
Kopnęłam koszyk zdrową noga i go zręcznie ominęłam. Niestety szybko nie umiem się przemieszczać o kulach. Louis zrobił jeden duży kro i stał znów koło mnie.
- Możemy pogadać? - spokojnie powiedział, drapiąc się po karku. Widać że się denerwował.
- Czego ty ode mnie chcesz? - syknęłam
- Chciałbym cię przeprosić, naprawdę. Zachowałem się jak jakiś sukinsyn.- Wow tego się po nim nie spodziewałam. Otworzyłam ze zdziwienia usta i uformowałam je w literkę "o".
 - Pewnie mi nie wybaczysz, więc ja sobie już pójdę. Cześć- rzucił przez ramię i odwrócił się ode mnie. W ostatniej chwili chwyciłam jego dłoń i ścisnęłam ją mocno.
- Okey, wybaczam- powiedziałam cicho.
Na moje słowa momentalnie się odwrócił.
- Nie rób łaski. - powiedział patrząc na swoje buty. Nie miał odwagi nawet na mnie spojrzeć.
- Wcale nie robię łaski- rzuciłam podirytowana
- Po prostu tego się nie spodziewałam. Zaskoczyłeś mnie. - z każdym słowem, ściszałam swój ton, nawet nie mam pojęcia czemu. W końcu spojrzał na mnie. Nic nie powiedział, tylko chwycił mój koszyk. Już chciał ruszyć ale szybko zareagowałam:
- Ej, czekaj. Zmieniłam zdanie. Biorę większy słoik. - uśmiechnęłam się co Lou szybko odwzajemnił.
- Zmienna jesteś- powiedział i promiennie się uśmiechnął.
- No cóż podobno wszystkie kobiety są takie- odgryzłam się i zachichotałam cicho.
- A mógłbym wiedzieć co cię tak bawi Chels?- powiedział i uniósł jedną brew do góry.
- Bo.. bo i zaczęłam się śmiać. Twoja mina był zabójcza.Wyglądałeś przezabawnie. Wręcz komicznie. - Gdy to wyrzuciłam siebie pomiędzy atakami śmiechu, znów się roześmiałam. Tym razem na cały sklep.
- Ach tak? - powiedział?
Przytaknęłam głową.
- No cóż muszę ci uwierzyć na słowo. - kiedy skończył powtórzył swoją minę i znów zaczęłam się śmiać. Tym razem dodatkowo się oplułam.
- A kto ci każe wierzyć na słowo?- wyciągnęłam telefon i zrobiłam nam zdjęcie.
Louis POV
W duchu skakałem jak dziecko że mi wybaczyła, jednak każda sytuacja ma drugą stronę medalu.
Niestety w tym wypadku złą stronę. Miałem tylko powiedzieć jej prawdę,  której nie wiedziała. I to wszystko. Miałem się do niej początkowo nie przywiązywać. Bo wiedziałem że wtedy to będzie trudniejsze. Dla mnie bo z każdym dniem coraz trudniej będzie mi powiedzieć to co mam do powiedzenia i dla niej bo będzie myślała że ja specjalnie ją oszukiwałem. Z kolei teraz jej tego nie powiem. Bo mi nie uwierzy.
Mam nadzieję że nie uda mi się do niej bardzo przywiązać. Jednak czuję że powoli wpadam w pułapkę. Jedno jest pewne. I mnie to zrani i ją to zrani.



________________________________________________________
RAMTAMATAMATAM
Brakowało 1 komentarza, ale no cóż dodaję dla moich kochanych czytelniczek. xxx
Dziękuję za każdy komentarz, z całego serducha. ;)
#ILSM
No cóż jeśli chodzi  o tt postaci, niestety mamy małe usterki. Niedługo konta się pojawią ;)
Rozdział nie jest sprawdzony, za błędy przepraszam ;< Drobne poprawki zrobię już jutro, bo dziś już padam z nóg.

UWAGA! NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JEŚLI BĘDZIE 10 KOMENTARZY OD CZYTELNIKÓW. BEZWZGLĘDNIE. PO PROSTU CHCĘ WIEDZIEĆ CZY JEST SENS PISANIA DALEJ.
 

Jeśli doczytałaś do tego zdania bardzo dziękuję za poświęcony czas ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BONUS xx






HAHAHAHAHAHAHAHAHAAH ;D 






Mina Louisa, mniej więcej  wyglądała tak.
Nie dziwię się Chels czemu tak dziko śmiała się w sklepie.
Na jej miejscu na podłodze bym leżała. :D








Nasz kochany Lou chyba nigdy nie dorośnie ;)








sobota, 7 września 2013

Rozdział 3

Przeczytaj ogłoszenie pod rozdziałem !


Chelsey POV
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Przerażająco niekomfortowej ciszy. Czas dłużył się niemiłosiernie. Ani razu nie popatrzeliśmy na siebie. Ja gapiłam się smętnie w okno, a Louis skupił się na drodze. Widać że był zły bo dłonie miał zaciśnięte na kierownicy. Aż białe kosteczki u jego opalonej dłoni było widać. To wszystko moja wina. Co ja mam teraz zrobić? Znów go przeprosić? Przecież on wpadnie wtedy w furię. Jakie wszystko jest skomplikowane. Z resztą całą tą szopkę z tym odwożeniem do szpitala mam już serdecznie w dupie. Wygląda to tak że robi to z czystej łaski. Gdy w końcu dojechaliśmy, postanowiłam że dojdę do szpitala sama, jednak gdy chciałam otworzyć drzwi okazało się że są zablokowane.
- Co za osioł- bąknęłam. Widział jak się szarpałam z drzwiami, co go wkurwiło. Gdy w końcu się wydostałam z tego auta, Louis spiorunował mnie wzrokiem. Nie wytrzymałam tej napiętej sytuacji i bąknęłam opryskliwie:
-Coś nie tak?
- Nie ważne - odpowiedział i podał mi rękę.
Ja jak to na osła przystało zignorowałam ten gest. Zapiszczałam z niespodziewanego bólu.
- Obawiam się że zasłużyłaś sobie na to- rzucił z grymasem na ustach. Nie dziwię mu się w końcu prze zemnie prawie ogłuchł. Czarę goryczy przelała jego następna wypowiedź:
-Trzeba było się mnie posłuchać. - Nawiązał do swojego gestu. Tego było już za wiele.
- Ach tak? Taki mądry jesteś?- rzuciłam prowokacyjnie. Już chciał coś powiedzieć ale go wyprzedziłam:
- Weź człowieku spierdalaj! Nie pisz, nie przyjeżdżaj do mnie! Nie znam Cię i niech tak zostanie!- warknęłam.
- Jak sobie chcesz- wycedził przez zęby. Wsiadł do auta i trzasnął drzwiami. Frajer. Ja jakbym tak trzasnęła tymi głupi drzwiami to zakopałby mnie  żywcem. Chyba nigdy nie pojmę logiki facetów. Najczęściej traktują dziewczyny jak zabawki. Po chwili z piskiem opon odjechał. Gdy już wybierałam się w stronę głównych drzwi szpitala usłyszałam czyjś głos.
- Pomóc w czymś? - zapytał blondyn z niebieskimi oczami. Ubrany był w luźną koszulkę i jeansowe spodnie.  do tego na głowie miał zielonego fullcapa.
- Jeśli to nie problem.- wysłałam zbolały uśmiech. Byłam strasznie zmęczona.
- Jestem Niall- dodał z uśmiechem.
- Ja Chelsey, ale mów na mnie Chels- odpowiedziałam.
- Okey, Chels. Myślę że się nie pogniewasz że Cię tak doniosę do szpitala. Ale nie widzę innego logiczniejszego rozwiązania. Sytuacja tego wymaga- powiedział promiennie, po czym puścił mi oczko. Po chwili byłam w objęciach Nialla. Niósł mnie tak delikatnie, jakbym była z cukru. Powolnym krokiem zbliżaliśmy się do szpitala. Nie wiem czemu ale mnie to zasmuciło. Około 2 minuty później byłam na miejscu.
- Dziękuję za pomoc- posłałam uroczy uśmiech, po czym dodałam:
- Pewnie byłam ciężka co nie?
- Ty? Taka chudzinka? Chyba żartujesz. - rzucił rozbawionym głosem - To była dla mnie czysta przyjemność- dodał po czym złapał mnie za rękę.
- Cóż w takim razie wiszę ci kawę Niall. - powiedziałam
- Nie, kochana nie jesteś mi nic winna. - uśmiechnął się uroczo.
- Będziemy kwita jeśli ładnie się uśmiechniesz- powiedział
- No okey- rzuciłam rozbawionym głosem i wyczarowałam najbardziej promienny uśmiech jaki tylko potrafiłam.
- I jesteśmy kwita- skwitował Niall - Tu masz mój numer Chels, proszę odezwij się czasem- powiedział smutno.
- Masz to jak w banku. -powiedziałam i przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Z początku był zaskoczony moją reakcją ale szybko odwzajemnił gest.
- Może jeszcze ci pomóc?- spytał
- Nie nie trzeba i tak dużo dla mnie zrobiłeś, poradzę sobie- odpowiedziałam.
- To w takim razie do zobaczenia-powiedział
- Pa- dorzuciłam i zrobiłam mały kroczek. Noga tak mnie zabolała że się aż potknęłam.
Uparta ja jak zwykle wpadłam w kłopoty.
- Chyba ci jednak pomogę- dodał z bolącym uśmiechem.
- Dziękuję. Jesteś bardzo miły.
- A ty bardzo ładna- rzucił zabawnie chłopak.
- hahahahah chyba jednak nie.- powiedziałam półuśmiechem.
- Nie dyskutuj- zaśmiał się Niall i pocałował mnie w policzek. Zarumieniłam się i wyglądałam pewnie jak burak. No ale cóż często się peszę wśród nowo poznanych ludzi. Uśmiechnęłam się i dodałam.
- Ok zmieńmy temat- powiedziałam.
Moment później znalazłam się na jego ramionach a Niall co chwila opowiadał mi śmieszne żarty, żebym się lepiej poczuła. Był taki troskliwy i czuły. Nie to co Louis. Z resztą czego się mogłam po nim spodziewać. Poznałam go dzisiaj. W dodatku przyszedł do tej stajni tylko po żeby coś powiedzieć. Przynajmniej na takiego wyglądał.
 Gdy dotarliśmy już do recepcji, Niall zapytał:
- Przepraszam, ta piękna pani potrzebuje pomocy.
- Zapraszam do sali nr 5. Mam chwilę to się wami zajmę- rzucił lekarz koło 40-stki.
Gdy dotarliśmy na miejsce rzekł
- Tylko pacjentka.
- Dobrze- rzucił zrezygnowany Niall.
- Nie czekaj tylko już idź. Ja ci mnóstwo czasu dzisiaj zabrałam- dorzuciłam
- Nawet nie ma mowy- zaprotestował Niall i zamknął drzwi.
- Jak się nazywasz? -spytał lekarz.
- Chelsey Levis
- Znana mistrzyni? U nas w szpitalu?
- Na to wygląda- rzuciłam bez entuzjazmu. Nigdy nie lubiłam  określenia "znana, sławna" Jestem zwykłą dziewczyną z pasją, i tyle w tym temacie.
- Zaraz sprawdzimy co z Twoją kostką- rzekł.
Zabrał mnie na salę gdzie zrobiono mi rentgen . Po około 20 minutach wróciliśmy do sali.
-Przykro mi ale pani ma złamaną kostkę. Musimy unieruchomić kość na 4 tygodnie.
-Ile? - zakrztusiłam się wodą z kubeczka jednorazowego.
- Przykro mi, ale nie możemy tego skrócić, plus trzeba jeszcze doliczyć czas rekonwalescencji
- Kurwa- cicho jęknęłam
- Naprawdę bardzo przykro mi z tego powodu. Zawołam pielęgniarkę która usztywni kość.
***
Gdy się już zapisałam na kontrol i wyszłam z sali ujrzałam zatroskanego Nialla.
- I co z nogą? - spytał
- Złamana- powiedziałam z nutką złości.
Niall przytulił mnie bardzo mocno, na pociesznie tak mi się przynajmniej zdaje.
- Dobra ja się zwijam do domu, dzięki za wszystko. Taksówka czeka na mnie pod szpitalem.
- Ja Cię odwiozę- rzucił odruchowo
- I tak i tak dużo dla mnie zrobiłeś
- To żaden problem- nalegał
- Skoro tak twierdzisz i chyba nie odpuścisz to zgadzam się- oprawiłam swoją odpowiedź w uśmiech.
- Dobrze wiedziałaś że nie odpuszczę- powiedział Niall.
Niall zaprowadził nas do swojego auta. Był to czarny Range Rover.
- Wow- rzuciłam zachwycona. Auto Nialla rozwaliło system.
- Cieszę się że Tobie się podoba- uśmiechnął się
Niall otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść,  następnie zapiął mi pasy bezpieczeństwa. Był taki uroczy.
- Dziękuję - powiedziałam radosna
Ból powoli ustępował co pozytywnie na mnie wpływało. To wszystko dzięki lekom które podała mi pielęgniarka.
Sekundę później Niall usiadł koło mnie za kierownicą, szybko zapiął pasy i rzekł:
- To gdzie mieszkasz?
Podałam mu adres. Nie minęła minuta a my gadaliśmy, jak starzy przyjaciele. Niall co chwilę mnie rozbawiał. Ja też nie zostawałam w tyle i co chwila opowiadałam śmieszne historie z mojego życia. Podróż upłynęła naprawdę bardzo szybko. dla mnie to było jak 5 minut. chcąc przedłużyć dobre chwile, spytałam:
- Wejdziesz do środka? - zrobiłam minę smutnego pieska.
- Tobie nie odmówię- powiedział i jednocześnie chichotał z mojego wyrazu twarzy. Zupełnie jak by czekał na ten gest z mojej strony. Ruszyliśmy przez furtkę. wyglądaliśmy na zakochańców. Niall radośnie uśmiechający się i patrzący na mnie swoimi błękitnymi oczami, ja wtulona w jego tors. Gdy dotarliśmy pod drzwi, wzięłam do reki torbę która trzymał Niall. Po długich poszukiwaniach przypomniałam sobie że to Louis zamykał drzwi.
- Nie ja w to nie wierzę- fuknęłam
- Co się stało? - spytał z troską w głosie
- Ten dupek co mnie przywiózł ma klucze od mojego domu. W zasadzie  zaraz do niego wejdziemy bo tylne drzwi zawsze zostawiam otwarte. Problem jest w tym że nie chcę go już więcej widzieć. - wyrecytowałam na jednym tchu. nic nie odpowiedział. Czuł że to mnie przybija. Spojrzał na mnie pokrzepiająco.
Gdy w końcu udało mi się wejść do domu, wąskimi drzwiami z złamaną noga (co było ogromnym wyzwaniem), powiedziałam:
- Chcesz coś do picia? Kawę, gorącą czekoladę, kakao, herbatę, sok?
- Jeśli to nie kłopot to gorącą czekoladę.
- Ok to ja też się napiję czekolady- rzuciłam promiennie
- Siadaj na kanapę, Niall ja się wszystkim zajmę.
- Ja pomogę
- Serio odpocznij, zmęczony musisz być.
-Ja? Nie przesadzaj. Pomogę Ci.
Po chwili razem przygotowaliśmy czekoladę. Usiedliśmy na kanapie. Sięgnęłam po koc który leżał na pobliskim fotelu, Niall pomógł mi się przykryć. Jednak sama nie chciałam pod nim siedzieć. Poniosłam róg i gestem dłoni pokazałam żeby się przybliżył. Po chwili siedziałam wtulana w jego tors. Stwierdziłam że zacznę rozmowę:
- A właściwie Niall, to co robiłeś dzisiaj w szpitalu?
- Odbierałem ostatnie dokumenty, moja mama zmarła wczoraj.- W jego oczach momentalnie pojawiły się łzy. Szybko je otarłam palcem.
- Wiem jak się czujesz. Moi rodzice zmarli jak miałam rok. Do dziś nie wiadomo kto ich zabił. dlatego z całego serca ci współczuję.
Po chwili z moich oczu również zaczęły lecieć łzy. Tym razem Niall je delikatnie zebrał z mojej twarzy.
- Shhh Chels- szeptał delikatnie. - Jestem tu z Tobą.
- Wiem i za to Ci dziękuję.
Siedzieliśmy tak jeszcze z niecałą godzinę. Rozmowa średnio się kleiła przez moją ciekawość.
- Przepraszam za to pytanie. Naprawdę.
- Miałaś prawo wiedzieć.
Po 10 minutach rozmowa zeszła na normalny tor. Śmialiśmy się, rzucaliśmy orzeszkami. Całą ta sielankę postanowił przerwać Louis. Trzasnął drzwiami. Widząc mnie wtulonego w Nialla, mina Louisa totalnie się zmieniła, z obojętnej na wściekłą. W zasadzie nie wiem co go to obchodziło z kim spędzam wolny czas.
- Co ty tu robisz? - warknęłam zła. Również mój humor totalnie się popsuł.
Louis POV
-Cholera! - wrzasnąłem zły. Nie powinienem tak się zachować. Zupełnie mnie wtedy poniosło. Chcąc się odstresować, poniosłem wazon  i z całej siły rzuciłem go na podłogę. Powinienem do niej teraz jechać, pomóc jej. A co ja robię? Siedzę teraz w domu w którym wala się szkło. Nie no nie wrócę jak jakiś mięczak. Jednak po chwili przypomniało mi się że zapomniałem oddać jej klucze do domu. Nie czekając ani chwili dłużej chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu. Następnie wsiadłem do auta i pojechałem do jej domu. Zabawne. W zasadzie miałem jej powiedzieć jedną ważną rzecz i zniknąć z jej życia. Jednak tak się nie stało. Zawsze coś niszczyło mi plany. Najpierw Chels mnie spławiła, potem jej wypadek. Mam nadzieję że teraz będę miał okazję do załatwienia sprawy. Oczywiście tak kolorowo nie było.
Gdy wpadłem do jej domu ujrzałem ją z objęciach z jakimś obcym facetem. Ten widok tylko pogorszył mój zły humor.
 - Co ty tu robisz? - burknęła zła
- Przyszedłem oddać ci klucze i z Tobą pogadać, jednak widzę że już znalazłaś sobie towarzystwo.
- Co ciebie to obchodzi z kim spędzam czas!- wrzasnęła W zasadzie miała rację. Już miałem odpuścić, ale ten frajer wtrącił się w nieswoje sprawy.
- Zostaw ją- powiedział
- Zamknij swój ryj, frajerze! - krzyknąłem
- Wypieprzaj stąd - Nie ustępował
- Zostawiłeś ją na pastwę losu a teraz tu przychodzisz? Serio? Taki z ciebie bohater?- gadał jak najęty.
Nie chciałem już ich słuchać. Rzuciłem klucze w jej stronę i trzasnąłem drzwiami. Musiałem jakoś to odreagować.
________________________________________
No i mamy 3 rozdział. Dziękuję za tak liczne wyświetlenia i komentarze. ;)
Jak są jakieś błędy to przepraszam ;<
Jak się okazało Louis nie jest wcale taki słodki. Jednak niedługo poznacie jego prawdziwe oblicze .
OGŁOSZENIA:
1. Masz tt? Chcesz być informowana? Napisz w komentarzu. ;)
2. Od jutra nasze postacie będą miały tt ;) Uaktualnię tę notkę jutro.
POLECAM ŚWIETNEGO BLOGA ->
http://libby-and-marcel-fanfiction.blogspot.com/  XX

10 komentarzy od czytelników = następny rozdział ;>. Póki co mamy 9 ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
bonus:





Zupełnie inne oblicze Louisa. ;) Aż łezka w oku się kręci ;')






HAHAHAHAHAHAHAHAAH, YEAH, TO JEST MÓJ IDOL :D




















czwartek, 5 września 2013

Rozdział 2

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, PROSZĘ ;)

Chelsey POV
-To co zaprosisz mnie na ta imprezę?
Szatyn, stał oparty o ścianę boksu mojego konia. Nawet nie mam pojęcia jak go nie zauważyłam. Pewnie jeszcze jestem w szoku po wygranej.
-Znamy się? - Zręcznie ominęłam temat.
-Louis jestem, a po za tym nie zmieniaj tematu Chels.
Moje gałki oczne wypadły z orbit. Skąd on mnie zna?
- Skąd znasz moje imię, hmm?
- Długa historia.- Rzucił. Po odpowiedzi podszedł bliżej mnie. Stał dosłownie przede mną. Automatycznie się cofnęłam, czego skutkiem było wpadnięcie na ścianę. "Świetnie", mruknęłam. Nim zdążyłam zamrugać oczami, Louis położył swoją rękę na ścianę, obok mojej głowy.  Wygląda na to że znalazłam się w potrzasku. Nie wiem co gorsze: fakt że go nie znam i może zrobi mi krzywdę czy fakt że jest wyjątkowo przystojny i mnie onieśmiela. Jezu, Chels weź się w końcu ogarnij. Biłabym się tak dalej z moimi myślami gdyby Louis nie zabrał głosu.
- Może chcesz zdjęcie? Jestem pewien że starczy na dłużej.
Uśmiechnął się i ukazał się rządek białych zębów. Ten chłopięcy uśmiech był magnetyzujący. Jednak szybko się otrząsnęłam.
- Dupek odpowiedziałam z pełną irytacją. Co on sobie myśli? Ok, trochę mu się przyglądałam i pewnie żenująco to wyglądało, no ale bez przesady. Niekontrolowanie przewróciłam oczami. Nagle z jego błękitnych oczu nic nie pozostało. Patrzył się na mnie wściekłym wzorkiem. Wzrokiem przepełnionym złością. To chyba nic dobrego nie wróży. Wcale się nie myliłam. Nasza "gwiazda" podeszła jeszcze bliżej mnie. Byłam pewna że bliżej się już nie da, jednak dla niego chyba nie rzeczy niemożliwych. Stał tak blisko mnie że całym swoim torsem przylegał do mojego ciała. Wtedy zaczęłam powoli się denerwować. Co ten psychopata może chcieć ode mnie?
- Nie przewracaj oczami bo to dziwkarskie- wycedził ochrypłym głosem przez zęby. 1:0 dla mnie. Wkurzyłam go, co mnie bawi. Jednak po jego odpowiedzi mój triumfalny, mentalny uśmiech szybko uciekł z twarzy. Nikt nie będzie mnie obrażał tym bardziej jakiś koleś którego znam niecałe 2 godziny. Szybko mu odpowiedziałam:
- Za kogo się masz że mnie porównujesz do dziwek, co?
- Lubię zadziorne dziewczyny- zmienił temat. No tak użył mojej broni przeciwko mnie. Świetnie.
Po tej odpowiedzi jego oczy gwałtownie stały się niebieskie. Był takie same jak wcześniej. Ciemny błękit. Dopiero teraz zauważyłam jaki on jest bipolarny. Zupełnie tak jak ja. Gdy ktoś mnie zdenerwuje szybko zmienia mi się humor. Trochę to wkurwiające ale to jest cześć mojego charakteru. I życia. Stałam się bipolarna w wieku 15 lat. Kiedy miałam załamanie nerwowe. To był czas kiedy śmierć rodziców najbardziej mnie dotknęła. Kiedy inni wściekali się na swoich rodziców ja im zazdrościłam tego że ich mają. To straszne nie szanować swoich rodzicieli. Jak widać niektórzy nie rozumieją tego.
-Muszę już iść- bąknęłam- Ta rozmowa nie ma sensu- dodałam po czym przesunęłam jego rękę. A raczej chciałam. Zaparł się co utrudniło mój plan. Pochyliłam głowę w dół i ruszyłam w stronę wyjścia. Gdy już się uwolniłam w ostatniej chwili złapał mój nadgarstek. Gwałtownie się odwróciłam i stanęłam twarzą w twarz z Louisem. (2:1 kurde dogania mnie). dzieliły nas dosłownie centymetry. Intensywnie patrzył się w moje oczy Poczułam się niekomfortowo, przez jego aurę. Z zdenerwowania przegryzłam wargę, co zauważył bo swoim palcem zwinnie  uwolnił ją, przy tym się leniwie uśmiechając. Po kilku sekundach co trwało chyba wieczność odsunął się i dodał spokojnym głosem:
- Zapomniałaś o telefonie.
Kurwa, pomyślałam i sięgnęłam dłonią po swojego I phona, o dziwo się o niego nie droczył. Pewnie ma mój numer (czyli wygląda na to że mamy remis). Niestety przez moją głupotę zostawiłam go przed zawodami na pobliskiej ławeczce w stajni. Cóż nikt tu nigdy nie wchodził. Zawsze wszystko było zamykane na czas wyścigów. Jednak ten chłopak jest niczym ninja. Zjawia się znikąd. Nie dziwi mnie to. W końcu wygląda na lokalnego gangstera. Jednak te jego mięśnie są naprawdę zniewalające. Nie wiem czemu, ale się go nie boję. Po za bipolarnością wydaje się być miły. Z resztą pewnie i tak i tak go już nigdy nie spotkam. Po co mi te rozmyślania?
- Dzięki - rzuciłam, i wyszłam z stajni, zostawiając go samego.
***
Szłam spokojnym korkiem, kręcąc na placu klucze od domu. Gdy przeszłam przez furtkę zwinnie zsunęłam "kółeczko" z palca i łapiąc w dwa palce klucz, przekręciłam go w zamku. Drzwi otworzyły się z charakterystycznym trzaskiem. Gdy wgramoliłam się do domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam do łazienki. Wzięłam długi, relaksujący prysznic. Gorąca woda spływała po moim ciele wywołując ukojenie. Postanowiłam umyć włosy. Nalałam perłowego szamponu na dłoń i zaczęłam delikatnie masować  skórę głowy. Gdy spłukałam szampon i się umyłam wyszłam z  kabiny. Po wytarciu się ręcznikiem sięgnęłam dłonią na półkę gdzie leżała bielizna. No cóż jak zwykle zapomniałam wziąć czyste ciuchy do łazienki przed prysznicem. W samej bieliźnie pognałam do pokoju obok po koszulkę i szorty. Aww jak ja kocham lato. Słońce, krótkie ubrania, wolny czas. Teraz byłam w swoim żywiole. Cieszy mnie fakt że dopiero od dzisiaj zaczyna się mój urlop. Wzięłam 3 tygodnie wolnego. Wreszcie będę miała czas na imprezy, spotkania z przyjaciółmi. Po założeniu zwykłej, rozciągniętej koszulki i do tego jeansowych szortów. Rzuciłam się na łóżko. Po wyścigu chciałam tylko wypocząć. Gdy już odpływałam w objęcia morfeusza, jak zwykle coś musiało mi przeszkodzić. Dostałam jakąś nową wiadomość. Pewnie od Jak'a dotycząca dzisiejszej imprezy. Jednak to nie była od niego wiadomość. Była ona od numeru nieznanego. "Świetny pokaz, shawty xx p.s. to jak idziemy na imprezę? ;>"
Co to kurwa ma znaczyć?! Odwróciłam się w stronę okna i zamarłam. Rolety były odsłonięte. Huh po prostu brak słów. Do czego to doszło. Czuć się niebezpiecznie w swoim własnym domu. Serio? Jak on w ogóle się tu dostał? Śledził mnie?  Zgrabnie, niczym wilkołak (tak wiem dziwne skojarzenie :D) podeszłam do okna  i zauważyłam opartego chłopaka o swój samochód, który zaparkował po drugiej stornie ulicy. Patrzył się przed siebie, czyli na mój ogródek. Wyglądał na zamyślonego. Ha, znalazłam plusy tej dziwnej sytuacji. Mogłam bezkarnie mu się przyjrzeć. Ubrany był w jasno jeansową kurtkę i dość ciasny biały t-shirt, który opinał mu się na mięśniach. Do tego miał na sobie czarne spodnie i  lekko zaczesane na bok włosy, co przypominało taką falę. Włosy to miał naprawdę nieziemskie. Delikatny zarost znajdował się na jego twarzy. Jego mina nic nie wyrażała. Pomimo tego był wyjątkowo seksowny. I te mięśnie.
-Whoah, koleś jest gorący.
Po kilku sekundach otrząsnęłam się i doszło do mnie że to ja powiedziałam. Szybko zakryłam dłonią buzię żeby więcej głupot nie gadać. Szczęście że byłam sama. Jaka ja jestem pogmatwana. Mam nadzieję że tego nie słyszał przez uchylone okno.
Louis POV
Siedziałem tak zamyślony, ale kątem oka doskonale widziałem, kto stoi za oknem. Obserwowałem jej każdy najmniejszy ruch. W końcu odwróciłem głowę i uśmiechnąłem się w stronę Chelsey. Ta jak oparzona odskoczyła od okna i chyba o coś musiała się uderzyć bo słyszałem donośne obelgi z jej okna. Miała uchylone okno. Ale nawet jak by nie było uchylone to bym usłyszał to "fuck" Od razu zesztywniałem. Prze zemnie  mogła sobie coś uszkodzić. Pędem wpadłem do jej domu, (geniusz, zostawia otwarte drzwi) i wparowałem na górę do jej pokoju. Zobaczyłem skuloną z bólu pod oknem dziewczynę która z wielkimi oczami patrzyła na mnie.
- Co ty tu robisz? Śledzisz mnie?
- Kiedyś się dowiesz- powiedziałem łobuzersko
- Coś ci się stało? Twoja noga wydaje się opuchnięta.
- Łał szybki jesteś- wysyczała
-Ej, ej, spokojnie, przecież to nie moja wina- rzuciłem rozbawiony.
- No tak a niby kogo? Kto stał pod moim domem? - burknęła.
Chelsey wstała, a raczej próbowała bo z powrotem by upadła, gdyby nie moja interwencja. W ostatniej chwili złapałem ją za przed ramiona.
- Dzięki - rzuciła, po czym dodała -No to sobie poszłam na imprezę, przy impreza dodając cudzysłów który zrobiła w powietrzu z palców.
Roześmiałem się. Na co od razu zareagowała bo dostałem kuksańca w bok.
- A to za co? - spytałem, poruszając śmiesznie przy tym brwiami.
- Taki tam bonus. -powiedziała i ujrzałem jej oszałamiający uśmiech. To było dziwne ja bym na jej miejscu zawalił takiemu kolesiowi w ryj. Ale no cóż cieszę się że nie oberwałem.
- Bonus powiadasz? To w takim układzie ja też dorzucę coś od siebie.
Jak powiedziałem tak zrobiłem. Zacząłem ją łaskotać. Chelsey zaczęła przeraźliwie się śmiać.
- Błagam, nie- krzyknęła, łapiąc powietrze. W pewnym momencie zachłysła się
-Nic ci nie jest? - zapytałem przestraszony. Znowu prze zemnie mogłaby zrobić sobie krzywdę.
Chelasey przez chwilę udawała poważną lecz po chwili wybuchła donośnym śmiechem
- Nabrałeś się Louis- po czym znów spróbowała wstać ale się jej to nie udało. Jej uśmiech zniknął a zastąpił go grymas na twarzy.
-Jedziemy do szpitala- rzuciłem poważnie.
- Nie Louis nie trzeba- szybko rzuciła
-Jak nie trzeba?! Zobacz nie możesz wstać! - wrzasnąłem
Cholera Chels się wystraszyła.
-Przepraszam- powiedziałem szeptem. -Po prostu nie mogę znieść poczucia winy
- To moja wina. Jestem po prostu niezdarą- uśmiechnęła się. Próbowała załagodzić spiętą sytuację.
Jednak to mnie nie rozbawiło.
-Chodź - I wziąłem ją jak pannę młodą.
-Ej, zaczekaj, muszę się przebrać- rzuciła
- Nie musisz i tak wyglądasz bardzo sexy.
Na moją odpowiedź fuknęła i przewróciła oczami, to było specjalnie, czułem to.
- Mówiłem ci coś o przewracaniu oczami- bąknąłem zły.
- W Twoich oczach zawsze będę dziwką- To mnie zamurowało. Zabolał mnie fakt że tak to odebrała.
-Nigdy nie będziesz w moich oczach dziwką, do niej jest ci daleko- powiedziałem z bólem w głosie. Moje oczy się zaszkliły. Nigdy nie chciałem zranić żadnej kobiety. Jak widać jestem zwykłym sukinsynem...
Chelsey POV
-Ej Lou ty płaczesz? -spytałam zmartwiona.
- Położę Cię z tyłu samochodu-powiedział. Znów ominął moje pytanie. Postanowiłam przemilczeć sprawę.
Zeszliśmy schodami w dół. Zręcznie biodrem, przy pomocy dłoni otworzył sobie drzwi. Truchtem podbiegł do drzwi auta i otworzył je spokojnie. Tak chłopaki i ich zabawki. Delikatnie położył mnie na siedzeniach. chciałam usiąść ale mnie skarcił wzrokiem i rzucił:
- Leż i się nie ruszaj bo pogorszysz sprawę.
nie zdążyłam odpowiedzieć bo zamknął, drzwi, po czym usiadł za kierownicą.
- Masz zajebiste auto. -powiedziałam pełna zachwytu. Co jak co ale BMW produkuje genialne auta.
- Dzięki. -powiedział. Ciągle patrzył przed siebie. Skupił się na drodze.
- Słuchaj, chciałabym Ci podziękować.-zaczęłam
- Za co?-popatrzył przez sekundę w lusterko. Jego oczy były lekko przekrwione.
Widać było że płakał. Niczego przede mną nie ukryje.A może jednak ma uczucia?
- Za to że porównałem cię do dziwek, czy za to że prze ze mnie masz uszkodzoną kostkę?- rzucił z goryczą w głosie.
- Nie za to.- powiedziałam sfrustrowana
- Za to co teraz robisz. Zawozisz mnie do szpitala. Sama sobie dałabym..
- Drobiazg -rzucił, przerywając moją odpowiedź
- Naprawdę nie masz za co się obwiniać- zaczęłam kontynuować, co było błędem. Chłopak gwałtownie zahamował
- Słuchaj  każdy by tak zrobił. I mam za co się obwiniać. Nie zmienię w tej kwestii zdania rozumiesz!?
Popatrzył się w lusterko. Z czystą złością w oczach. Gdzie się podziały śliczne tęczówki, tryskające radością? Gdzie się podział Lou który jeszcze 5 minut temu się śmiał?
Pokiwałam tylko głową, postanowiłam że się więcej nie odezwę. Chłopak znów zaczął prowadzić normalnie auto.
________________________________________________
I mamy kolejną cześć, Dziękuję za liczne komentarze. ;)
Rozdział dodaję trochę wcześniej na osłodę. Szkoła się zaczęła więc postanowiłam Was trochę pocieszyć.
Jak widać 2 cześć jest o wiele dłuższa od 1-szej ;)
OGŁOSZENIA PARAFIALNE ;)
1. Czy macie tt? Jeśli tak to podajcie w komentarzu ja was zaobserwuję ;)
2. Chcecie być informowani o nowych rozdziałach? Tez podajcie tt ;) W domu zrobię listę i będę każdego informować o nowych częściach ;)
3. Naprawdę się staram coraz dłuższe pisać rozdziały. ;)
4. Zostaw po sobie komentarz. Nawet zwykłą kropkę. to dla mnie bardzo ważne, ok? ;)
5. Jeżeli są błędy to z góry przepraszam. ;<
KOCHAM WAS :*
6 KOMENTARZY= NASTĘPNY ROZDZIAŁ
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bonus ;>



Jak wyglądał Louis? Tutaj macie zdjęcie którym się inspirowałam. :D






hahahhaahah, wybaczcie musiałam ♥
Kevin *_*



poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 1

- Postaraj się, Chels. O wysoką cenę się założyłem że wygrasz...
Tak szybko jak powiedział, tak szybko się ulotnił. Zostawił mnie z mętlikiem w głowie. Kim on jest?
Skąd on zna moje imię? Jak on wszedł?
Ach no tak Jake jak zwykle zostawia otwarte drzwi. Ugh, chociaż raz mogłam się go posłuchać i  z nim iść  Rany jaka ja jestem uparta. Danger ściągnął mnie na ziemię swoim cichym rżeniem.
-Chodź- poklepałam go i wspięłam się na jego grzbiet. Dość niezgrabnie ale chyba nikt mnie nie widział.
Z gracją wyszliśmy na światło dzienne. Słońce niemiłosiernie przygrzewało. Zgrabnym kłusem dotarliśmy do mety. Próbowałam odszukać w tłumie ludzi którzy przyszli na wyścig odnaleźć jego. Ale to było nierealne. Kurde, znów odbiegłam myślami. Z resztą to nic nowego. Od czasu śmieci rodziców często tak jest. Bardzo za nimi tęsknie. Byli ludźmi sukcesu - prowadzili ogromną firmę. Można było powiedzieć że należałam do bogatej rodziny. Wielu ludzi nam zazdrościło, tego jak się nam powodzi. To musiał być główny powód  śmierci moich rodzicieli. Zazdrość. Tak puste uczucie musiało zawładnąć kimś, żeby posunąć się do morderstwa. 
- Nie ja po prostu nie wierzę. - mruknęłam sama do siebie -Znowu odbiegłam myślami.- dodałam. Jak tak dalej pójdzie to przegram wyścig. Najważniejszy wyścig w mojej karierze. Od razu skarciłam siebie w myślach za bujanie w obłokach. Z moich zamyśleń wyrwał mnie czyjś skowyt.
- Ej, Chel skup się bo zaraz koń ci ucieknie, co byłoby dość zabawne. - głośny chichot obił się o moje bębenki uszne. Taki przeraźliwy śmiech może należeć tylko do Ashley. Żałosnej ofermy która jest zapatrzona w siebie. Jest moją rywalką w praktycznie każdym starcie. Przewróciłam oczami i podeszłam do niej zostawiając Danger'a pareset metrów za mną. Ten dystans szybko pokonałam bo mam szybki krok- podobno po tacie. Zanim jednak podeszłam podniosłam dłoń i rozpostarłam palce, patrząc prosto w oczy Danger'a i szepcząc pare słów. Tylko Danger wie o co chodzi. Byłam z nim silnie związana pomimo tego że nie był on człowiekiem tylko koniem.
-Wiesz może twój by uciekł, ale jak widzisz mój nie- uśmiechnęłam, się niewinnie. - I co zmorało?  Chyba tak bo twoja twarzyczka jest niewyraźna. Po odpyskowaniu, podeszłam do swojego konia który nie ruszył się ani trochę. Stał jak zaklęty. Tak to była nasza sztuczka.Za każdym razem kiedy podniosłam swoją dłoń w takim geście i patrzyłam w oczy konia, był to dla Dangera znak by pod żadnym pozorem się nie ruszać  Mógł przejść tajfun,tsunami, ale koń jak stał tak by dalej stał. Sztuczka tak świetna że mina tapeciary przypominała zmutowanego szympansa. Uwielbiałam takie reakcje. Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Takie żarty mamy  razem z moim koniem opanowane do perfekcji.
- Drogie panie, koniec pogaduszek, zaraz zaczynamy.
- Oczywiście- odpowiedziałam i swoją odpowiedź oprawiłam w najlepszy uśmiech jaki potrafiłam wyczarować na mojej twarzy. Zasiadłam konia i podeszliśmy do zamkniętej bramki. Po chwili zabrzmiał donośny głos.
- Do biegu! Gotowi! Start! 
Bramki z trzaskiem się otworzyły i ruszyliśmy do wyścigu. Tak byłam teraz w swoim żywiole.
Razem ze mną i Ashley, po zwycięstwo ruszyło jeszcze 8 dziewcząt. Ich się nie obawiałam. One nie były moją konkurencją.
Na początku nie forsowałam konia i utrzymywaliśmy się w środku. Dopiero po 1-szym okrążeniu czyli połowie wyścigu przyspieszyłam. Totalnie dzikim galopem w ciągu kilku sekund znalazłam się w 1-szej trójce. Oczywiście Ashley prowadziła. Jednak jej koń ledwo zipiał. Ucieszyło mnie to bo to jest znak że koń już nie przyspieszy. Po chwili walka toczyła się już tylko pomiędzy naszą dwójką. Na ostatnim zakręcie przyspieszyłam ile mogłam i dobiegłam do mety. Niestety równą chyba z Ashley bo na rzut oka nie było widać która z nas wygrała.
- Szanowni państwo, chyba mamy remis. Zaraz sprawdzimy spowolnienia z kamer i ogłosimy zwyciężczynię.
o fuck pomyślałam. Nerwy wzięły górę. Całą się trzęsłam.
- Co Chels stres zżera? Ashley jak zwykle wygadana.

- Anderson, stul pysk- rzuciłam.
Odwróciłam głowę, szukając Jak'a ale nie znlazłam go i nagle zauważyłam tego samego chłopaka co w stajni. Łobuzerski uśmiech wtargnął na jego twarz. Chyba słyszał co mówiłam. Siedział w 1-szym rzędzie. dlatego go na początku nie mogłam znaleźć. Zwykle ci co się zakładali zajmowali 3 lub 4 rząd bo tam są najlepsze miejsca. Rany ja to mam szczęście. Od razu odwróciłam głowę żeby tylko nie patrzeć na niego. "To jakiś wariat." Mruknęłam .Z zamyśleń wyrwał mnie głos prowadzącego.
 -Uwaga! Mamy wyniki. Zwyciężyła Chelsey Lewis!Nagle cały tłum zaczął wiwatować. To daje ogromną satysfakcję. Ukłoniłam się i uśmiechnęłam najlepiej jak mogłam. Odebrałam puchar i zeszłam z "sceny"
Podbiegł do mnie Jake i krzyknął:
-Rany Chels ale się cieszę. Byłaś niesamowita! - krzyczał uradowany.
-Uwierz mi ja też- dodałam. 
Po około 10 minutach zostaliśmy sami każdy poszedł w swoją stronę. Razem z Jakiem odprowadzaliśmy Dangera do boksu.
- Dzięki za pomoc- powiedziałam. - Dam sobie już radę.
- Na pewno? 
-Tak rzuciłam podirytowana
-to do zobaczenia o 20:00 na imprezie u mnie w domu. Trzeba uczcić Twoje zwycięstwo.- ok, pa do zobaczenia- opowiedziałam pełna w skowronkach.
Co jak co ale Jake potrafił poprawić humor. Już miałam wychodzić z stajni gdy usłyszałam czyjś głos:
- To co zaprosisz mnie na ta imprezę?
O rany to był on. Czemu akurat to się mnie przytrafia?
Strach opanował moje ciało. Na szczęście mój umysł zachował zimną krew.

______________________________________
Z góry przepraszam za błędy. >.<
Dziękuję za miłe komentarze. ;)
Motywuje mnie to do pracy.
Co do wyścigu, tak wiem fatalnie opisany. Niezdara ze mnie. Nie znam się, przykro mi.
Dodałam małą poprawkę w prologu.
Następny rozdział pojawi się za tydzień, bo nie chcę szkoły zawalić. ;>
czytasz=komentujesz. zostawcie nawet zwykłą kropkę. ;>
PRZEPRASZAM ŻE WYSZEDŁ TAK KRÓTKI