poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 9

Chels POV
-Chelsey, zaczekaj! - usłyszałam, zdesperowany głos Louis'a.
Biegłam dalej przed siebie. Nawet bałam się pomyśleć co mi może się stać, gdy mnie on dogoni.
Z bezradności pokręciłam głową i przyspieszyłam swoje tępo. Jest już noc, różni ludzie chodzą po mieście, a ja biegnę z jedną nogą w powietrzu. Tego nawet biegiem nie można było nazwać. To było chaotyczne skakanie. W zasadzie kostka już mnie nie bolała. Może była tylko skręcona?
Skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę. Kiedy byłam prawie pewna, że jestem już bezpieczna, usłyszałam, szuranie butów. Odwróciłam głowę i ujrzałam jakiegoś kolesia, z burzą loków na głowie.
Zaczął się do mnie zbliżać. Jakoś specjalnie mnie to nie wzruszyło. Dzisiaj, już nic mnie nie zdziwi. Podniosłam swoją dłoń i prosto z liścia uderzyłam go w policzek.
- Spierdalaj- warknęłam i poszłam dalej,nie zerkając na niego.
- A to kurwa za co? - zbulwersowany loczek dorównał mi kroku.
Zatrzymałam się i spojrzałam z niedowierzaniem na niego.
- Jest środek nocy, ty bez słowa do mnie podchodzisz, a ja ciebie nie znam. Nie wydaje ci się to dziwne?- zmroziłam go wzrokiem i poszłam dalej.
Brunet zmieszał się i już nic więcej nie powiedział. Nie zdążył, bo zza rogu wyłonił się Louis. Kurwa skąd on wie gdzie ja jestem w danym momencie?
Loczek, odszedł i wymienił z Tomlinsonem porozumiewawcze spojrzenie. No tak, zajebiście. Teraz już wszystko wiem.
- Zaczekaj.- mruknął.
- Nie mamy o czym rozmawiać- bąknęłam i szłam dalej.
Chłopak zagrodził mi drogę i spojrzał na mnie wymownym wzrokiem.
- To nie jest tak jak myślisz.- rzucił, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Roześmiałam się.
- Tak? Serio? Myślisz że nic nie widzę? Chłopie, weź się ogarnij. Jeszcze trochę a moją babcię do rzeki wrzucisz.- syknęłam, i wyjęłam telefon. Napisałam krótkiego sms'a do Jake'a.:

"Śpisz? ;) Mam nadzieję, że nie bo potrzebuję pomocy. ~Chels x"
___________________

- Co robisz?- olał moją sarkastyczną wypowiedź i przystąpił do przesłuchiwania mnie.
- Nie widać? -przewróciłam oczami i próbowałam wyminąć chłopaka.
W tym samym czasie, kiedy Louis próbował wyrwać mi mój telefon z rąk dostałam odpowiedź:

" Nie śpię. ;) Coś się stało? ~Jake."
___________________

Napisałam mu krótką wiadomość, gdzie się znajduje i poprosiłam go o szybki przyjazd.
Wsadziłam szybko telefon do kieszeni bluzy której, jeszcze nie oddałam Niall'owi, i spokojnie czekałam na przyjazd przyjaciela, mając nadzieję że Louis zostawi mnie w spokoju.
Poprawiłam włosy które, od wiatru  potargały się. nawet nie chciałam wiedzieć, jak strasznie musiałam wyglądać.
- Masz zamiar mnie ignorować?- usłyszałam obojętny ton.
Wzruszyłam ramionami.
- A co powinnam zrobić? Rzucić ci się w ramiona?- sarkastycznie spytałam.
Chłopak zamknął oczy. Próbował się uspokoić.
- Lepsze to niż zadawanie się z nieodpowiednimi osobami.- mruknął cicho, co jednak usłyszałam.
- Też tak sądzę, tak więc cześć.- wsiadłam do czarnego auta, które w tym momencie podjechało.
Zamknęłam drzwi od strony pasażera i przywitałam się z Dżejkiem*
Nie spojrzałam na Louis'a. Odwróciłam głowę i słabo uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela, ignorując to co dzieje za oknem. Serio, nie miałam ochoty patrzeć na rozwścieczonego Louis'a.
- Jedźmy- szepnęłam , na co Dżejk pokiwał głową i z piskiem opon odjechał.
Przez chwilę, siedziałam w ciszy. W głowie układałam sobie to, co się zdarzyło niedawno.
Zabolały mnie jego słowa. Co on do chuja sobie myśli?
Że będzie mi wybierał osoby do towarzystwa? Że będzie mnie zamykać w moim własnym domu, bo mu się tak podoba?
Kurwa, znam go parę dni, a on się zachowuje jak jakiś nadopiekuńczy ojciec.
Głośno westchnęłam. To jest ewidentnie dla mnie za dużo.
Dżejk, widząc moje załamanie zaczął rozmowę:
- Powiesz mi co się stało?-  spytał cicho, jak by te słowa, mogły sprawić mi ból.
Miał rację. To był jeden z najgorszych dni w moim życiu.
Czułam taką samą pustkę i zagubienie, jak wtedy, kiedy babcia uświadomiła mi, że moi rodzice nie żyją.
Po dłuższej chwili, stwierdziłam, że powiem mu prawdę.
Zaczęłam opowiadać mu, od początku tę całą poplątaną historię.
Kiedy już skończyłam, spojrzałam na Dżejka. Jego twarz wyrażała mieszankę uczuć: współczucie, złość i troskę.
Nie wiedziałam czy to dobre połączenie.
Minęło parę minut, kiedy Dżejk się odezwał.
- Co zamierzasz zrobić?- spytał zmartwiony.
- W tym problem, że nie wiem. Czuję się niedoinformowana.
Jakbym czegoś nie wiedziała, ale sama nie wiem o co może tu chodzić.-mruknęłam zmęczona.
- To samo i ja pomyślałem. Coś tu jest nie tak. Najlepiej będzie, jeśli dasz sobie z nimi spokój, na kilka dni. Zastanów się nad tym, a póki co zabieram Ciebie do mnie do domu. Jutro jak będziesz chciała wrócisz do siebie.- uśmiechnął się pokrzepiająco i zaparkował auto, pod swoim domem.
Wyszedł, z auta, po czym otworzył mi drzwi. Dżejk od zawsze był dżentelmenem. Bardzo to lubiłam w jego charakterze. Wiedziałam, że zawszę mogę się na niego liczyć. Odkąd pamiętam, nigdy nie zranił żadnej dziewczyny. Ufałam mu pod każdym względem.
Wysiadłam z auta i podziękowałam mu, za pomóc przy wyjściu z auta.
Wyszłam z niego pewnie jak jakaś pokraka, z złamaną nogą, naprawdę proste codzienne czynności są piekielnie trudne. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła wsiąść do swojego auta i byle gdzie pojechać. Nie lubię innym ciążyć.
Dżejk, otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
Wpadłam do salonu i  rzuciłam się na dużą, jasną sofę.
Po raz pierwszy od paru godzin szczerze uśmiechnęłam się.
Zamknęłam oczy delektując się ciszą.
- Tego mi brakowało -westchnęłam, po długiej ciszy.
Poczułam, jak sofa ugina się pod ciężarem Dżejka.
Przytulił mnie do siebie.
- Zobaczysz, będzie dobrze. Damy sobie radę..
Otworzyłam oczy spojrzałam na Dżejka.
- Przynajmniej mamy taką nadzieję..- dokończyłam
Uśmiechnęliśmy się
- No i się rozumiemy- powiedział.
_______
Obudziłam się na dużym łóżku, przykryta kołdrą.
Leniwie, otworzyłam oczy i przeciągnęłam się.
Słońce, jasnym światłem oświecało, cały pokój. Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy wspomnienia z nocy wróciły. Jestem nadal u Dżejka, spałam w jego sypialni, a biedak pewnie kisił się na kanapie w salonie.
Przetarłam dłońmi zaspane oczy i spojrzałam na zegar, który wisiał nad ciemną komodą.
-Cholera już 9:00- mruknęłam
Wstałam i poszłam do łazienki. Najwyższa pora żeby się ogarnąć.
Umyłam swoją twarz, włosy związałam w luźnego koka. Gdy wyszłam z łazienki, pościeliłam łóżko i zeszłam na dół do kuchni gdzie Dżejk, już się krzątał.
- No witaj śpiąco królewno- uśmiechnął się ciepło na powitanie.
- Witam księcia- ziewnęłam cicho.
- Zrobiłem na śniadanie jajecznicę. Może być?- spytał
- Jasne że tak - uśmiechnęłam się i wzięłam z blatu swój talerz. Po drodze wyjęłam z szuflady widelec i usiadłam przy stole, na krześle barowym.
Przez całe śniadanie Dżejk rozbawiał mnie przeróżnymi żartami. Zaczynając od sucharów, kończąc na naprawdę świetnych dowcipach.
- Co tak słabo jesz? Nie smakuje ci?
-Jajecznica, jest zajebista, tylko że przez ciebie, nie mogłam się skupić na jedzeniu- zachichotałam cicho.
-  Cieszę się, że humor ci wrócił.- zaśmiał się, po czym dodał:
- Idę z psem na spacer, niedługo wrócę, a ty jak chcesz to odśwież się, wiesz gdzie jest wszystko- uśmiechnął się
- Okey.- odwzajemniłam gest i zamknęłam za nimi drzwi.
Dokończyłam jajecznicę, i włożyłam nasze talerze i widelce do zmywarki.
Dżejk, nigdy nie pamięta o takich pierdołach.
Wparowałam do łazienki, wyciągnęłam sobie z szafki czysty ręcznik i wskoczyłam pod prysznic.
Szybko umyłam się i wytarłam do sucha. Uczesałam się i wyszłam z łazienki.
Zeszłam, na dół do salonu i włączyłam sobie telewizję. Jak zwykle o tej porze nic ciekawego nie było.
10 minut później, Dżejk wraz z swoim psem wrócili do domu.
- Co George, dałeś popalić? - spytałam radosnego psa, następnie spojrzałam na zdyszanego Dżejka.
- Następnym razem jak tu będziesz to ty w nim pójdziesz- rzucił.
Roześmiałam się.
-Dobra, wyzwanie przyjęte.
Nalałam soku i podałam szklankę przyjacielowi.
Rzucił krótkie dzięki i wypił wszystko jednym duszkiem.
- Jak tam noga?- spytał i popatrzył się na moją nogę.
- W zasadzie coraz lepiej. Mam dziwne wrażenie, że nie jest złamana, a co najwyżej skręcona, bo nawet mnie nie boli.- powiedziałam.
- W takim jazie, jutro pojedziemy do innego lekarza i zobaczymy co on o tym myśli - uśmiechnął się.
- Nie chce robić kłopotu.
- Żaden kłopot. Pojedziemy razem z Pezz, co ty na to?
- Okey.- uśmiechnęłam się
Po chwili dodałam:
- Będę się już zbierać, babcia niedługo do domu wraca, od swojej koleżanki .- mruknęłam
- Zawiozę ciebie - powiedział oczywistym tonem
- Dam sobie radę. Niedaleko mieszkam. Po za tym przyda mi się trochę świeżego powietrza.- zapewniłam go.
- No okey, ale jak będziesz potrzebowała pomocy, to dzwoń- uśmiechnął się.
Założyłam buty, i bluzę.
- Jasne. - obiecałam mu, po czym dodałam- Jeszcze raz dzięki za pomoc- uśmiechnęłam się.
- Drobiazg.- natychmiastowo się odezwał.
Pożegnaliśmy się i wyszłam z domu.
Podwinęłam rękawy bluzy i w miarę szybkim tempem kierowałam się w stronę domu. Modliłam się, żeby nie zastać tam wkurwionego Louis'a, na moje szczęście nikogo pod domem nie było. Weszłam do domu, tylnym wejściem, prowadzącym do kuchni. Zawsze te drzwi są otwarte.
Wczoraj nie mogłam nimi wyjść, bo Louis, siedział w salonie, a te 2 pomieszczenia, nie są niczym oddzielone, po za tym słyszałby ogromny hałas, mianowicie, skrzypienie drzwi, które od dawna nie były naprawiane, lub odnawiane. Głośno westchnęłam, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Naprawdę? Być zamkniętym w swoim domu i dostać bana na wychodzenie z niego za nic?
Weszłam spokojnie do kuchni i rozejrzałam się dookoła.
Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą.
Zdjęłam z siebie bluzę i powiesiłam ją na wieszaku w przedpokoju. Następnie postanowiłam się przebrać. Weszłam schodami na górę i zajrzałam do sypialni. Wyjęłam z komody spraną koszulkę, rozciągnięty sweter i luźny szary dres. Dłonią sięgnęłam do ostatniej szuflady i wyjęłam sobie z niej czystą bieliznę.
Przebrałam się w czyste ciuchy, natomiast te brudne wrzuciłam do kosza na pranie. Zeszłam, na dół do kuchni i nalałam sobie do szklanki zimnej wody. Upiłam z niej dużego łyka i powoli przełknęłam. Zimna ciecz, przyjemnie ochładzała moje gardło.  Cisza, która panowała w moim domu, była idealna. Korzystając z niej, podeszłam do biblioteczki, wzięłam pierwszą lepszą książkę. Położyłam się wygodnie na kanapie i zaczęłam czytać. Byłam tak pogrążona w lekturze, że nie zauważyłam, jak czas szybko minął.
Usłyszałam trzask drzwi. W pierwszej chwili myślałam, że to Tomlinson. Wzdrygnęłam się. Jednak nie był to Louis, tylko moja wesoła babcia.
- Witaj Chelsey- usłyszałam pogodny on mojej opiekunki.
- Cześć babciu- uśmiechnęłam się ciepło, maskując moja przerażenie, które na szczęście już słabło.
- Zapomniałam wam powiedzieć, że wzięłam sobie w razie czego zapasowy komplet kluczy. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało. - powiedziała z kuchni.
- Ależ skąd- zapewniłam ją.
- Jadłaś coś?- spytała z troską w głosie.
- Tak, tak- odpowiedziałam.
* 4 godziny później*
- Wspaniałe wspomnienia- powiedziałam oczarowana, oglądając stare zdjęcia, mojej rodziny.
- Masz rację. - uśmiechnęła się ciepło.
-Musieli, być wspaniali- szepnęłam, patrząc na zdjęcia moich rodziców.
- Byli, bardzo dobrymi ludźmi- westchnęła babcia.
Przez długą chwilę wpatrywałam się jak w obrazek w malutką fotografie z ślubu moich rodziców.
Chociaż tyle po nich zostało...
- Chelsey, ja będę się powoli zbierać.- staruszka popatrzyła na mnie z smutkiem w oczach.
Zrobiło mi się automatycznie smutno, co zauważyła to babcia, która próbowała mnie pocieszyć.
- Razem z Louis'em dacie sobie radę-poklepała mnie po ramieniu.
Przewróciłam oczami.
- Jaasne- przeciągnęłam samogłoskę, jednak nie za bardzo, żeby nie wyglądało to sztucznie.
- Damy sobie rade- dodałam spokojnie.
Jennifer, uśmiechnęła się i ruszyła spokojnym krokiem do przedpokoju. Założyła swoje buty i sweter.
Poszłam odprowadzić babcię. Na pożegnanie mocno się przytuliłyśmy.
- Pasujecie do siebie- zaśmiała się cicho babcia, i pocałowała mnie w czoło na odchodne. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo odwróciła się w stronę drzwi. Pomachała mi ręką i wyszła z domu.
Fuknęłam i lekko zamknęłam drzwi. Zapasowe klucze, schowałam w swojej skrytce na wszelki wypadek.
-Na pewno, bardzo do siebie pasujemy- powiedziałam sama do siebie sarkastycznie.
Usiadłam na puszystym dywanie w salonie i zabrałam się za kończenie swojej książki.
Było już popołudnie. znów strasznie się zaczytałam. Gdy podniosłam wzrok na ścianę, zerknęłam na zegar i zobaczyłam, że dochodzi już 16:00.
Zrobiłam się trochę głodna, więc postanowiłam coś zjeść. Wybór padł na kanapki z serem.
Zrobiłam sobie cały talerz kanapek i zaczęłam się nimi zajadać.
Kiedy je zjadłam, położyłam pusty talerz z okruszkami w kuchni i usiadłam koło starych albumów. Posprzątałam mały bałagan, który utworzył się na moim stoliku do kawy. Włożyłam albumy do kartonowego pudła, które schowałam za kominkiem.
Nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami.
Odwróciłam się i ujrzałam Louis'a, który był w miarę spokojny.
Zrobiło mi się strasznie gorąco, więc ściągnęłam swój sweter i rzuciłam go na kanapę.
- Co ty tu robisz?- spytałam obojętnym tonem i wyjęłam z jego dłoni, moje klucze.
- Nie sądzisz, że musimy pogadać?- spytał
- Uważam, że taka rozmowa, nie będzie miała sensu- bąknęłam.
- Ale ja uważam, że ma- fuknął i spojrzał na mnie wyciekłymi oczami.
- Nie jesteś u siebie.- przypomniałam mu.
Przewrócił oczami .
- Nie możesz spotykać się z tą ofermą- mruknął rozdrażniony.
- Mówisz teraz o sobie co nie?
- O Horanie.
czułam, jak próbował się powstrzymać, przed furią.
Postanowiłam go jeszcze trochę powkurwiać.
- Uważam, że jest całkiem miły.-bąknęłam.
-Uwierz mi, nie jest- warknął.
Przeczesałam nerwowo włosy.
- Nie możesz mi zabronić spotykać się z innymi- syknęłam
Chłopak zrobił wielkie oczy. Swoją wielkością przypominały piłki tenisowe. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Co ty masz na ręku? - spytał rozdrażniony.
Chyba chodzi mu o mój nowy tatuaż.
Wzruszyłam ramionami i jak gdyby nic powiedziałam spokojnie.
- Tatuaż.- po czym dodałam - Dzięki że, przypomniałeś, miałam folię zabezpieczającą zdjąć.- uśmiechnęłam się, sarkastycznie.
Delikatnie zdjęłam folię, którą wyrzuciłam do kosza.
Kiedy wróciłam z kuchni zauważyłam Louis'a, który chodził w kółko.
- Um, przepraszam bardzo co ty odpierdalasz?- spytałam zdezorientowana.
- Co ty odpierdalasz!- krzyknął.
Tego było za wiele.
- Gówno o mnie wiesz, a się wymądrzasz, jak byś był moim ojcem- syknęłam.
- Wiem więcej niż ci się wydaje- warknął..
- Ciekawe co- zakpiłam sobie z niego.
Zamilkł.
Zawahał się.
Wiedziałam, że coś ukrywa.
- Nic takiego- mruknął i wyszedł z domu.
Próbowałam go powstrzymać.
-Skoro zacząłeś, to dokończ!- krzyknęłam nim.
Chyba nie usłyszał, bo się nie odwrócił.
No chyba że mnie po prostu olał....Postanowiłam się nim nie przejmować. Pewnie był po pijaku, albo cholera wie co brał. Ubzdurał sobie jakieś farmazony i tyle. Przeciągnęłam się i powolnym krokiem  skierowałam się do sypialni.Rzuciłam się na łóżko, po czym włączyłam laptopa.Zaczęłam przeglądać róże portale społecznościowe. Zazwyczaj robiłam to z kompletnej nudy, tak było też i tym razem.
Kiedy zrobiło się dość późno, wyłączyłam laptopa, i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
- Chels, pospiesz się!- z dołu usłyszałam marudzenie Dżejka.
- Czego ty od niej chcesz.- zaśmiała się głośno Pezz.
- Już idę!- krzyknęłam z sypialni.
Poprawiłam włosy i zeszłam na dół.
- No w końcu.- uśmiechnął się chłopak, po czym zapytał:
-Gotowa?
-Yeah, chodźmy.- powiedziałam.
Zamknęłam drzwi, po czym zapakowaliśmy się do auta.
- Właściwie, to po co jedziemy do lekarza?- spytała Pezz
- Dżejki ci nie powiedział?
Dziewczyna zmroziła wzrokiem swojego chłopaka.
- Niee?- podniosła jedno brew pytająco.
- Um, chodzi o to, że tak kostka w ogóle mnie nie boli. Sądzę, że jest skręcona a nie złamana.
Pezz głośno się zaśmiała.
- Jesteś śmieszna. Podważasz autorytet lekarza.- wydusiła z siebie pomiędzy atakami śmiechu.
Przewróciłam oczami.
-To nie był mój pomysł- bąknęłam
-Ej, no wiesz co? - zaśmiał się Dżejk.
- Co?- spytałam rozbawiona
- Będziecie, coś chciały.- wyszczerzył się.
Chwilę potem dojechaliśmy do szpitala.
*60 minut później*
- O widzę, że bez gipsu śmigasz. - zaśmiał się Dżejk, widząc mnie wychodzącą, z sali bez gipsu
- Yeah, na to czekałam - uśmiechnęłam się szczerze
-Widzisz Pezz? Widzisz?- popatrzył na Pezz
Dziewczyna zaśmiała się cicho.
- Buntownik Dżejk- powiedziała
Uśmiechnęłam się, jak dziecko, które dostaje wymarzoną zabawkę.
- Albo nieudolny lekarz i spryt Dżejka- wyszczerzyłam się
- Zbieramy się?- spytała Pezz
- Dobry pomysł- powiedział chłopak
Wyszliśmy z szpitala.
- Ja wracam do domu z buta.- oświadczyłam oczywistym tonem.
- Serio? Chels leniuch z buta do domu?- zdziwiła się Pezz
- Tak.- zaśmiałam się.
- Poszedłbym z tobą..- ale nie chcę mi się- zaśmiał się pod nosem Dżejk.
- Mam tak samo -dodała rozbawiona Pezz.
- Nie to nie.- wzruszyłam ramionami.
Pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam na od dawna wyczekiwany normalny spacer.
Cieszyłam się jak jakiś oszołom.  Zamiast uśmiechu, był najzwyklejszy w świecie banan na twarzy.Z tej ekscytacji zagapiłam się i wpadłam na jakąś dziewczynę.
- Um, sorry- mruknęła speszona
- Moja wina - uśmiechnęłam się słabo.
- Tak, w ogóle to Emily jestem. - powiedziała pogodnym tonem
- Chelsey, ale mów Chels- uśmiechnęłam się.
- Mam małe pytanie - zaczęła pogodnie.
Miałam naprawdę świetny humor, więc zrezygnowałam z sarkazmu i zaczęłam miła rozmowę z dziewczyną.
- Wiesz, może gdzie tu jest sklep z płytami?- spytała się
- Jasne. Pracuje tam w wolnych chwilach, zaprowadzę cie- uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy w stronę sklepu.
Emily okazała się, bardzo miła osobą. Zazwyczaj byłam sceptycznie nastawiona do obcych osób.
Gdy przyjrzałam się dziewczynie, doszłam do wniosku, że coś ją gryzie. Była dość zdenerwowana.
- Emily coś się stało?- spytałam z troską w głosie. Bardzo polubiłam tą dziewczynę.
- To nic takiego- próbowała mnie na marne zapewnić.
- Widać, ze coś cię gryzie- namawiałam ja. Sama dobrze wiedziałam, że osoba z obcą osobą, jest bardzo pomocna, i o wiele łatwiejsza, niż z rodziną i przyjaciółmi.
- Mój chłopak,- zaczęła niepewnie- nie to naprawdę nic takiego.
Byłyśmy już blisko sklepu, więc postanowiłam jej nie torturować tymi pytaniami.
- Masz może czas? - uśmiechnęłam się
- Tak, myślę, że tak. To umówmy się o 18:00 koło tamtej kafejki- wskazała na mały budynek, który znajdował się naprzeciwko nas.
Pokiwałam potakująco na propozycję i wymieniłyśmy się numerami . Podeszłyśmy bliżej do wystawy sklepu muzycznego.
-No to jesteśmy na miejscu- powiedziałam nie odrywając wzroku od telefonu, gdyż wpisywałam numer Emily do kontaktów.
- Dzisiaj się nie spotkacie- usłyszałam znany głos. Nie był to jednak pogodny ton. Podniosłam swoją głowę i ujrzałam poirytowanego Nialla...
Speszyłam się, jednak po sobie tego nie pokazałam.
- Miło cie widzieć. - mruknęłam.
___________________________________________
Na początek:
Strasznie przepraszam, za to, że nie dodałam na czas rozdziału.
Chwilowy brak weny. :/
__
No i mamy Emily. Jakie pierwsze wrażenia? ;)
Następny rozdział, pojawi się niedługo. ;)

DZIĘKUJE ZA KAŻDY KOMENTARZ. X
Jest to cholernie motywująca sprawa. ;)
Dlatego, klasycznie poproszę  Was o opinie, co sądzicie o tym rozdziale. :D

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
bonus :)

Powrócił stary Lou? ;"")







HAHA OSTATNIO CZYTAŁAM PIERWSZE ROZDZIAŁY..
SERYJNIE WSTYDZĘ SIĘ, ŻE TAK "DZIWNIE" PISAŁAM XD
( a może dalej tak drętwo piszę? xDD)


POZDRAWIAM WAS CIEPLUTKO X




10 komentarzy:

  1. jeden z najlepszych rozdziałów *__*
    i nie chodzi tylko o to, że tyle u kochanego, słodkiego Dżejka ^^

    boski! wywołuje tyle emocji!

    i kurna czemu Lou jej nie powiedział?!
    grrr... zabiję gnoja xD

    i o co chodzi Niall'owi?
    o co chodzi Emily? kto jest jej chłopakiem?


    a co do stylu pisania to jest fajny!
    też tak miałam, że pierwsze rozdziały pisałam jakoś dziwnie.
    jedyne co mnie wkurza to nie treść, tylko to, że tekst jest wyśrodkowany ^^

    ale się Dżejki rozpisał..

    PODSUMOWUJĄC: KOCHAM TEN ROZDZIAŁ I CZEKAM NA NEXT'A xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem ten wyśrodkowany tekst jest wkurzający, ale z tym chyba nie mogę wiele zrobić. Bo to nie jest mój szablon :/
      ALE DZIĘKUJE ZA OPNIE :3
      HAHAHA nasz kochany Dżejki x

      Usuń
  2. Rozdział świetny i czekam na następny bo jestem ciekawa co tam Nialler chcial xd
    xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział fantastyczny jak wszystkie :) Czekam na nexta!!! Więcej Louisa :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znajomy szablon, haha :D Ale nie gniewam się, już go nie używam, tylko taki szok wzrokowy u mnie wystąpił jak go tutaj zobaczyłam ;)

    Wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej po prostu niezbyt miałam czas i teraz nadrabiam blogowe zaległości.

    Wszystko u Ciebie super :) Jeżeli mogłabym Ci coś doradzić to tylko troszkę więcej opisów. W Twoim opowiadaniu przeważają dialogi i zazwyczaj to bohaterowie coś mówią, ale fajnie by było jakby czasem czytelnik wiedział trochę więcej o otoczeniu czy wyglądzie różnych rzeczy/osób. Wiadomo, bez przesady, ale wtedy lepiej jest sobie wszystko wyobrazić :)

    Czekam na next, całuję i ściskam mocno, no i oczywiście zapraszam do mnie na nowości :) xxxx

    http://insomnia-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział czekam na kolejny oby jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek listopada :) mam nadzieję, że rozdział za niedługo

    OdpowiedzUsuń
  7. Mmmm... Cud miód! Serio, jeden z najlepszych rozdziałów :) Wiesz, paraktyka czyni mistrza jak to mówią ;P
    Jestem baaaardzo ciekawa co dalej. Dodaj.szybko!
    Weny,
    Nika

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku to opowiadanie jest świetne wiesz ?
    Fabuła jest bardzo ciekawa i jestem strasznie ciekawa o co chodzi temu Louisowi, co to za tajemnica ? Jezu muszę się dowiedzieć haha.
    Jestem pewna że z czasem zaczniesz nabierać doświadczenia i będziesz pisać jeszcze lepiej :D
    Czekam na następny z niecierpliwością ! Buziaki Lili :**

    OdpowiedzUsuń
  9. No nieźle ;D
    Fajnie to się rozkręciło ;)
    Pozdrawiam Bella♥

    zapraszam do siebie na;
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń