poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 9

Chels POV
-Chelsey, zaczekaj! - usłyszałam, zdesperowany głos Louis'a.
Biegłam dalej przed siebie. Nawet bałam się pomyśleć co mi może się stać, gdy mnie on dogoni.
Z bezradności pokręciłam głową i przyspieszyłam swoje tępo. Jest już noc, różni ludzie chodzą po mieście, a ja biegnę z jedną nogą w powietrzu. Tego nawet biegiem nie można było nazwać. To było chaotyczne skakanie. W zasadzie kostka już mnie nie bolała. Może była tylko skręcona?
Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę. Kiedy byłam prawie pewna, że jestem już bezpieczna, usłyszałam, szuranie butów. Odwróciłam głowę i ujrzałam jakiegoś kolesia, z burzą loków na głowie.
Zaczął się do mnie zbliżać. Jakoś specjalnie mnie to nie wzruszyło. Dzisiaj, już nic mnie nie zdziwi. Podniosłam swoją dłoń i prosto z liścia uderzyłam go w policzek.
- Spierdalaj- warknęłam i poszłam dalej,nie zerkając na niego.
- A to kurwa za co? - zbulwersowany loczek dorównał mi kroku.
Zatrzymałam się i spojrzałam z niedowierzaniem na niego.
- Jest środek nocy, ty bez słowa do mnie podchodzisz, a ja ciebie nie znam. Nie wydaje ci się to dziwne?- zmroziłam go wzrokiem i poszłam dalej.
Brunet zmieszał się i już nic więcej nie powiedział. Nie zdążył, bo zza rogu wyłonił się Louis. Kurwa skąd on wie gdzie ja jestem w danym momencie?
Loczek, odszedł i wymienił z Tomlinsonem porozumiewawcze spojrzenie. No tak, zajebiście. Teraz już wszystko wiem.
- Zaczekaj.- mruknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać- bąknęłam i szłam dalej.
Chłopak zagrodził mi drogę i spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.
- To nie jest tak jak myślisz.- rzucił, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Roześmiałam się.
- Tak? Serio? Myślisz że nic nie widzę? Chłopie, weź się ogarnij. Jeszcze trochę a moją babcię do rzeki wrzucisz.- syknęłam, i wyjęłam telefon. Napisałam krótkiego sms'a do Jake'a.:

"Śpisz? ;) Mam nadzieję, że nie bo potrzebuję pomocy. ~Chels x"
___________________

- Co robisz?- olał moją sarkastyczną wypowiedź i przystąpił do przesłuchiwania mnie.
- Nie widać? -przewróciłam oczami i próbowałam wyminąć chłopaka.
W tym samym czasie, kiedy Louis próbował wyrwać mi mój telefon z rąk dostałam odpowiedź:

" Nie śpię. ;) Coś się stało? ~Jake."
___________________

Napisałam mu krótką wiadomość, gdzie się znajduje i poprosiłam go o szybki przyjazd.
Wsadziłam szybko telefon do kieszeni bluzy której, jeszcze nie oddałam Niall'owi, i spokojnie czekałam na przyjazd przyjaciela, mając nadzieję że Louis zostawi mnie w spokoju.
Poprawiłam włosy które, od wiatru  potargały się. nawet nie chciałam wiedzieć, jak strasznie musiałam wyglądać.
- Masz zamiar mnie ignorować?- usłyszałam obojętny ton.
Wzruszyłam ramionami.
- A co powinnam zrobić? Rzucić ci się w ramiona?- sarkastycznie spytałam.
Chłopak zamknął oczy. Próbował się uspokoić.
- Lepsze to niż zadawanie się z nieodpowiednimi osobami.- mruknął cicho, co jednak usłyszałam.
- Też tak sądzę, tak więc cześć.- wsiadłam do czarnego auta, które w tym momencie podjechało.
Zamknęłam drzwi od strony pasażera i przywitałam się z Dżejkiem*
Nie spojrzałam na Louis'a. Odwróciłam głowę i słabo uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela, ignorując to co dzieje za oknem. Serio, nie miałam ochoty patrzeć na rozwścieczonego Louis'a.
- Jedźmy- szepnęłam , na co Dżejk pokiwał głową i z piskiem opon odjechał.
Przez chwilę, siedziałam w ciszy. W głowie układałam sobie to, co się zdarzyło niedawno.
Zabolały mnie jego słowa. Co on do chuja sobie myśli?
Że będzie mi wybierał osoby do towarzystwa? Że będzie mnie zamykać w moim własnym domu, bo mu się tak podoba?
Kurwa, znam go parę dni, a on się zachowuje jak jakiś nadopiekuńczy ojciec.
Głośno westchnęłam. To jest ewidentnie dla mnie za dużo.
Dżejk, widząc moje załamanie zaczął rozmowę:
- Powiesz mi co się stało?-  spytał cicho, jak by te słowa, mogły sprawić mi ból.
Miał rację. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.
Czułam taką samą pustkę i zagubienie, jak wtedy, kiedy babcia uświadomiła mi, że moi rodzice nie żyją.
Po dłuższej chwili, stwierdziłam, że powiem mu prawdę.
Zaczęłam opowiadać mu, od początku tę całą poplątaną historię.
Kiedy już skończyłam, spojrzałam na Dżejka. Jego twarz wyrażała mieszankę uczuć: współczucie, złość i troskę.
Nie wiedziałam czy to dobre połączenie.
Minęło parę minut, kiedy Dżejk się odezwał.
- Co zamierzasz zrobić?- spytał zmartwiony.
- W tym problem, że nie wiem. Czuję się niedoinformowana.
Jakbym czegoś nie wiedziała, ale sama nie wiem o co może tu chodzić.-mruknęłam zmęczona.
- To samo i ja pomyślałem. Coś tu jest nie tak. Najlepiej będzie, jeśli dasz sobie z nimi spokój, na kilka dni. Zastanów się nad tym, a póki co zabieram Ciebie do mnie do domu. Jutro jak będziesz chciała wrócisz do siebie.- uśmiechnął się pokrzepiająco i zaparkował auto, pod swoim domem.
Wyszedł, z auta, po czym otworzył mi drzwi. Dżejk od zawsze był dżentelmenem. Bardzo to lubiłam w jego charakterze. Wiedziałam, że zawszę mogę się na niego liczyć. Odkąd pamiętam, nigdy nie zranił żadnej dziewczyny. Ufałam mu pod każdym względem.
Wysiadłam z auta i podziękowałam mu, za pomóc przy wyjściu z auta.
Wyszłam z niego pewnie jak jakaś pokraka, z złamaną nogą, naprawdę proste codzienne czynności są piekielnie trudne. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła wsiąść do swojego auta i byle gdzie pojechać. Nie lubię innym ciążyć.
Dżejk, otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
Wpadłam do salonu i  rzuciłam się na dużą, jasną sofę.
Po raz pierwszy od paru godzin szczerze uśmiechnęłam się.
Zamknęłam oczy delektując się ciszą.
- Tego mi brakowało -westchnęłam, po długiej ciszy.
Poczułam, jak sofa ugina się pod ciężarem Dżejka.
Przytulił mnie do siebie.
- Zobaczysz, będzie dobrze. Damy sobie radę..
Otworzyłam oczy spojrzałam na Dżejka.
- Przynajmniej mamy taką nadzieję..- dokończyłam
Uśmiechnęliśmy się
- No i się rozumiemy- powiedział.
_______
Obudziłam się na dużym łóżku, przykryta kołdrą.
Leniwie, otworzyłam oczy i przeciągnęłam się.
Słońce, jasnym światłem oświecało, cały pokój. Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy wspomnienia z nocy wróciły. Jestem nadal u Dżejka, spałam w jego sypialni, a biedak pewnie kisił się na kanapie w salonie.
Przetarłam dłońmi zaspane oczy i spojrzałam na zegar, który wisiał nad ciemną komodą.
-Cholera już 9:00- mruknęłam
Wstałam i poszłam do łazienki. Najwyższa pora żeby się ogarnąć.
Umyłam swoją twarz, włosy związałam w luźnego koka. Gdy wyszłam z łazienki, pościeliłam łóżko i zeszłam na dół do kuchni gdzie Dżejk, już się krzątał.
- No witaj śpiąco królewno- uśmiechnął się ciepło na powitanie.
- Witam księcia- ziewnęłam cicho.
- Zrobiłem na śniadanie jajecznicę. Może być?- spytał
- Jasne że tak - uśmiechnęłam się i wzięłam z blatu swój talerz. Po drodze wyjęłam z szuflady widelec i usiadłam przy stole, na krześle barowym.
Przez całe śniadanie Dżejk rozbawiał mnie przeróżnymi żartami. Zaczynając od sucharów, kończąc na naprawdę świetnych dowcipach.
- Co tak słabo jesz? Nie smakuje ci?
-Jajecznica, jest zajebista, tylko że przez ciebie, nie mogłam się skupić na jedzeniu- zachichotałam cicho.
-  Cieszę się, że humor ci wrócił.- zaśmiał się, po czym dodał:
- Idę z psem na spacer, niedługo wrócę, a ty jak chcesz to odśwież się, wiesz gdzie jest wszystko- uśmiechnął się
- Okey.- odwzajemniłam gest i zamknęłam za nimi drzwi.
Dokończyłam jajecznicę, i włożyłam nasze talerze i widelce do zmywarki.
Dżejk, nigdy nie pamięta o takich pierdołach.
Wparowałam do łazienki, wyciągnęłam sobie z szafki czysty ręcznik i wskoczyłam pod prysznic.
Szybko umyłam się i wytarłam do sucha. Uczesałam się i wyszłam z łazienki.
Zeszłam, na dół do salonu i włączyłam sobie telewizję. Jak zwykle o tej porze nic ciekawego nie było.
10 minut później, Dżejk wraz z swoim psem wrócili do domu.
- Co George, dałeś popalić? - spytałam radosnego psa, następnie spojrzałam na zdyszanego Dżejka.
- Następnym razem jak tu będziesz to ty w nim pójdziesz- rzucił.
Roześmiałam się.
-Dobra, wyzwanie przyjęte.
Nalałam soku i podałam szklankę przyjacielowi.
Rzucił krótkie dzięki i wypił wszystko jednym duszkiem.
- Jak tam noga?- spytał i popatrzył się na moją nogę.
- W zasadzie coraz lepiej. Mam dziwne wrażenie, że nie jest złamana, a co najwyżej skręcona, bo nawet mnie nie boli.- powiedziałam.
- W takim jazie, jutro pojedziemy do innego lekarza i zobaczymy co on o tym myśli - uśmiechnął się.
- Nie chce robić kłopotu.
- Żaden kłopot. Pojedziemy razem z Pezz, co ty na to?
- Okey.- uśmiechnęłam się
Po chwili dodałam:
- Będę się już zbierać, babcia niedługo do domu wraca, od swojej koleżanki .- mruknęłam
- Zawiozę ciebie - powiedział oczywistym tonem
- Dam sobie radę. Niedaleko mieszkam. Po za tym przyda mi się trochę świeżego powietrza.- zapewniłam go.
- No okey, ale jak będziesz potrzebowała pomocy, to dzwoń- uśmiechnął się.
Założyłam buty, i bluzę.
- Jasne. - obiecałam mu, po czym dodałam- Jeszcze raz dzięki za pomoc- uśmiechnęłam się.
- Drobiazg.- natychmiastowo się odezwał.
Pożegnaliśmy się i wyszłam z domu.
Podwinęłam rękawy bluzy i w miarę szybkim tempem kierowałam się w stronę domu. Modliłam się, żeby nie zastać tam wkurwionego Louis'a, na moje szczęście nikogo pod domem nie było. Weszłam do domu, tylnym wejściem, prowadzącym do kuchni. Zawsze te drzwi są otwarte.
Wczoraj nie mogłam nimi wyjść, bo Louis, siedział w salonie, a te 2 pomieszczenia, nie są niczym oddzielone, po za tym słyszałby ogromny hałas, mianowicie, skrzypienie drzwi, które od dawna nie były naprawiane, lub odnawiane. Głośno westchnęłam, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Naprawdę? Być zamkniętym w swoim domu i dostać bana na wychodzenie z niego za nic?
Weszłam spokojnie do kuchni i rozejrzałam się dookoła.
Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą.
Zdjęłam z siebie bluzę i powiesiłam ją na wieszaku w przedpokoju. Następnie postanowiłam się przebrać. Weszłam schodami na górę i zajrzałam do sypialni. Wyjęłam z komody spraną koszulkę, rozciągnięty sweter i luźny szary dres. Dłonią sięgnęłam do ostatniej szuflady i wyjęłam sobie z niej czystą bieliznę.
Przebrałam się w czyste ciuchy, natomiast te brudne wrzuciłam do kosza na pranie. Zeszłam, na dół do kuchni i nalałam sobie do szklanki zimnej wody. Upiłam z niej dużego łyka i powoli przełknęłam. Zimna ciecz, przyjemnie ochładzała moje gardło.  Cisza, która panowała w moim domu, była idealna. Korzystając z niej, podeszłam do biblioteczki, wzięłam pierwszą lepszą książkę. Położyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam czytać. Byłam tak pogrążona w lekturze, że nie zauważyłam, jak czas szybko minął.
Usłyszałam trzask drzwi. W pierwszej chwili myślałam, że to Tomlinson. Wzdrygnęłam się. Jednak nie był to Louis, tylko moja wesoła babcia.
- Witaj Chelsey- usłyszałam pogodny on mojej opiekunki.
- Cześć babciu- uśmiechnęłam się ciepło, maskując moja przerażenie, które na szczęście już słabło.
- Zapomniałam wam powiedzieć, że wzięłam sobie w razie czego zapasowy komplet kluczy. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało. - powiedziała z kuchni.
- Ależ skąd- zapewniłam ją.
- Jadłaś coś?- spytała z troską w głosie.
- Tak, tak- odpowiedziałam.
* 4 godziny później*
- Wspaniałe wspomnienia- powiedziałam oczarowana, oglądając stare zdjęcia, mojej rodziny.
- Masz rację. - uśmiechnęła się ciepło.
-Musieli, być wspaniali- szepnęłam, patrząc na zdjęcia moich rodziców.
- Byli, bardzo dobrymi ludźmi- westchnęła babcia.
Przez długą chwilę wpatrywałam się jak w obrazek w malutką fotografie z ślubu moich rodziców.
Chociaż tyle po nich zostało...
- Chelsey, ja będę się powoli zbierać.- staruszka popatrzyła na mnie z smutkiem w oczach.
Zrobiło mi się automatycznie smutno, co zauważyła to babcia, która próbowała mnie pocieszyć.
- Razem z Louis'em dacie sobie radę-poklepała mnie po ramieniu.
Przewróciłam oczami.
- Jaasne- przeciągnęłam samogłoskę, jednak nie za bardzo, żeby nie wyglądało to sztucznie.
- Damy sobie rade- dodałam spokojnie.
Jennifer, uśmiechnęła się i ruszyła spokojnym krokiem do przedpokoju. Założyła swoje buty i sweter.
Poszłam odprowadzić babcię. Na pożegnanie mocno się przytuliłyśmy.
- Pasujecie do siebie- zaśmiała się cicho babcia, i pocałowała mnie w czoło na odchodne. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo odwróciła się w stronę drzwi. Pomachała mi ręką i wyszła z domu.
Fuknęłam i lekko zamknęłam drzwi. Zapasowe klucze, schowałam w swojej skrytce na wszelki wypadek.
-Na pewno, bardzo do siebie pasujemy- powiedziałam sama do siebie sarkastycznie.
Usiadłam na puszystym dywanie w salonie i zabrałam się za kończenie swojej książki.
Było już popołudnie. znów strasznie się zaczytałam. Gdy podniosłam wzrok na ścianę, zerknęłam na zegar i zobaczyłam, że dochodzi już 16:00.
Zrobiłam się trochę głodna, więc postanowiłam coś zjeść. Wybór padł na kanapki z serem.
Zrobiłam sobie cały talerz kanapek i zaczęłam się nimi zajadać.
Kiedy je zjadłam, położyłam pusty talerz z okruszkami w kuchni i usiadłam koło starych albumów. Posprzątałam mały bałagan, który utworzył się na moim stoliku do kawy. Włożyłam albumy do kartonowego pudła, które schowałam za kominkiem.
Nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami.
Odwróciłam się i ujrzałam Louis'a, który był w miarę spokojny.
Zrobiło mi się strasznie gorąco, więc ściągnęłam swój sweter i rzuciłam go na kanapę.
- Co ty tu robisz?- spytałam obojętnym tonem i wyjęłam z jego dłoni, moje klucze.
- Nie sądzisz, że musimy pogadać?- spytał
- Uważam, że taka rozmowa, nie będzie miała sensu- bąknęłam.
- Ale ja uważam, że ma- fuknął i spojrzał na mnie wyciekłymi oczami.
- Nie jesteś u siebie.- przypomniałam mu.
Przewrócił oczami .
- Nie możesz spotykać się z tą ofermą- mruknął rozdrażniony.
- Mówisz teraz o sobie co nie?
- O Horanie.
czułam, jak próbował się powstrzymać, przed furią.
Postanowiłam go jeszcze trochę powkurwiać.
- Uważam, że jest całkiem miły.-bąknęłam.
-Uwierz mi, nie jest- warknął.
Przeczesałam nerwowo włosy.
- Nie możesz mi zabronić spotykać się z innymi- syknęłam
Chłopak zrobił wielkie oczy. Swoją wielkością przypominały piłki tenisowe. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Co ty masz na ręku? - spytał rozdrażniony.
Chyba chodzi mu o mój nowy tatuaż.
Wzruszyłam ramionami i jak gdyby nic powiedziałam spokojnie.
- Tatuaż.- po czym dodałam - Dzięki że, przypomniałeś, miałam folię zabezpieczającą zdjąć.- uśmiechnęłam się, sarkastycznie.
Delikatnie zdjęłam folię, którą wyrzuciłam do kosza.
Kiedy wróciłam z kuchni zauważyłam Louis'a, który chodził w kółko.
- Um, przepraszam bardzo co ty odpierdalasz?- spytałam zdezorientowana.
- Co ty odpierdalasz!- krzyknął.
Tego było za wiele.
- Gówno o mnie wiesz, a się wymądrzasz, jak byś był moim ojcem- syknęłam.
- Wiem więcej niż ci się wydaje- warknął..
- Ciekawe co- zakpiłam sobie z niego.
Zamilkł.
Zawahał się.
Wiedziałam, że coś ukrywa.
- Nic takiego- mruknął i wyszedł z domu.
Próbowałam go powstrzymać.
-Skoro zacząłeś, to dokończ!- krzyknęłam nim.
Chyba nie usłyszał, bo się nie odwrócił.
No chyba że mnie po prostu olał....Postanowiłam się nim nie przejmować. Pewnie był po pijaku, albo cholera wie co brał. Ubzdurał sobie jakieś farmazony i tyle. Przeciągnęłam się i powolnym krokiem  skierowałam się do sypialni.Rzuciłam się na łóżko, po czym włączyłam laptopa.Zaczęłam przeglądać róże portale społecznościowe. Zazwyczaj robiłam to z kompletnej nudy, tak było też i tym razem.
Kiedy zrobiło się dość późno, wyłączyłam laptopa, i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
- Chels, pospiesz się!- z dołu usłyszałam marudzenie Dżejka.
- Czego ty od niej chcesz.- zaśmiała się głośno Pezz.
- Już idę!- krzyknęłam z sypialni.
Poprawiłam włosy i zeszłam na dół.
- No w końcu.- uśmiechnął się chłopak, po czym zapytał:
-Gotowa?
-Yeah, chodźmy.- powiedziałam.
Zamknęłam drzwi, po czym zapakowaliśmy się do auta.
- Właściwie, to po co jedziemy do lekarza?- spytała Pezz
- Dżejki ci nie powiedział?
Dziewczyna zmroziła wzrokiem swojego chłopaka.
- Niee?- podniosła jedno brew pytająco.
- Um, chodzi o to, że tak kostka w ogóle mnie nie boli. Sądzę, że jest skręcona a nie złamana.
Pezz głośno się zaśmiała.
- Jesteś śmieszna. Podważasz autorytet lekarza.- wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
Przewróciłam oczami.
-To nie był mój pomysł- bąknęłam
-Ej, no wiesz co? - zaśmiał się Dżejk.
- Co?- spytałam rozbawiona
- Będziecie, coś chciały.- wyszczerzył się.
Chwilę potem dojechaliśmy do szpitala.
*60 minut później*
- O widzę, że bez gipsu śmigasz. - zaśmiał się Dżejk, widząc mnie wychodzącą, z sali bez gipsu
- Yeah, na to czekałam - uśmiechnęłam się szczerze
-Widzisz Pezz? Widzisz?- popatrzył na Pezz
Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Buntownik Dżejk- powiedziała
Uśmiechnęłam się, jak dziecko, które dostaje wymarzoną zabawkę.
- Albo nieudolny lekarz i spryt Dżejka- wyszczerzyłam się
- Zbieramy się?- spytała Pezz
- Dobry pomysł- powiedział chłopak
Wyszliśmy z szpitala.
- Ja wracam do domu z buta.- oświadczyłam oczywistym tonem.
- Serio? Chels leniuch z buta do domu?- zdziwiła się Pezz
- Tak.- zaśmiałam się.
- Poszedłbym z tobą..- ale nie chcę mi się- zaśmiał się pod nosem Dżejk.
- Mam tak samo -dodała rozbawiona Pezz.
- Nie to nie.- wzruszyłam ramionami.
Pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam na od dawna wyczekiwany normalny spacer.
Cieszyłam się jak jakiś oszołom.  Zamiast uśmiechu, był najzwyklejszy w świecie banan na twarzy.Z tej ekscytacji zagapiłam się i wpadłam na jakąś dziewczynę.
- Um, sorry- mruknęła speszona
- Moja wina - uśmiechnęłam się słabo.
- Tak, w ogóle to Emily jestem. - powiedziała pogodnym tonem
- Chelsey, ale mów Chels- uśmiechnęłam się.
- Mam małe pytanie - zaczęła pogodnie.
Miałam naprawdę świetny humor, więc zrezygnowałam z sarkazmu i zaczęłam miła rozmowę z dziewczyną.
- Wiesz, może gdzie tu jest sklep z płytami?- spytała się
- Jasne. Pracuje tam w wolnych chwilach, zaprowadzę cie- uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy w stronę sklepu.
Emily okazała się, bardzo miła osobą. Zazwyczaj byłam sceptycznie nastawiona do obcych osób.
Gdy przyjrzałam się dziewczynie, doszłam do wniosku, że coś ją gryzie. Była dość zdenerwowana.
- Emily coś się stało?- spytałam z troską w głosie. Bardzo polubiłam tą dziewczynę.
- To nic takiego- próbowała mnie na marne zapewnić.
- Widać, ze coś cię gryzie- namawiałam ja. Sama dobrze wiedziałam, że osoba z obcą osobą, jest bardzo pomocna, i o wiele łatwiejsza, niż z rodziną i przyjaciółmi.
- Mój chłopak,- zaczęła niepewnie- nie to naprawdę nic takiego.
Byłyśmy już blisko sklepu, więc postanowiłam jej nie torturować tymi pytaniami.
- Masz może czas? - uśmiechnęłam się
- Tak, myślę, że tak. To umówmy się o 18:00 koło tamtej kafejki- wskazała na mały budynek, który znajdował się naprzeciwko nas.
Pokiwałam potakująco na propozycję i wymieniłyśmy się numerami . Podeszłyśmy bliżej do wystawy sklepu muzycznego.
-No to jesteśmy na miejscu- powiedziałam nie odrywając wzroku od telefonu, gdyż wpisywałam numer Emily do kontaktów.
- Dzisiaj się nie spotkacie- usłyszałam znany głos. Nie był to jednak pogodny ton. Podniosłam swoją głowę i ujrzałam poirytowanego Nialla...
Speszyłam się, jednak po sobie tego nie pokazałam.
- Miło cie widzieć. - mruknęłam.
___________________________________________
Na początek:
Strasznie przepraszam, za to, że nie dodałam na czas rozdziału.
Chwilowy brak weny. :/
__
No i mamy Emily. Jakie pierwsze wrażenia? ;)
Następny rozdział, pojawi się niedługo. ;)

DZIĘKUJE ZA KAŻDY KOMENTARZ. X
Jest to cholernie motywująca sprawa. ;)
Dlatego, klasycznie poproszę  Was o opinie, co sądzicie o tym rozdziale. :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
bonus :)

Powrócił stary Lou? ;"")







HAHA OSTATNIO CZYTAŁAM PIERWSZE ROZDZIAŁY..
SERYJNIE WSTYDZĘ SIĘ, ŻE TAK "DZIWNIE" PISAŁAM XD
( a może dalej tak drętwo piszę? xDD)


POZDRAWIAM WAS CIEPLUTKO X




poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 8

Chels POV
Wypad na kręgielnie okazał się świetnym pomysłem. Tak dobrze się bawiliśmy, że nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się dość późno. Doszłam do wniosku, że kręgielnia to większy pożeracz czasu niż internet.
Hala, w której się znajdowaliśmy, była dość duża. Znajdowało się w niej 7 torów, oraz niezliczona ilość stolików, kanap,kafejek i automatów. Nie mogłam dojść do wniosku, jakiego koloru są ściany w tej kręgielni, ponieważ zamontowano niebieskie oświetlenie, które było wyjątkowo efektowne. Cały wystrój ożywiały nieliczne czerwone lampy i neonowe kule do kręgli. Gdy skończyłam swoje oględziny odwróciłam się przodem do toru, który razem z Niallem zajęliśmy.
- No to Chels, mamy remis. - z zamyśleń wyrwał mnie radosny śmiech Nialla.
- Znowu? Druga runda i to samo? - z niedowierzaniem i zarazem z  rozbawieniem pokręciłam głową.
- To było oczywiste, że jestem trudnym przeciwnikiem. - chłopak napuszył się z dumy.
- Dobrze wiemy Niall, że dawałam ci fory. Mam złamaną nogę więc nie mogę się za bardzo popisać.- uśmiechnęłam się.
- Dobra, dobra ja wiem swoje.- wyszczerzył się i wziął mnie na ręce, jak panną młodą.
- Ej, co ty wyprawiasz?- zaśmiałam się na cała kręgielnię.
- Sądzę, że o tej porze już powinnaś się kłaść do łóżka. Jest po 22:00- odparł.
Zrobiłam minę  w stylu: Co z Tobą nie tak chłopcze?
- Z ty spaniem to żartowałem- zaśmiał się, po czym dodał - To gdzie się teraz wybieramy?
- Znudziła ci się kręgielnia? -  uniosłam rozbawiona, jedną brew i zaczęłam czochrać jego blond włosy, z nadzieją, że w końcu odstawi mnie na ziemię.
- Nie chcę nic mówić Chels ale zaraz ją zamykają- rzucił i poszedł ze mną na ramionach w kierunku holu.
Czyli jednak nie postawi mnie. Stwierdziłam, że to nie ma sensu, żebym walczyła. Kiedy dojdziemy do holu, musimy zmienić buty. W moim przypadku jednego. Co nie zmienia faktu, że i tak i tak musi mnie postawić na ziemię.
Przeszliśmy przez szklane drzwi i podeszliśmy do lady. Niall podał pracownikowi kręgielni  numer z kluczykiem do naszej szafki. Chwile potem, odzyskaliśmy swoje buty i usiedliśmy na pobliskiej ławce. Schyliłam się i zaczęłam rozwiązywać sznurówki wysłużonego trampka z halową podeszwą, gdy ktoś złapał moje nadgarstki i uniósł je do góry. W pierwszej chwili się wystraszyłam, bo jestem dość strachliwa osobą. Potrafię czasami nie spać w nocy bo słyszę dziwne dźwięki z dołu. W rzeczywistości okazuje się, że to nie złodziej a lodówka. Kiedy uniosłam głowę okazało się, że to był Niall, a nie żaden złodziej, pedofil, czy nawet chodząca lodówka.Co ja w ogólne wygaduję...
 Kiedy trochę otrzeźwiałam, poczułam delikatny ból, po ostatnich nacięciach żyletką. Prawy nadgarstek, jeszcze się nie zagoił do końca. Dopiero w tej chwili przypomniało mi się, że zapomniałam w tym całym pośpiechu wziąć bluzy z swojego domu. Wpadłam w małą panikę. Nie chciałam znowu się tłumaczyć, czemu to robię. To już czas przeszły. Z resztą zaczęłam nowe życie. Zrobiłam niekontrolowanie krzywą minę.Mój grymas zauważył Niall, który nawet nie wiem kiedy położył moją stopę na swoje kolano i ściągnął mi buta. Dobra gram na zwłokę.
- Mogę sama to zrobić. Rąk jeszcze nie połamałam.- uśmiechnęłam się dość szczerze i   założyłam jego bluzę.
Jego mina, była dość poważna. Czyli, nie kupił kłamstwa. Spuściłam głowę i włożyłam ręce do kieszeni bluzy.
- Czemu to robisz? - spytał cicho.
Nic nie odpowiedziałam. Niby co mam mu powiedzieć? Że, wszystko mnie dobija? Że, brakuje mi rodziny? Że, jestem dla wszystkich nikim? Że, nikt mnie nie rozumie? Że, pogubiłam się w życiu?
Nie, dzięki. Nie jestem typem dziewczyny, która użala się nad sobą. Przypominam raczej strusia, który kiedy widzi kłopoty, chowa głowę w piasek, lub spierdala jak najdalej od problemów.
Chłopak widząc, że tego ze mnie nie wyciągnie, okrążył trochę temat.
- Skoro dla Ciebie 22:00 to prawie południe, to proponuję Ci, żebyś mi potowarzyszyła.- uśmiechnął się ciepło.
Nie za bardzo rozumiałam, co ma na myśli, ale nie dopytywałam. Pokiwałam tylko potakująco głową. Gdy mój but został zawiązany, wstałam z małą pomocą Niall'a i ruszyliśmy w stronę auta. Gdy opuściliśmy kręgielnie zawiał chłodny wiatr, który rozwiewał moje włosy. Spojrzałam na zamyślonego chłopaka i dopiero wtedy zauważyłam, że mam na sobie jego bluzę.
- Umm..- zaczęłam. Chłopak natychmiastowo odwrócił się w moją stronę.
Cholera, jak ja nie lubię takich sytuacji. Stwierdziłam, że nic nie będę mówić, tylko ściągnę jego bluzę. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Kiedy moja głowa "zanurkowała" w za dużej bluzie, poczułam jak ktoś ciągnie kawałek materiału w dół. W pierwszej chwili nie wiedziałam co się dzieje, jednak chwilę potem podniosłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego Niall'a, który nie trzymał swoje bluzy. Dalej ja miałam na sobie jego bordową bluzę.
- Do twarzy Ci, w mojej bluzie.-powiedział i chwycił moją zimną dłoń w swoją.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do auta. Jak na chłopaka z manierami, Niall, otworzył mi drzwi. Kiedy już wskoczyłam a raczej wturlałam się do auta, drzwi się zamknęły. Chłopak spokojnie okrążył auto i chwilę potem siedział koło mnie za kierownicą.
- Nialler, powiesz gdzie jedziemy?- popatrzyłam w jego niebieskie  oczy, które lśniły w słabym świetle latarni.
- Miałem  w planach zrobić sobie tatuaż- powiedział, skupiając swój wzrok na jezdni.
- A masz już jakiś? - spytałam podekscytowana
- Parę już mam. - zerknął na chwilę w lusterko, po czym dodał:
- Patrzę tak na twoją ekscytacje i wnioskuje, że i ty masz parę bazgrołów. Nie mylę się,prawda?- uśmiechnął się
- No mam. I planuje kolejne.- uśmiechnęłam się.
- Co powiesz na zbiorowe ozdabianie ciała?
- Dobry pomysł - uśmiechnęłam się szeroko.
- A panienka, nie będzie się przypadkiem bała? - spytał, udawanym, typowym dziadkowym głosem
- Ja? Ależ skąd. A dziadek to na zwał nie zejdzie przypadkiem? - dziecinny głos, wypełnił przestrzeń w aucie.
Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Zagłuszyliśmy grające w tle radio, które nawet nie wiem kiedy zostało włączone. Od zawsze chciałam mieć takie życie. Wiecznie się śmiać, olewać problemy. W moim przypadku, było zupełnie odwrotnie. Często miałam wrażenie, że to się działo specjalnie, jak by ktoś od zawsze źle mi życzył. Może i tak było.. Cicho westchnęłam i skupiłam swój wzrok za okno. Mijaliśmy drzewa, samochody, masę biurowców, w których pomimo później godziny paliły się światła. Pewnie się ktoś pieprzy na stole, bo to nie możliwe, żeby zwykły człowiek pracował po 22:00. Kiedy tak sobie myślałam o wszystkim i o niczym, poczułam ciepłą dłoń na swoim kolanie. Odwróciłam głowę i ujrzałam wyluzowanego Niall'a. Uśmiechnęłam się lekko, co od razu zauważył i odwzajemnił gest. Korzystając chyba z tego, że utrzymaliśmy kontakt wzrokowy spytał:
- A tak w ogóle Chels, to co ty byś chciała wytatuować?
- Planuję sobie zrobić na nadgarstku sznur, który z jednej strony jest poplątany ale z drugiej rozerwany.Chcę zacząć nowe życie.Wiesz to ma takie motywujące przesłanie: że każdy problem  da się rozwiązać. Rozumiesz? - spojrzałam na niego skupiona.
Chłopak popatrzył się na mnie i kiwnął potakująco głową.
- Dobry pomysł- entuzjastyczny głos, ogarnął cały pojazd.
- Ej, czekaj a Ty? Co planujesz zrobić?
Ukradkiem spojrzałam na jego twarz. Wydaje mi się, że spochmurniał. W każdym bądź razie nie był już taki wesoły, jak chwilę temu.
Nastała niezręczna cisza.
Kiedy już miałam ominąć ten temat, chłopak odezwał się:
- Ogólnie, to jeszcze się nie zdecydowałem. Chcę aby to było coś na cześć mojej matki- rzucił spokojnym głosem
- Um, przepraszam nie powinnam chyba pytać. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
Cholera, w zasadzie mogłabym się tego domyślić.
- Nie masz za co przepraszać.
Postanowiłam, się już nie odezwać. Parę minut później byliśmy na miejscu.
Niall zaparkował auto, obok salonu, który wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Nie wyglądał obskurnie, wręcz przeciwnie.Był to średniej wielkości budynek, z sporymi oknami. Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w kierunku drzwi. Kiedy przekroczyłam próg byłam zaskoczona. Byłam na 100% pewna że pomieszczenia będą w ciemnej kolorystyce, tak jak w każdym takim salonie.Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam, fajny wystrój w kolorze morskim. Wow, tego się na serio nie spodziewałam. Przed nami znajdował się długi biały blat, a za nim siedział dość młody facet, który jak na tatuażystę przystało miał całe ręce pełne w dziarach.
- Siema Josh- Niall wesoło zagadał do niego.
Aha, czyli to Josh. Uśmiechnęłam się.
- Siema stary- znajomy, Niall'a podszedł do nasi razem wykonali jakiś dziwnie skomplikowany gest. Zgaduje, że to coś takiego na powitanie.
- To jest Chels, moja przyjaciółka-  mój towarzysz wskazał na mnie ręką.
- Cześć Chels- powiedział wesołym tonem i uścisnęliśmy dłonie na powitanie.
- Cześć.- uśmiechnęłam się.
- To co? Rozgośćcie się i zaczynamy. - powiedział do nas Josh.
Zostawiliśmy na kanapie moja bluzę i ruszyliśmy za nim w stronę białych, przesuwanych drzwi.

Kiedy znajomy Niall'a przesunął je, moim oczom ukazał się świetnie wyposażony salon, z zajebistym wystrojem.  Na pierwszy rzut oka, było widać, że Josh zna się na robocie. Wszystkie narzędzia, były czyste i poukładane na stoliku. Porządek tyczył się całego pomieszczenia. Nigdzie nie walały się jakieś duperele. Na środku stały na skórzane fotele. Ściany były w kolorze żywej pomarańczy. W tle grało cicho radio. 
- Naprawdę, masz zajebisty salon.- powiedziałam, oglądając obrazy, które zostały powieszone na ścianie.
- Też mi się podoba, pomimo tego, że go nie urządzałem- powiedział Josh.
- Jest takie inne- powiedziałam sama do siebie cichym głosem, spoglądając za okno.
- No to zaczynajmy- ciszę przerwał Niall
*2 godziny później*
- Nie boli cię nadgarstek?- głos Niall'a wyrwał mnie z snu.
- Nie, niby czemu ma mnie boleć?- spytałam skołowana.


Przysnęło mi się. Przeciągnęłam i się i usiadłam wygodniej na kanapie.
Byliśmy dalej w salonie. Chłopaki widać, musieli mnie przynudzać.
- Zazwyczaj tatuaże na nadgarstkach są bardzo bolesne- uśmiechnął się Josh.
Kiwnęłam potakująco głową.
- Nie wiem, mnie jakoś za specjalnie nie bolało- ziewnęłam i popatrzyłam na swój lewy nadgarstek, który był pokryty przezroczystą zabezpieczającą folią.
- Świetna robota Josh- popatrzyłam z uznaniem na dzieło. -Bardzo mi się podoba- kontynuowałam, bardzo zadowolona z efektu swoją wypowiedź.
- Ciesze się - uśmiechnął się 
Spojrzałam z Niall'a. Szukałam foli, która zabezpieczała jego tatuaż. 
- Em.. Niall? A gdzie ty sobie zrobiłeś tatuaż? - spytałam zdezorientowana, wzorkiem dalej przeszukując jego odkryte ramiona. Nigdzie niczego nowego nie było.
Chłopak widząc, moje nieudolne starania cicho się zaśmiał.
Zmrużyłam oczy. Może ja naprawdę ślepa jestem? 
Gdy zaczęłam po raz setny skanować wzorkiem sylwetkę chłopaka, ten w końcu się zlitował i ściągnął swoją koszulkę.
Uśmiechnęłam się na widok, umięśnionego torsu. Skarciłam się w myślach. Czemu cieszę twarz, na widok umięśnionego ciała? Co ze mną jest nie tak?
- Podoba ci się to co widzisz.- poruszył zabawnie brwiami. 
Zmroziłam go wzrokiem.
- Każdy chłopak powinien mieć mięśnie- zbyłam go obojętnym tonem.
Swoim wzorkiem zaczęłam szukać nowej dziary, w końcu odnalazłam ją.
Na jego lewym obojczyku, były wytatuowane nieduże 2 daty. Jedna to zapewne rok urodzin jego mamy, a druga to data, w którym zmarła.


- Świetny pomysł był z tymi datami- powiedziałam, na co uśmiechnął się.
- To co zbieramy się? Sądzę, że Josh, chciałby odpocząć. - zerknęłam na ewidentnie zmęczonego Josh'a.
- Masz rację Chels- powiedział Niall, i kiedy założył swoja koszulkę, podniósł się z kanapy.
Wstałam ociężale  z granatowej kanapy i założyłam bluzę chłopaka. Pożegnaliśmy się z Josh'em i wyszliśmy z salonu. 
- A właściwie zapłaciliśmy mu?- spytałam.
- Wisiał mi przysługę - uśmiechnął się Niall, otwierając drzwi, od swojego samochodu, od strony pasażera.
O więcej nie pytałam.Wsiadłam do auta, i chwilę potem odjechaliśmy.
Louis POV
Bardzo szybko znalazłem się pod kręgielnią. Na parkingu stało kilka samochodów. Gdybym tylko wiedział, który należy do tego skurwiela, przysięgam, że bym powybijał mu wszystkie szyby w samochodzie.
Gdyby nie ten kretyn, Chels, siedziała by w domu i nic by jej nie groziło.
Wysiadłem z auta i trzasnąłem drzwiami. Truchtem podbiegłem do kręgielni. Otworzyłem drzwi i wpadłem do dużego holu. Przez nikogo nie zauważony minąłem szklane drzwi i zacząłem rozglądać się, w poszukiwaniu Chels.
-Cholera- warknąłem, kiedy przeszukałem całą hale i jej nie znalazłem.
Podszedłem do Harre'go, którego wyłapałem wśród ludzi. Uścisnęliśmy dłonie i od razu zabrałem się do przepytywania kumpla.
- Gdzie ona jest?- każde moje słowo ociekało jadem.
- Spokojnie stary wyluzuj- zaczął się bronic.
- Każesz mi być spokojny? - spytałem z niedowierzaniem.- Ona jest z tym gnojkiem.- wysyczałem.
- Słuchaj, wyżywając się na mnie, nic ci nie da- mruknął.
- Mogłeś mu przyjebać w ten ryj.- kontynuowałem wkurwiony.
- Mogłem, ale jak widać tego nie zrobiłem, bo to miejsce publiczne.- powiedział bez entuzjazmu, jakby zupełnie się nic nie stało.
- Czyli nic nie zrobiłeś?
- Ja do ciebie zadzwoniłem, Zayn za nimi pojechał.- mruknął.
- Mogłeś tak od razu- powiedziałem zirytowany


Harry, olał moją uwagę, po czym wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami i wyszliśmy z kręgielni.
Ja wsiadłem do swojego auta, Harry, natomiast do swojego. Kierowaliśmy się na północną cześć miasta. 
Po około 30 minutach, znaleźliśmy się pod jakimś domem. Zaparkowałem na trawniku auto, i zapukałem do drzwi.Harry, z kolei podszedł do auta Zayn'a, które znajdowało się dwa domy obok, zaparkowane dla zmyłki.
Chels POV
Siedziałam, na brązowej kanapie w przytulnym i bardzo ciepłym salonie.  Kominek ogrzewał cały pokój, a pomarańczowe iskierki oświetlały całe pomieszczenie. Cały pokój, był urządzony w dwóch kolorach: beżowym i kawowym. Jasne ściany idealnie komponowały z ciemnymi meblami, i kominkiem. Z zamyśleń wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.


- Niall, ktoś puka do drzwi- krzyknęłam do chłopaka, który aktualnie znajdował się w kuchni.
- Możesz otworzyć?- wyjrzał głową z kuchni i spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
- Jasne- zaśmiałam się z jego miny, przypominającej kota z Shreek'a


Całą moją drogę do drzwi przebyłam w akompaniamencie głośnego stukania do drzwi.
- Rany, jakich masz wrednych sąsiadów,Niall- mruknęłam sama do siebie.


 - Już, kurwa idę!- krzyknęłam, rozdrażniona.
Otworzyłam gwałtownie drzwi i ujrzałam kogoś, kogo najmniej bym się w tej chwili spodziewała.
- Louis? Nie no to jakieś żarty są.- powiedziałam zszokowana w myślach.
Nic nie mówił. Był strasznie wkurwiony, ale nie bałam się go. Był ze mną Niall.
- Um to jakaś pomyłka- mruknęłam i trzasnęłam drzwiami. Kiedy pokrywa drzwi się zamknęła, szybko zamknęłam mnie i Niall'a, w domu od środka. Odetchnęłam z ulga kiedy mi się to udało. Dobrze wiedziałam do czego był zdolny Louis.
- Kto to był? - spytał mnie chłopak.
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo drzwi, które chwilę temu zamknęłam zostały doszczętnie zniszczone. Wzdrygnęłam się na dźwięk łamiących się drzwi, które z ogromnym hukiem spadły na ziemię.
Zamknęłam oczy, byleby tylko nie widzieć sprawcy tego zamieszania. Instynktowne schowałam się za Niall'em, który od razu wyskoczył przede mnie, kiedy drzwi ustąpiły, pod wpływem silnych kopniaków.
-Oparłam swoją głowę o ścianę, która chłodziła moje gorące czoło.
-Chels idź do salonu- mruknął Niall i spojrzał na mnie wzorkiem nieznoszącym sprzeciwu. nie miałam wyboru, więc postanowiłam spełnić jego prośbę.
- Chyba go nie posłuchasz!- usłyszałam oburzony głos Louisa.
- A własnie że posłucham i pójdę- spojrzałam wściekła na chłopaka i ruszyłam w stronę salonu. Zrobiłam kilka kroków i kiedy już miałam wychodzić z holu, ktoś objął mnie w talli i zaczął wynosić z domu.Od razu domyśliłam się, że to Louis.Moje przypuszczenie potwierdziły się, kiedy zauważyłam przed sobą Nialla, który był już lekko poobijany. Z jego rozciętej wargi sączyła się krew. Posłałam mu przepraszające spojrzenie, po czym zaczęłam wyrywać się z uścisku. Im mocniej się wierciłam, tym chłopak mocniej mnie obejmował.
- Cholera, Louis puszczaj - warknęłam.
Nic nie odpowiedział. Łaskawie mnie puścił, na trawniku, koło domu. Nim zdążyłam się obejrzeć Louis, znów stał koło Nialla. Mierzyli się surowymi wzrokami. Myślałam, że już po wszystkim, jednak się grubo myliłam. Na odchodne Tomlinson, z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Zasłoniłam swoją twarz w szoku. Jednak od razu oprzytomniałam, kiedy Louis, szedł w moim kierunku. Zaczęłam szybko biec. Chciałam być w tamtym momencie jak najdalej od niego.


_____________________________________________
KOCIACZKI X
NA POCZĄTKU PARĘ MIŁYCH SŁÓW,
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ, ZA TE WSZYSTKIE WEJŚCIA I KOMENTARZE X
JESTEŚCIE CUDOWNI! X
AWW KOCHAM WAS ;"")
A TERAZ PARĘ INFORMACJI :>

1. POSZUKUJĘ CHĘTNEJ OSOBY DO PROWADZENIA KOLEJNEGO NOWEGO KONTA
EMILY -> TO JEST NOWA BOHATERKA. WIĘCEJ SIĘ O NIEJ DOWIECIE W KOLEJNYM ROZDZIALE
2. KOLEJNY ROZDZIAŁ JUŻ NIEBAWEM X
3. LICZĘ NA WASZE OPINIE DOTYCZĄCE TEGO ROZDZIAŁU I OGÓLNIE TEGO FF.
DLA WAS TO TYLKO PARĘ SEKUND, A DLA MNIE CENNE WSKAZÓWKI I MIŁE SŁOWA MOTYWUJĄCE DO DALSZEJ PRACY. ;)
4. DO POSTACI TEGO FF MOŻNA PISAĆ NA TT ;)
TE KONTA SA DLA WAS. FAKT NIEKTÓRE INFORMACJE SĄ NIEPRAWDZIWE, ALE ZAWSZE MOŻNA Z NIMI POPISAĆ, LUB PO PROSTU POŚMIAĆ SIĘ Z ICH TWEETÓW.
TAK WIĘC DO NASTĘPNEGO
5. JAK SĄ BŁĘDY TO PRZEPRASZAM :<
#ILYSM X


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BONUSIK ;) NA POCIESZENIE, 
WIECIE PONIEDZIAŁEK, NOWY TYDZIEŃ ;/
ALE ZOBACZCIE MAMY ZA SOBĄ 1 DZIEŃ ZOSTAŁY JUŻ TYLKO 4 DNI I MAMY ZNÓW WEEKEND X






HAHAHAHAHAHAHAH SORRY TO OSTATNIE TO MUSIAŁAM TUTAJ WSTAWIC XD
ZNALAZŁAM NA TT XD








sobota, 19 października 2013

WYBACZCIE...


Kochani x
Miałam dodać dzisiaj nowy rozdział, ale niestety, nie będę mogła dzisiaj tego zrobić.
Po 1-sze nie jest dokończony, bo myślałam że nigdy nie nazbieram 15 komentarzy.
Po 2-gie okazało się, że muszę  na cały weekend wyjechać.
Po 3-cie nie chcę oddawać rozdziału, który mnie nie zadowala chociażby w 60% -tach.
Nowy rozdział na 1000% procent pojawi się w przyszłym tygodniu. Także bardzo Was przepraszam za poślizg i zarazem baaardzo dziękuję za te wszystkie komentarze.
Bądźcie cierpliwi x

A TERAZ PARĘ SŁÓW PODZIĘKOWANIA:
DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA TE KOMENTARZE.
NIGDY NIE SPODZIEWAŁABYM SIĘ ŻE TAKIE FF OSIĄGNIE TAKI SUKCES.
SERIO. :"")
KIEDY WESZŁAM W TAMTYM TYG. NA BLOGA I UJRZAŁAM 14 KOMENTARZY, POCZĄTKOWO MYŚLAŁAM, ŻE TO JAKAŚ POMYŁKA.
JESTEŚCIE NAJLEPSZYMI CZYTELNIKAMI, JAKICH W SWOIM ŻYCIU SPOTKAŁAM.
POSTARAM SIĘ WAS NIE ZAWIEŚĆ I CZĘŚCIEJ DODAWAĆ ROZDZIAŁY.
#ILYSM
Wasza kochana autorka x

P.S.- Bądźcie cierpliwi x

sobota, 5 października 2013

Rozdział 7

Chels POV
- Chels, musimy pogadać.- jego poważna mina, lekko mnie przerażała.
Jego wzrok, mówił mi, żebym się go posłuchała- tęczówki nie były już niebieskie, były już granatowe. Jednak moja upartość wzięła górę.
- Nie może to poczekać?-  podirytowana, przewróciłam oczami. Tak bardzo nie lubiłam, kiedy ktoś mi przerywa dobry nastrój. Louis był niestety w tym mistrzem.
- Skoro to przyjechałem, to chyba nie może to poczekać- warknął.
Zaczęłam lekko panikować. Chłopak był strasznie nabuzowany. Naprawdę, nie miałam ochoty na awanturę w galerii handlowej. Jeszcze tego by brakowało, by ochrona nas wynosiła.Postanowiłam odpuścić.
- Skoro to takie ważne, to chodźmy. - rzuciłam, poprawiając włosy. Spojrzałam na Nialla, który był wyraźnie zamyślony. Posłałam mu przepraszające spojrzenie.
- Powiesz Pezz i Jake'owi że niedługo wrócę.
- Jasne.- uśmiechnął się. Po czym dodał:
- Do zobaczenia. Jutro po ciebie przyjadę.-cmoknął mnie w policzek i puścił mi oczko po czym ruszył w stronę moich przyjaciół.
Ukradkiem spojrzałam na Louisa. Mogłabym przysiąc, że z jego uszu wydobywała się para. Z początku myślałam, że on był naćpany. Jego źrenice od paru minut były ogromne. Jednak, gdy Niall zniknął z naszego pola widzenia, oczy Louisa wróciły do normy. Gorzej było z nastrojem.
Chwycił moją dłoń i pospiesznie opuścił sklep. Próbowałam wyrwać swój nadgarstek z uścisku, ponieważ sprawiało mi to ból. Jego reakcją, na mój protest był jeszcze silniejszy uścisk. Czułam, jak krew mi nie dopływała do palców. Moja dłoń z sekundy na sekundę stała się coraz bledsza. Syknęłam z bólu.
Louis chyba usłyszał , bo automatycznie rozluźnił uścisk. Korzystając z tej okazji, szybko wyrwałam swoją dłoń. W końcu uwolniłam się i lekko zaczęłam potrząsać dłonią, żeby krążenie wróciło do normy. Kiedy chłopak, zorientował się, że nie trzyma mojej dłoni, automatycznie odwrócił się za siebie. Jego zimny wzrok, odnalazł moje oczy. Rysy jego twarzy, od razu złagodniały, kiedy zobaczył moja siną rękę i zdezorientowaną minę. Nie miałam już ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Ledwo zauważalnie kiwnęłam przecząco głową, kiedy wystawił swoją dłoń, abym ją chwyciła. Bałam się, czego reakcją było cofnięcie się do tyłu. Kiedy chłopak zbliżał się w moją stronę, postanowiłam wiać. Mogłabym przysiąc, że wszyscy ludzie znajdujący się w galerii, patrzyli się na mnie jak na jakiegoś przygłupa. Nie dziwię się im. Uciekającą dziewczynę w gipsie, a raczej próbującą uciekać to chyba codziennie się nie widzi. Mój bieg przypominał nieudolne, wolne skakanie. Pewna cząstka mnie mówiła, żebym odpuściła. I tak i tak kiedyś Louis mnie dogoni. Nawet się nie zmęczy. Ale, z kolei mój uparty rozum kazał mi biec jak jakąś opętana wariatka.
Albo przynajmniej próbować. Oczywiście, znając mnie postanowiłam biec jak najszybciej. Skazana na porażkę, kuśtykałam dalej, licząc na to, że chłopak zgubi mnie w tłumie. Moja ucieczka trwałą dłużej niż się spodziewałam. Od dobrych 5 minut nikt mnie jeszcze nie zatrzymał. Utrzymywałam ciągle to samo tępo, zręcznie omijając ludzi. Byłam blisko celu- czyli sklepu w którym aktualnie przebywała Pezz, Jake i Niall, a przynajmniej miałam taką nadzieję .
- Wow, normalnie sukces.- mruknęłam cicho, ciesząc się z swojej aktualnej przewagi.
- Tak, pobiłaś swój rekord uciekania, a teraz idziemy porozmawiać.- mruknął ktoś
Podniosłam głowę, i ujrzałam przede mną Louisa.
- Kurwa.- syknęłam, z grymasem na twarzy.
Nie czekając na moje pozwolenie chwycił moją dłoń i już zdecydowanie, delikatniej ciągnął mnie w stronę drzwi. Korzystając z lekkiego "luzu" wyrwałam swoją dłoń. Zmroziłam go wzrokiem, po czym dodałam:
- Nie musisz ciągnąc mnie za rękę, jak jakieś dziecko.- syknęłam, niezadowolona z obrotu sprawy.
- Muszę, bo znowu mi zwiejesz.- mówił spokojnym tonem, próbując opanować nerwy.
- Nie musisz.- warknęłam
- Chels, do kurwy nędzy nie sprzeczaj się ze mną.- Jego spokojny głos, zniknął. Nie był już opanowany, tylko zirytowany. To były chyba tylko resztki jego cierpliwości.
Wzruszyłam ramionami i szłam koło niego. Między nami były z 2 metry odstępu. Widziałam, jak w jego oczach rosło poirytowanie, złość i zdezorientowanie w jednym. Przeczuwałam, że z tej mieszanki nic dobrego nie wyjdzie. Dobrze myślałam, bo gdy tylko wyszliśmy z sklepu, Louis wziął mnie na ręce i truchtem pobiegł w stronę auta.  Posadził mnie na miejscu pasażera i zablokował drzwi, tak abym nigdzie mu już nie uciekła. Szybko okrążył auto i po chwili siedział na miejscu kierowcy. Na jego twarzy widniał już lekki uśmieszek. Ach tak, czyli go to bawi. W tym momencie wybuchłam.
- Co. Ty. Kurwa. Odpierdalasz. - syknęłam z jadem.
Jego uśmieszek natychmiast znikł. Objął mocniej kierownicę, a jego szczęka się naprężyła.
- Nie sprzeczaj się ze mną -wymamrotał.
- Będę. Mogliśmy porozmawiać w sklepie!- krzyknęłam podirytowana.
- Nie nie mogliśmy.- syknął.
Dalej prowadził auto. Skupiony był całkowicie na drodze. Jego kosteczki u rąk, były śnieżnobiałe. Była to oznaka czystej złości. Postanowiłam już nic nie mówić, bo jeszcze trochę a spowoduje jakiś wypadek. Lub wysadzi mnie na środku ulicy i dalej pojedzie sam. W zasadzie kiedy nie byłabym zmęczona to bym specjalnie go sprowokowała.
10 minut później byłam już pod domem. Oczywiście sama nie mogłam wyjść, bo drzwi były zablokowane. Musiałam poczekać, aż otworzy mi drzwi. Wystawił swoją dłoń, aby pomóc mi wysiąść, jednak olałam tą propozycję.
- Jesteś niemożliwa.- mruknął.
- Odezwał się możliwy.- odpyskowałam, przewracając oczami.
Otworzyłam drzwi swoimi kluczami. Wpadłam do kuchni i ujrzałam karteczkę od babci.
"Chelsey!
Postanowiłam odwiedzić, moją dawną znajomą.
Pamiętasz, panią Shelly? Właśnie się do niej wybrałam.
Wrócę rano, gdyż najbliższy autobus  z jej miejscowości odjeżdża około 21:00, więc postanowiłam wrócić autobusem jutro, który odjeżdża o 5:00 rano. Tak więc spodziewajcie się mnie jutro koło 12:00.
Zjedzcie kolacje i nie rozwalcie domu.
Całuję Was mocno.
~Jennifer. ;)
p.s.- bądźcie grzeczni "

Mogłam się tego spodziewać. Pani Shelly jest mojej babci przyjaciółką. Często się odwiedzają.
Z zamyśleń wyrwał mnie trzask drzwi. Odwróciłam głowę w stronę przedpokoju i ujrzałam Louisa, który zamykał moje drzwi. W dłoniach trzymał moje klucze, które następnie schował do swoich spodni.
- Przepraszam bardzo, ale co ty robisz?- spytałam oburzona.
- Zamykam drzwi nie widać?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Przegiąłeś- syknęłam.
- Nigdzie dzisiaj nie wychodzisz- oświadczył spokojnym tonem.
Gorzko się roześmiałam.
- Dobra, pośmialiśmy się, teraz oddawaj klucze.-powiedziałam już mniej rozbawiona.
- Ja mówię całkiem serio- poważny ton, dotarł do moich uszu.
Zrobiłam wielkie oczy. Kartka od babci, wypadła mi z rąk. Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
Szybko się otrząsnęłam. Nie byłam zła. Wpadłam w totalną furię.
- Kim ty do chuja jesteś, aby mi rozkazywać- powiedziałam roztrzęsiona.
Pędem pobiegłam na górę do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Otwieraj te drzwi- powiedział dośc spokojnie..
- Nie.- rzuciłam, patrząc tępo w sufit
- Otwieraj!- wrzasnął.
"opss chyba ktoś się wkurzył" pomyślałam.
Zaczęłam znów się go bać. Głośno westchnęłam.
Kiedy stwierdził, że po dobroci nie otworzę, zaczął okładać pięściami drzwi.
Postanowiłam włączyć wieżę, podłączoną do telewizji. Odpaliłam kanał muzyczny i zaczęłam głośno słuchać muzyki. Głośne dudnienie basu wyczuwałam, leżąc na łóżku. Kochałam ten stan. Mój relaks przerwało warknięcie Tomlinsona.
- Albo te popierdolone drzwi otworzysz, albo je wyważę.
- Spierdalaj!- wrzasnęłam i zamknęłam oczy i wystukiwałam nogą rytm do piosenki.
Po chwili usłyszałam ogromny huk. Zobaczyłam, że drzwi nie są wstawione a leżą na ziemi. Moje oczy były wielkości piłek tenisowych. Postanowiłam to olać. Wzruszyłam ramionami i powróciłam do przerwanej czynności, czyli kiwanie się jak psychopatyczne dziecko, nie do końca w rytm piosenki. Chłopak zauważył, że nawet się tym nie przejęłam. Podszedł do telewizora i go wyłączył.
To chyba był szczyt desperacji. Wybuchłam śmiechem. W pewnym momencie straciłam kontrolę nad swoim zachowaniem, bo z hukiem spadłam z łóżka na ziemię. Nie przerwało to, mojego dzikiego śmiania się. Turlałam się po ziemi. Na pierwszy rzut oka, obca osoba mogła by pomyśleć, że uciekłam z psychiatryka.
W zasadzie to i moja babcia pewnie by to samo pomyślała.
Kiedy zabrakło mi tchu, podniosłam się i usiadłam na łóżku.
- Mógłbym wiedzieć co cię tak rozbawiło?- spytał zdezorientowany.
- Jasne- roześmiałam się
- Raczysz powiedzieć?
- Uh, nie spinaj się.
Louis spojrzał na mnie wymownie.
- No dobra powiem ci. -powiedziałam w miarę spokojna.
- Bo, bo no ten- zaśmiałam się.
- Chodzi o to, że- znów nie wytrzymałam.
- Byłeś strasznie śmieszny - wyrzuciłam to z siebie podczas kolejnych ataków śmiechu.
Złapałam się za brzuch, który już bolał mnie, tak samo jak policzki z tego chichrania się.
Kiedy już jaka tako się uspokoiłam, Louis wybuchnął śmiechem.
- A ciebie co tak bawi? -podniosłam jedną brew.
- Wyglądasz jak burak- podszedł bliżej mnie i usiadł koło mnie na na łóżku.
- Buraki są słodkie- postanowiłam ratować swoją reputację.
-Nie przeczę- uśmiechnął się.
Pomiędzy nami nastąpiła cisza. Obydwoje się uspokoiliśmy. Mój dobry humor, gdzieś odpłynął, gdy tylko spojrzałam na wyważone drzwi i przypomniałam sobie, co się stało zaledwie 10 minut temu.
Cholernie mnie ciekawiło, dlaczego zamknął mnie w domu.
- A tak właściwie- zaczęłam spokojnie.- Po co zamknąłeś mnie w domu?-dokończyłam podirytowana.
- Żebyś mi nie uciekła- wzruszył ramionami.
Postanowiłam nie drążyć tematu. Olśniło mnie. Mam pewien pomysł, a ten ciołek nawet się nie skapnie, kiedy go wykiwam.
- Skoro tak się o mnie martwisz...- powiedziałam z nutką zawiedzenia.
-To dla twojego dobra- powiedział, gładząc moje kostki u rąk.
Uśmiechnęłam się.
Przez całe popołudnie udawałam, że się nie gniewam za to, że mnie zamknął w domu i trzymał jak jakąś niewolnicę. Zachowywałam się normalnie.
Gdy skończyliśmy oglądać 3 film było około 19:40.
- Dobra Tommo, ja się zwijam do łóżka, chcę odpocząć.- powiedziałam udawanym sennym głosem.
- Okey, nie ma sprawy. Przyjdę do ciebie później-powiedział.
- Dobranoc- powiedziałam
- Dobranoc- szepnął i cmoknął mnie w policzek.
Poszłam spokojnie na górę. Zamknęłam za sobą drzwi, które był już wstawione w zawiasy.
Szybko przebrałam się w za dużą koszulkę Supermana i czarne legginsy. Rozpuściłam włosy i pospiesznie się pomalowałam. Chwyciłam telefon, portfel, założyłam air maxy (niestety, tylko na jedną nogę- lewą) i otworzyłam okno. Była już 19:50.
Zwinnie zjechałam po rynnie i wyszłam cicho przez ogródek. Nikt mnie nie zauważył. Punkt dla mnie.
Przeszłam przez furtkę, i skierowałam się w stronę czarnego auta. Było to to same auto, w którym wracałam do domu z szpitala. Wsiadłam do niego i przywitałam się z Niallem.
- Gotowa? - spytał z uśmieszkiem na ustach.
- Gotowa. - uśmiechnęłam się szeroko i ruszyliśmy w stronę centrum.
Całą drogę śmialiśmy się z swoich śmiesznych historii z swojego życia.
- Kochana- przerwał mi zapłakany z śmiechu chłopak.- Powiedz mi czemu ty nie wyszłaś jak normalny człowiek przez drzwi, tylko zjechałaś po rynnie?
- No bo..- zakrztusiłam  się powietrzem- ten ciołek Louis, myślał, że mnie uwięzi w domu jak zamknie drzwi. Biedny nie pomyślał, że jeszcze mam rynny w domu- zaśmiałam się.
Niall nie wytrzymał i zatrzymał się na poboczu. Złapał się za brzuch i położył głowę na kierownicę.
- No chyba zaraz padnę- zachichotał - Jaki on jest głupi.
- Nie głupi, tylko na do mnie za dużo zaufania.-zachichotałam.
- A z resztą, już mu mówiłam, że nie należę do grzecznych dziewczynek.-dodałam
Niall podniósł szybko głowę.
- No ładnie- zaśmiał się.- Czyli trzeba trzymać cię na krótkiej smyczy- dodał
- Na smyczy się trzyma pieski, jak się z nimi chodzi na spacery.
Obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
- No dobra, jedziemy dalej, bo nam kręgielnie zamkną.
- To byłoby zabawne- uśmiechnęłam się.

***
- Niall, mięczaku, przegrywasz- zachichotałam.
- Tylko 2 punktami, jeszcze cie wyprzędę. - powiedział urażony blondyn.
- Ciekawe czy ci się uda- uśmiechnęłam się i  rzuciłam kulą.
- Cholera!- wymsknęło mi się.
- Oj, Chels, chyba ci coś nie do końca wyszło. - zachichotał Niall.
- To wszystko przez ciebie, nie mogłam się skupić- zaśmiałam się
- Jest remis. -powiedział dumny Niall.
- Pff- zaczęłam szurać butami
- Chodź na pociesznie przytulę cię.
- Okey- uśmiechnęłam się.
Niall podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Jesteś najlepszą przeciwniczką-powiedział.
- Poważnie?
- Nie oszukuję. -powiedział poważnym tonem, po czym po raz setny wybuchliśmy śmiechem.
- To co? Kolejna runda?- podniosłam jedną brew.
-Wyzwanie przyjęte. -powiedział niczym superbohater.
Louis POV
Udało się. Nigdzie dzisiaj nie wyjdzie z tym kretynem.
Siedziałem niespokojny w salonie. Postanowiłem jej wszystko opowiedzieć dzisiaj. Myślę, że to będzie najlepszy moment. Wszystko wyjaśnię i zniknę z jej życia. Taki jest plan.
Z zdenerwowania, wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów. Wziąłem 2 i jeden po drugim wypaliłem. Gdy jako tako się uspokoiłem, poszedłem na górę do Chels. Otworzyłem drzwi i ujrzałem otwarte okno i puste łóżko. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem w kierunku łazienki. Była pusta.
Zbiegłem na dół po schodach i wpadłem do salonu. Poniosłem telefon z łóżka i zadzwoniłem do dziewczyny. Nie odebrała.
- Cholera- warknąłem.
Kiedy postanowiłem wyjść ktoś do mnie zadzwonił. Nie była to Chels, ale Harry.
- Siema, Loueh, jest taka sprawa.
- Cześć. -powiedziałem z opanowaniem
- Twoja koleżanka świetnie się bawi z tym kołkiem na kręglach. - powiedział zdezorientowany.
- Kurwa. - jęknąłem
Poprosiłem jeszcze Harrego o adres i skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Zręcznie wyjąłem klucze dziewczyny i zamknąłem drzwi. Szybko wsiadłem do auta. Odjechałem z piskiem opon i pojechałem w stronę kręgielni.
"Czyli powiedzenie samej prawy nie będzie takie łatwe.", mruknąłem sam do siebie...


                                              ______________________________                                             
Robaczki mamy 7 rozdział. Jest trochę wcześniej niż planowałam ;)
Mam trochę ogłoszeń dłuuugich jak rolka papieru toaletowego. :D
1. W kolejnym rozdziale pojawi się nowa postać Emily ;)
Jeśli chcesz prowadzić jej konto na tt to zostaw pod tym rozdziałem komentarz z nazwą twojego tt
2. Nie bierzcie do serca niektórych tweet'ów na tt bohaterów.
Serio, wszyscy się tam zachowują jakby się czegoś nawdychali. ;d
3. Jeśli są jakieś błędy to przepraszam ;<
4. UWAGA!
poszukuje kogoś kto robi fajne trailery ;)
Jeśli potrafisz robić takie cuda niewidy, zostaw namiary do siebie ;)
czyli nazwę tt, e-maila, cokolwiek ;)
5. DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERDUCHA ZA KAŻDY KOMENTARZ!
DLA WAS TO TYLKO PARĘ SEKUND, DLA MNIE MOCNY ZASTRZYK POZYTYWNEJ ENERGII  NA CAŁY DZIEŃ. X
6. NASTĘPNY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JAK BĘDZIE 15 KOMENTARZY ;)TAK 15 !
chcę zobaczyć, kto te wypociny czyta :D
7. Tak więc komentujcie, czekam na wasze opinie. ;)
#ILYSM xx
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BONUSIK SŁONECZKA! X



Czaisz?! Zamknę Cię w domu i nigdy z niego nie wyjdziesz!
hahahahaha ;D


Zayn ;)
Nasz kochany Bad Boy ;)


Niall, nasza gwiazda ;D


 Pozdrawiam z podłogi xD



JAKI WZROK *__*


 LIAŚ xD

HAHAHAHA HARRY XD


Tak jak obiecałam, dodaję resztę zdjęć naszych bohaterów.
I tym o to optymistycznym akcentem kończę notkę.
x
P.S..-MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE SYPNĘŁAM ZA SUCHYMI SUCHARAMI ;D