poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 10

Chels POV
- Ale jak to się nie spotkamy?- przyjrzałam się zdenerwowanej twarzy Niall'a, i roztrzęsionej Emily. O co chodzi?
- Nie spotkacie się - powtórzył z naciskiem zdenerwowany chłopak
Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam ręce z kieszeni. Popatrzyłam ukradkiem na przerażoną dziewczynę.
Ta scenka przypominała terroryzm. Dziewczyna boi się cokolwiek powiedzieć, jest zastraszana i czuje się niedowartościowana. Postanowiłam stanąć w obronie dziewczyny, która z nerwów, doszczętnie pogniotła swoją bluzkę, od zbyt mocnego jej ściskania rozedrganymi dłońmi. Trzęsła się jak galareta pomimo tego, że mamy wakacje, a ona miała na sobie grubą, czarną, skórzaną kurtkę. Może próbowała nią coś ukryć?
- Uważam, że to nie twoja sprawa, z kim ona się spotka.- bąknęłam, zażenowana zachowaniem chłopaka.
- Owszem, moja sprawa, bo to moja dziewczyna- syknął.
- Co? - mój umysł, zaczął pracować na wyższych obrotach. Popatrzyłam na Emily, która głowę miała spuszczoną w dół. Od początku tej dziwnej konwersacji nie odezwała się ani słowem.
- Dobrze słyszałam?- spytałam zdezorientowana.
Do mojego umysłu, zaczęła z szczegółami powracać moja rozmowa w dziewczyną, którą prowadziłam niecałe 5 minut temu. Ona była przez niego strasznie zmartwiona.
Niall, totalnie mnie olał udając, że mnie nie zna. Kretyn.
Podszedł do dziewczyny i złapał ją za nadgarstek. Widocznie zbyt mocno, bo Emily, cicho syknęła z bólu.
- Jak ty traktujesz swoją dziewczynę, co?- krzyknęłam za nim, akcentując każde słowo.
- Nie twój interes-warknął i wsiadł do auta, które było zaparkowane na przeciwko sklepu z płytami.
Popatrzyłam pokrzepiającym wzrokiem na Emily.
-Nie jedź za nim- szepnęłam tak cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć, mając nadzieję, że chociaż trochę zmądrzała.
Dziewczyna, zasłoniła swoją twarz włosami, i wsiadła do auta. Po chwili odjechali z piskiem opon.
Stałam jak wryta na chodniku. Co to było? Przez dobre parę minut, starałam się opanować poszargane nerwy. Kiedy, jako tako myślałam już trzeźwo, postanowiłam wrócić do domu. Przez całą drogę do domu, zastanawiałam się, co się stało z Niall'em. Gdzie się podział, ten sympatyczny chłopak? Może Louis miał rację, że nie jest wcale taki na jakiego się wydaje? W mojej głowie panował totalny mętlik. Czułam, że czegoś nie wiem. Z jednej strony może lepiej, że pewnych rzeczy nie wiem. ale z drugiej byłam bardzo ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Wszystko było w porządku, dopóki nie brałam udziału w wyścigu. Pokręciłam głową, mając nadzieje, że choć trochę mi to pomoże....Jake, miał rację. Powinnam z nimi wszystkimi dać sobie spokój. To jest za dużo, jak dla mnie. Postanowiłam, że odreaguje trochę.
*2 godziny później*
- Chels już jestem- usłyszałam radosny głos. Podniosłam się z kanapy, i uśmiechnęłam się.
- No w końcu.- mruknęłam, udawanym złym głosem. Pezz, wpadła do kuchni, niczym bomba.
- Wybacz, za moje spóźnienie, ale są niesamowite korki- wyrecytowała na jednym tchu i rzuciła się na kanapę.
- Luzik- zaśmiałam się i powędrowałam na chwile do kuchni. Otworzyłam górną jasną szafkę i wyjęłam z niej dwie wysokie, przezroczyste szklanki. Nogą otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej duży karton soku pomarańczowego. Odkręciłam sok, i wlałam nam sporą ilość napoju. Kiedy napełniłam szklanki jasną cieczą, karton z powrotem schowałam do lodówki, którą sprawnie zamknęłam biodrem. Na koniec wyjęłam z zamrażalki parę kostek lodu, które po równo rozdzieliłam do szklanek.
- Pezz, chcesz coś do picia? A nie, sorry za późno bo już zrobiłam - zaśmiałam się i wróciłam do salonu, który aktualnie okupywała przyjaciółka. Wręczyłam jej dużą szklankę, już lekko schłodzonego napoju.
- Czytasz w moich myślach Chels.- zachichotała i wzięła ode mnie szklankę, z której upiła 2 duże łyki.
- Jezu, ty biegłaś w tym samochodzie, czy mi się zdaje?- spytałam zdziwiona.
- Nie nabijaj się ze mnie. Założę się, że dzisiaj nawet nosa za drzwi nie wystawiłaś. Jest tak gorąco, że to jakaś masakra.- mruknęła zmęczona
- Jest aż tak ciepło?- ucieszyłam się, niczym dziecko. Od zawsze uwielbiałam tropikalne upały. Dlatego każde lato było dla mnie istnym rajem, na które od zawsze nie mogłam się doczekać.
Pezz spojrzała na mnie z małym entuzjazmem.
- Nie wytrzymasz na dworze nie dłużej niż 2 godziny, zapewniam cię- bąknęła, wachlując się gazetą, którą wzięła z stolika na kawę
- A zakład że wytrzymam?- spytałam podjarana, po czym dodałam- Chodźmy na plażę, skorzystajmy z słońca.- zaczęłam namawiać przyjaciółkę.
-Dobra, pójdziemy na tą plażę, ale jeśli przegrasz zakład przebiegniesz się w komicznym stroju po ulicy.- podniosła z rozbawieniem jedną brew.
Chciałam wytknąć jej język i pokazać na nogę w gipsie, że ten dowcip, nawet jeśli przegram to nie przejdzie, ale przypomniało mi się, że już gipsu nie mam.
- Okey, a żebyś wiedziała, nawet 10 minut będę mogła biegać w tym "komicznym stroju"- przy komicznym zrobiłam cudzysłowia w powietrzu. Pezz zaśmiała się i potaknęła głową.
- Dobra, zapamiętam to sobie.- uśmiechnęła się.
- To co? Zbierajmy się. Najpierw ja się ogarnę, a potem na chwile do ciebie wpadniemy, okey?- ponagliłam, zmęczoną Pezz.
- No niech ci będzie. Daję ci 10 minut. Czekam w aucie, jak się spóźnisz to jadę sama.
*1,5 godziny później*
- DOBRA PEZZ PODDAJĘ SIĘ!- krzyknęłam załamana, w stronę przyjaciółki, która kąpała się w morzu.. Rzeczywiście było naprawdę gorąco. Umowa była jasna. Mam leżec plackiem dłużej niż 2 godziny. Na początku było okay, jednak z czasem, zaczynało mi słonce przeszkadzać. Po godzinie, nie marzyłam o niczym innym, jak wpadnięcie do wody. 
- No nie gadaj, że wymiękasz.- zaśmiała się Pezz, która ochlapała mnie delikatnie wodą. Mogłam przysiąc, że kropelki które spadły na moje rozgrzane ciało od razu wyparowały.
-Yeah- mruknęłam, i sięgnęłam po sok.
- Czyli będziesz paradować w swoim stroju kurczaka?- spytała rozbawiona
- No skoro obiecałam to tak zrobię- powiedziałam mało entuzjastycznie.
Pezz zaśmiała się głośno.
-Dzisiaj będę szła do Danger'a do stajni, w tym stroju.- uśmiechnęłam się, po czym dodałam- Akurat zajmie mi to 10 minut.- ucieszyłam się, ponieważ miałam nadzieję, że nikt wieczorem nie zwróci na mnie uwagi.
-Aż Cię nagram- radosny ton obił się o moje uszy.
- Mój boże- mruknęłam, po czym chwyciłam dłoń przyjaciółki, pomagając sobie w wstaniu i w końcu poszłam się ochłodzić. 
***
Tak jak myślałam, o 19:00 zbyt dużego tłumu na ulicach nie było.
Założyłam stój kurczaka i razem z Pezz wyszłam z mojego domu.
Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie: żółto-czerwona kulka, która swoim chodem przypominała pingwina.
- Chels, powinnaś częściej się przebierać- roześmiała się.
-Yeah, za tydzień za osła się przebiorę- mruknęłam, z nutą sarkazmu.
- Ej no ja mówię prawdę,  masz zajebista stylówkę, z resztą zobaczysz później swoje zdjęcia. -przytuliła mnie.
- Na portalu społecznościowym, czy może w twoim telefonie?- zachichotałam.
- Ja mogę nawet do gazety te zdjęcia wysłać- wybuchnęłyśmy razem dzikim śmiechem.
Na szczęście nasza wycieczka szybko minęła. Pożegnałam się z Pezz i weszłam do klubu niczym ninja. Podeszłam szybko do swojej szafki i wyjęłam starą, bordową koszulę i sprane spodnie jeansowe na trening.
W prędkości światła przebrałam się i związałam włosy w kucyka.
Kiedy już wyglądałam jak człowiek, zwolniłam swoje tępo. Podeszłam do boksu, w którym znajdował się mój koń i wyprowadziłam go na świeże powietrze. Po drodze chwyciłam pierwsze lepsze siodło, które umieściłam na koniu. Założyłam kask, wgramoliłam się na konia i wyruszyłam w wycieczkę. Tak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Za tą beztroską wolnością. Wiatr rozwiewał moje włosy i lekko za dużą koszulę.  Kłusem gnaliśmy przed siebie. To było to co lubiłam najbardziej. Żadnej rywalizacji, stresu czy presji. Po prostu tak dla siebie. Może zabrzmi to dziwnie, ale to jest jeden niezawodnych sposobów na odreagowanie zmęczenia, złości, pomijając fajki i inne używki. Słońce powoli zachodziło, jednak dalej było ciepło.
Nim się obejrzałam, niebo było już ciemne. Zabawne, w lato zawsze słońce świecie naprawdę długo. Dzisiaj wyjątkowo szybko się ściemniło.  Zeskoczyłam z konia i zaprowadziłam go do boksu. Trochę go wymęczyłam- nic dziwnego. Tak bardzo mi go brakowało. Całe szczęście, że była to tylko skręcona kostka.
Zdjęłam kask i rozpięłam dwa górne guziki w swojej koszuli, ponieważ zrobiło mi się gorąco. Chwyciłam butelkę wody i upiłam z niej trochę lekko chłodnego napoju.  Od razu poczułam się lepiej, przez co uśmiechnęłam się sama do siebie. Skierowałam się w stronę mojej szafki, po czym otworzyłam ją i wrzuciłam do niej moje buty, które wymieniłam na zwykłe tenisówki. Stój kurczaka postanowiłam tutaj zostawić. Nie chciało mi się go ciągnąć do domu. Stwierdziłam, ze lepiej będzie jeśli wrócę w powyciąganych ubraniach, niż w jakimś stroju, w którym mogłabym rozdawać ulotki zapraszające, do wpadnięcia do nowej restauracji dla mięsożerców. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Nawet nie chcę wiedzieć jak ja musiałam wyglądać. Z zamyśleń wyrwał mnie jakiś hałas. Odwróciłam szybko głowę i skierowałam się w stronę boksów dla koni. Zobaczyłam że puszki z farbami są porozrzucane , a część z nich jest wylana. Wstrzymałam oddech i niepewnie podeszłam bliżej. Próbowałam wyostrzyć wzrok, ponieważ było ciemno a ja nie zapaliłam światła. W pierwszej chwili myślałam, że to sprawka konia, bo zapomniałam zamknąć boksu. Jednak moje podejrzenia szybko zostały rozwiane. Usłyszałam kilka przekleństw,a po chwili przede mną stała kolorowa, oblepiona sianem kulka, która była o głowę wyższa ode mnie.. Zmrużyłam oczy i przekręciłam głowę. Próbowałam zachować powagę, jednak standardowo nie wyszło mi to. Zaczęłam cicho chichotać, jednak z kolejnymi sekundami, mój cichy chichot przerodził się w śmiech, który opanował całą stajnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być to jakiś złodziej, czy gangster. Po prostu stałam w miejscu i się śmiałam. Kiedy się uspokoiłam, usłyszałam jakieś mamrotanie.
- Dzięki za pomoc- wymamrotała kulka.
- Um, sorry, już ci pomagam- speszyłam się lekko i zaczęłam powoli ściągać z czyjeś twarzy mokre siano.
Moje poczynania, po chwili jednak zostały przerwane, ponieważ "kulka", która miała już oczy zaczęła mnie łaskotać. Zaskoczona ta reakcją potknęłam się i przewróciłam się na porozrzucane siano. Zaczęłam powoli panikować. Dopiero teraz dotarło do mnie, że koło mnie aktualnie leży prawdopodobnie nieznajomy. Postanowiłam podnieść się i jakoś wyjaśnić sytuację. Kiedy wstałam, cofnęłam się kilka kroków w tył, aby zachować jakiś odstęp. Zrobiłam jeden krok, drugi krok i kiedy stawiałam nogę by robić trzeci krok coś poszło nie tak. Poślizgnęłam się i z piskiem z powrotem znalazłam się na betonowym gruncie. Rozejrzałam się i i zobaczyłam, że weszłam w rozlaną, niebieską farbkę. Podniosłam do góry ręce, wyrażając swoje zdezorientowanie i usłyszałam śmiech. Tym razem to ze mnie się ktoś nabijał. Nie zwróciłam na to uwagi, ponieważ należało mi się i na jego miejscu to samo bym zrobiła. Jego- ponieważ był to męski śmiech, który skądś kojarzyłam. Obolała wstałam i  dziwnym krokiem podeszłam do ściany i zapaliłam światło.
- No w końcu Chels- zachichotał.
Wywróciłam oczami i przyjrzałam się postaci .
Niebieskie oczy, ciemne włosy i reszta ciała oblepiona sianem i farbami.
- Nie no Louis, nie pierdol, że się wjebałeś w farby.- krzyknęłam rozbawiona, kiedy już skojarzyłam kto to.
Chłopak ściągnął z twarzy trochę suszonej trawy i podszedł do mnie.
- No nie gadaj, że poślizgnęłaś się, przez rozlaną farbę i spadłaś na ziemię.- uśmiechnął się i mnie przytulił.
W pierwszej chwili ucieszyłam się, że go zobaczyłam i z chęcią się przytuliłam. Jednak tak samo szybko, cofnęłam się. Louis zerknął na mnie pytającym wzrokiem i cicho westchnął.
Zmieszana, postanowiłam zacząć rozmowę.
- Po co przyszedłeś? Żeby znowu się na mnie drzeć?- drugą część wypowiedzi, wypowiedziałam przyciszonym tonem.
- Przepraszam. - usłyszałam po długiej ciszy.
Wow, Tommo przeprasza.
Na początku chciałam, olać te słowa. Niestety nie potrafiłam. Nie umiem długo się gniewać. Tym bardziej na niego. Nie wiem, nie potrafię powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że jest tak samo wkurwiający jak ja? Chociaż w sumie co ma piernik do wiatraka.
- Okey, przeprosiny przyjęte- uśmiechnęłam się lekko.
Louis odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za rękę.
- Chodź. Musimy się umyć.- poruszył zabawnie brwiami..
Sprzedałam mu kuksańca w bok
- Nawet na to nie licz.-mruknęłam, ponieważ doskonale wiedziałam o co mu chodziło.
-Zboczuchem jesteś- wypaliłam rozbawiona. Zamykając stajnie.
- I za to mnie lubisz- od razu odpowiedział, ściągając z siebie resztki siana.
- Jasne, jasne wmawiaj sobie.- uśmiechnęłam się, kierując się w stronę chodnika
-Ja wiem swoje- szepnął mi do ucha i cmoknął mnie w policzek.
Zaśmiałam się i mocniej chwyciłam jego rękę.
- A tak na marginesie, seksownie wyglądasz w stroju kurczaka.- zaśmiał się.
Spaliłam momentalnie buraka.
- Za to ty, ty wyglądałeś w sianie i farbie bardzo..- zawahałam się, ponieważ zabrakło mi słów.
- No jaki?- podniósł rozbawiony jedną brew.
- Nijaki- bąknęłam, psując dobry pocisk.
- Pogadamy o tym później- wyszczerzył się i zmienił temat.

___________________________________________________________
BAAARDZO PRZEPRASZAM ZA TAKI ZAPŁON ;<
Szkoła niestety robi swoje. Jednak obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej.
Osobiście uważam, że to jeden z najgorszych rozdziałów.
Jeśli są błędy to najmocniej przepraszam.

Liczę na opinie i komentarze, które karmią wenę. ;)

3 komentarze:

  1. Aaa ! Wreszcie się doczekałam :D
    Rozdział jest super, zakończenie takie słooodkie aww <3
    Mam nadzieję, że z każdym rozdziałem będzie Ci szło co raz lepiej bo uważam że masz talent ! Powodzenia i wgl to wiesz, że Cię kocham haha :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeeeeey! W końcu!! no chyba w nastepnym bedzie mega akcja xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny rozdział zapowiada się ciekawie. A ten oczywiście bombowy. Już czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń