poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 11

Czekajcie, co? Idę z Louis'em za rękę?  Sama złapałam go za rękę? Chyba za bardzo farby sie nawąchałam. Ewentualnie mój bipolaryzm osiągnął  kolejny poziom. Cieszę się jak dziecko kiedy zobaczę kogoś, kto nie dawno mnie wkurwił, po czym odsuwam się z prędkością światła, tylko po to, by za chwilę mu wybaczyć. A następnie idę z nim za rękę, chociaż nie jest moim chłopakiem. I weź teraz spróbuj mnie ogarnąć.
 Czekaj.. w zasadzie ja sama siebie nie potrafię doprowadzić do porządku, więc tym bardziej inni, nie będą w stanie tego zrobić. Mentalnie przybiłam sobie face palm'a. Z moich rozmyślań wyrwał mnie trochę mocniejszy uścisk mojej dłoni. Momentalnie otrząsnęłam się i lekko uniosłam głowę.
- Chels'ey nie wiem czy wiesz, ale minęłaś już swój dom, no chyba że idziemy do mojego. Nie mam nic przeciwko.- cwaniacki uśmieszek wkradł się na jego twarz.
- Sądzę, że mam wygodniejsze łóżko.- odgryzłam się, po czym zawróciłam, kierując się w stronę domu i  uśmiechnęłam się jak Louis. Czyli dałam się sprowokować.
- Sugerujesz, żebym je przetestował?-  zaśmiał się, idąc za mną.- Niezły pomysł. Muszę przyznać, że nieźle to sobie wykombinowałaś.-dodał, uniemożliwiając mi dojście do głosu.
Zaśmiałam się głośno, otwierając drzwi.
- Niczego nie sugerowałam, tylko stwierdzam fakty. Po za tym śpisz na kanapie, o ile wpuszczę ciebie do domu.- uśmiechnęłam się zwycięsko i  wpadłam do swojego domu niczym bomba. Rzuciłam się na jasną sofę, zapominając o zamknięciu drzwi. Położyłam głowę na poduszce, moje włosy posłużyły za "zasłonkę". Ziewnęłam w poduszkę i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem śpiąca. Pewnie zasnęłabym, gdyby nie spadł na mnie jakiś ciężar. Otworzyłam gwałtownie oczy i podniosłam szybko głowę.
- Albo mi się zdaje, albo jesteś strasznie zmęczona.- powiedział chłopak, po czym uśmiechnął się i rozłożył się totalnie na moim ciele i sofie.
- Ja? Zmęczona?- zaśmiałam się, po czym resztką sił, próbowałam ściągnąć z siebie chłopaka, co nie za bardzo mi się udało. Nie wystraszył mnie. Punkt dla mnie.
- Gdybyś była jeszcze przytomna to byś mnie zwaliła na ziemię.- kontynuował swoje poczynania, kładąc swoje duże, ciepłe dłonie na mojej talii. Nic nie odpowiadając, westchnęłam cicho. Nie będę ukrywać, że mi się to podobało. Jednak wiedziałam, a raczej czułam i byłam tego prawie pena, że z naszego związku raczej by nic nie było. Dwa uparciuchy i zawzięte osoby, raczej nie będą się dogadywać.  Dwa diabły, a raczej szatany, które były wodzami, całej zgrai innych demonów. Tak można by było nas opisać. Tylko przeciwieństwa się przyciągają. A może by tak złamać tą zasadę, zupełnie jak wiele innych, w swoim życiu? Rany, o czym ja myślę. Zaczęłam kręcić głową z dezaprobatą, ponieważ tak miałam w zwyczaju, jeśli chciałam odgonić dziwne myśli. Chels, naprawdę radzę ci się ogarnąć.
- Tommo? - spytałam po długiej ciszy, która jeszcze bardziej mnie usypiała.
- Hmm?- chłopak podniósł wzrok i zaczął skanować moją twarz.
- Czy spełnisz moje marzenie i podniesiesz swój ciężki tyłek?- niekontrolowanie ziewnęłam, przez co zasłoniłam swoją buzię dłonią. Chłopak delikatnie się uśmiechnął, po czym podniósł się na rękach.
- Mógłbym, ale nie jestem pewny czy to zrobię.- wyszczerzył się, zaczynając kolejną między nami zabawną potyczkę. Mruknęłam coś nieskładnie pod nosem, i położyłam się na bok, odwracając się od chłopaka.
- Nie to nie. Najwyżej jutro rano się umyję.- bąknęłam półsenna.W tle usłyszałam cichy, przyjazny śmiech szatyna.
Nie wiem, jak to się stało, ale obudziłam się rano w swoim łóżku, przykryta kołdrą.
- Co?- zerwałam się i  z pozycji leżącej, w tempie światła usiadłam. Odkryłam niepewnie kołdrę, ponieważ może lepiej by było, gdybym nie znała szczegółów? Zamknęłam oczy i zerwałam z siebie puszystą kołdrę, w poszewce o kwiatowym motywie. Otworzyłam niepewnie jedno okno, potem drugie, i spojrzałam na swoje nogi. Miałam założoną piżamę. Fuknęłam pod nosem. Na szczęście miałam na sobie bieliznę. Mam tylko nadzieję, że wczorajszą. Wstałam i w powolnym rekordowo wolnym tempie, powlokłam się do łazienki, po drodze zabierając świeżą bieliznę i ubrania, które leżały na krześle. Wskoczyłam do łazienki i ściągnęłam z siebie piżamę. Wow, chyba zdarzył się cud. Miałam na sobie wczorajszą bieliznę. Odetchnęłam z ulgą i weszłam pod prysznic. Sprawnie umyłam swoje włosy i ciało, po czym wytarłam się białym ręcznikiem.Ubrałam się w  koszulę jeansową i czarne rurki. Orzeźwiona i odprężona wyszłam z łazienki. Mokre włosy związałam w kucyka, aby nie przeszkadzały mi w jedzeniu śniadania. Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę, wyjęłam z niej produkty potrzebne do przygotowania kanapek. Dzisiaj zdecydowałam się na, twarożek z świeżym szczypiorkiem. Chwyciłam 2 kromki chleba, które posmarowałam serem, następnie posypując je świeżo pokrojonym szczypiorem. Gotowe kanapki ułożyłam na talerzu i postawiłam na stole kuchennym. Po drodze wzięłam wysoką szklankę i nalałam sobie do niej soku pomarańczowego. Po spokojnie zjedzonym posiłku naczynia schowałam w zmywarce i ruszyłam na górę do łazienki dosuszyć włosy i oraz zrobić sobie makijaż. Kiedy już byłam gotowa wyszłam z domu, zamknęłam drzwi i ruszyłam do pracy.
Droga, bardzo szybko minęła. Słońce przyjemnie ogrzewało moją twarz, a wiatr delikatnie rozwiewał moje długie, falowane włosy. Rozkoszując się pięknym widokiem dla oczu i przyjemnej temperatury powietrza, cicho westchnęłam.  Uwielbiałam lato pod każdym względem. Jedynym minusem, była praca w wakacje. No cóż, chyba nikt nie ma ochoty zapierniczać w pracy w długich spodniach. Na szczęścia działała tam klimatyzacja. Jedyny ratunek, na jaki możesz liczyć.Poprawiłam kołnierzyk w koszuli i przekroczyłam próg "więzienia", w którym będę musiała spędzić cały, typowo wakacyjny dzień.

- Hej Chels.- zza lady wyskoczył mój dobry kolega James.
- Cześć-szczery uśmiech wpełzł na moją twarz. Minęłam ladę i weszłam do zaplecza, gdzie zostawiłam torebkę, po czym wróciłam na teren sklepu.
- Mamy dzisiaj jakąś specjalną  robotę?- zwróciłam się do kumpla, który tak jak ja pracował w sklepie muzycznym.
- Nie, chyba nie. Mamy rozłożyć tylko nowy towar. Jest tego nie dużo.- uśmiechnął się James.
-  To dobrze. - odwzajemniłam uśmiech i kontynuowałam rozmowę. - Mam dzisiaj w planach zrobić domówkę wpadniesz?- spytałam
- Jasne, a o to za okazja?- ożywił się mój rozmówca.
- Ostatnio brałam udział w ważnym wyścigu, no i odniosłam sukces. Muszę to uczcić- zaśmiałam się cicho.
- Gratuluję- James zrobił poważną minę i wyciągnął swoją dłoń, w celu jej uściśnięcia.
- Dziękuję.- Zachichotałam i chwyciłam dłoń kolegi.
- Impreza zaczyna się od 20:00.- powiedziałam i zaczęłam układać nowe płyty na półce.
- Na pewno wpadnę.- odpowiedział i zaczął obsługiwać klienta, który chwilę temu przyszedł.

Tak jak myślałam zmiana, szybko się skończyła. Być może to sprawka, dobrego nastroju.
Dochodziła 15:00, kiedy zamykałam drzwi sklepu. Kiedy już oficjalnie mogłam powiedzieć, że skończyłam robotę, wyjęłam telefon z torebki i zaczęłam rozsyłać zaproszenia. Zaprosiłam wszystkich których znałam, i miałam z nim dobry kontakt. Nazbierało się około 100 osób. Kiedy skończyłam "najnudniejsze" zajęcie, mianowicie rozsyłanie zaproszeń, wpadłam do sklepu i zrobiłam spore zakupy. O 16:00 byłam już w domu obładowana torbami.  Na pomoc w przygotowaniu imprezy nie musiałam długo czekać. Pezz i Jake przyszli dziesięć minut później po mnie. Uporaliśmy się z tym zadaniem naprawdę szybko.
- Ej, Chels, a masz już kogoś na oprawę muzyczną?- krzyknął Jake z kuchni, gdzie ustawiał kieliszki.
- Nie, a co? - odkrzyknęłam, zwijając dywan.
- Znam gościa, który zajebiście szybko rozkręca imprezy. co ty na to, by go tu ściągnąć?- spytał wracając z kuchni.
- Niezły pomysł- uśmiechnęłam się.
- Okey, to wy idźcie się szykować, a ja się tym zajmę.- pomachał w powietrzu telefonem i wyszedł na zewnątrz.Razem z Pezz, spojrzałyśmy na siebie i z uśmiechem ruszyłyśmy na górę, do mojej sypialni, gdzie planowałyśmy zrobić niezłe tornado, które było nieuniknione, gdy poszukiwałyśmy ubrań na imprezy.
Otworzyłam szafę i wzrokiem zaczęłam, szybko skanować zawartość. Moją uwagę zwróciła czerwona sukienka z baskinią .
- Może być?- chwyciłam wieszaka i wyjęłam ja z szafy.
- Yeah, jest świetna- oczy Pezz delikatnie się zaświeciły, na widok sukienki.
Zachichotałam cicho, widząc reakcję przyjaciółki, po czym rzuciłam ją na łózko. Następnym celem, było poszukiwanie odpowiednich butów.
- Ej Chels, co powiesz na to?- przyjaciółka zwróciła się do mnie. Podniosłam głowę i zobaczyłam, jak Pezz trzyma czarną sukienkę, do długości 3/4 ud.
- Woah, laska będziesz w tym świetnie wyglądać- zapewniłam ją, po czym rzuciłam za siebie kolejna parę butów, która nie pasowała do mojego stroju.
- Cholera- mruknęłam w czasie zawziętych poszukiwań.
- Niech zgadnę, chodzi ci o te?- przyjaciółka zaczęła wymachiwać moimi ulubionymi ,wysokimi, zamszowymi szpilami z złotymi ćwiekami z którymi teoretycznie się nie rozstawałam.
- Tak, o te mi chodziło- zaśmiałam się, po czym wzięłam je w swoje ręce, i położyłam je koło łóżka.
- A dla ciebie proponuję te- uśmiechnęłam się i podałam Pezz, klasyczne, czarne szpilki na średniej wielkości platformie.
- Myślę, że będą pasować. - powiedziała, po czym dodała - Idę już do łazienki zaraz wrócę- puściła mi rozbawiona oczko, i chwilę potem zniknęła za drzwiami.
Przez ten czas, kiedy Perrie była w łazience, ja schowałam na dolną półkę do szafy buty, które w "małej" histerii porozrzucałam,w poszukiwaniu moich ulubionych i zarazem najcenniejszych butów, oraz przeszukiwałam szkatułkę z biżuterią w poszukiwaniu złotych kolczyków.
- I jak?- po dziesięciu minutach, Pezz wyszła z łazienki, ubrana w swoją kreację. Zerknęłam na przyjaciółkę wzrokiem pełnym podziwu.
-Świetnie wyglądasz.-powiedziałam szczerze.
Jej blond włosy, układały się w idealne fale, które świetnie komponowały się z całym strojem.
Srebrna bransoletka,na jej lewym nadgarstku dodawała uroku sukience.
- No to teraz ja idę się przebrać- dodałam po chwili i weszłam do łazienki.
Zrzuciłam z siebie wszystkie ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Następnym krokiem, było wysuszenie ciała ręcznikiem, i założenie czerwonej koronkowej bielizny, po czym założyłam sukienkę i zaczęłam układać włosy. Ostatnim elementem było zrobienie makijażu i założenie kolczyków.
- gotowe- mruknęłam, kiedy ostatecznie odłożyłam szminkę do kosmetyczki i spryskałam się ulubionymi perfumami. Poprawiłam sukienkę, założyłam szpilki i chwiejnym krokiem wyszłam z łazienki. Kilka chwil musiało minąć, aby stopy, przyzwyczaiły się do nienaturalnej wysokości, jaką im zafundowałam. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę Pezz, która stała jak zahipnotyzowana.
- Wow- wydusiła z siebie. Zachichotałam wyraźnie rozbawiona jej reakcją.
- Obydwie wyglądamy świetnie.- uśmiechnęłam się
- Chodźcie już- powiedział Jake, który w tym momencie wszedł do pokoju.
- Ludzie się już zbierają. -mruknął i wzrokiem spojrzał na nasze sylwetki.
- I jak? -spytała, zadowolona Pezz, obracając  się wokół własnej osi.
- Świetnie wyglądacie- po, długiej ciszy, odpowiedział Jake.
- I to chciałyśmy usłyszeć- zaśmiałyśmy się i zeszłyśmy na dół.
Jake miał rację. Było już około 10 osób. Podeszłam do Dj i powitałam go przyjaznym uściskiem dłoni. Z krótkiej konwersacji dowiedziałam się, że ma na imię Michael.
Kiedy zostałam zauważona, grupka ludzi podeszła do mnie i zaczęła mi gratulować. Ja jak zwykle posyłałam im firmowy uśmieszek i skromnie dziękowałam. Nic więcej nie potrzebowałam. Byłam szczęśliwa, że dużo osób życzy mi dobrze.
W ciągu 30 minut, tłum ludzi zwiększył się kilkakrotnie. Z trudem można było się przemieścić, pomiędzy kuchnią a salonem, który był oblegany, przez ludzi.Czas mijał bardzo szybko. Jakby go ktoś przyspieszył parę razy. Nim się obejrzałam, była 22:00. Lekko wstawiona tańczyłam z przypadkowymi osobami. Kiedy skończył się mój ulubiony kawałek, usłyszałam czyjeś pytanie, które odmieniło mój wieczór o 180 stopni.
- To co? Kto ma ochotę się nieco rozluźnić?- rzucił ktoś z tłumu, próbując przekrzyczeć muzykę.

Mój wzrok automatycznie zaczął skanować dom, w poszukiwaniu właściciela głosu.
Zmrużyłam oczy i dostrzegłam grupkę ludzi pakującą się do mojej dużej łazienki. Nie musiałam nic więcej wiedzieć.  Zostałam zwiedziona w pułapkę niczym mucha na lep. Dobrze wiedziałam co się dzieje, kiedy zbyt mocno się zaszaleje. Jednak żadna czerwona lampka, nie zapaliła się w moim umyśle. Wręcz przeciwnie, mój mózg tego chciał.To było przerażające, ale jednocześnie zabawne. Weszłam jako ostatnia do łazienki, po czym zamknęłam ją na klucz.
Podeszłam do umywalki, gdzie każdy dyskutował ile i co bierze. Wzrokiem ogarnęłam drewnianą szafkę obok, gdzie leżał cały arsenał przeróżnych używek. Zaczynając od tych, co dają niewyczuwalnego kopa aż po te, po których nie funkcjonuje się normalnie nawet przez tydzień.
- Um, biorę najmocniejsze- oznajmiłam wesołym i donośnym tonem, pod wpływem odwagi, która nawet nie wiem skąd się wzięła. Za moim entuzjazmem, jeszcze kilka osób poszło na całość. Chwyciłam małą łyżeczkę, na którą wsypałam biały proszek, który wydawał się być heroiną. Następnym krokiem było podgrzanie całości zapalniczką. Kołysząc subtelnie biodrami w rytm muzyki, która była w łazience wyraźnie słyszalna, z lekką niecierpliwością czekałam aż substancja będzie gotowa.Co jest ze mną nie tak? Zachowuję się jak narkomanka, którą nie jestem. Chyba. Po odczekanych 2 minutach, które zdawały się być niecierpliwością, załadowałam zawartość do strzykawki, którą uprzednio wyjęłam z opakowania.
- Josh? Pomożesz? Bo  mi się cholernie ręce trzęsą.- zachichotałam wyciągając przed siebie wyprostowaną rękę i strzykawkę. Chłopak skinął rozbawiony głową  i wstrzyknął mi truciznę w żyłę, w zgięciu łokciowym.
Zamknęłam oczy, czując nieprzyjemne uczucie, które opanowało mój organizm na szczęście tylko na chwilę.  Momentalnie rozluźniłam się. Zmęczenie i lekki kac, który wyczuwałam zaledwie niecałe 5 minut temu, zniknął, zupełnie jakby ktoś za pomocą czarodziejskiej różdżki przeniósł mnie w nowy wymiar. Bardzo szybko łazienkę opanował  siwy dym i słodki zapach, co utrudniało  swobodne oddychanie. Postanowiłam wyjść z pomieszczenia, by zrobić tam więcej miejsca i uwolnić się od duszącego powietrza. To była ostatnia racjonalnie podjęta decyzja w tym dniu.
Już miałam schodzić na dół, gdzie w najlepsze trwała libacja, kiedy usłyszałam dość agresywną konwersację. Pomimo dudniącego basu, krzyków i muzyki, nie miałam specjalnie problemów, żeby ja usłyszeć. Podeszłam do pokoju gościnnego, gdzie całą rozmowa miała miejsce. Uważając, żeby nie robić zbytniego  hałasu, co było utrudnione, ponieważ nie miałam "czystego" organizmu, przyłożyłam ucho do drewnianych drzwi. Najmocniej jak umiałam, wyostrzyłam swój zmysł słuchu, w myślach przeklinając kumpla Jake'a za to, że w tym momencie puścił wyjątkowo znany kawałek i wszyscy darli się jak niewyżyte świnie, albo jakby ich ktoś gwałcił. Przewróciłam oczami i zaczęłam sklejać w całość słowa i zdania, które usłyszałam.
- Powiedziałem ci, żebyś się od niej odpierdolił, a ty tu kurwa przylazłeś!- każde słowo ociekało jadem.
- Mam swoje powody, by tu być.- warknął drugi.
Nie wiem czemu, ale zachciało mi się okropnie śmiać. Przypomniało mi się dzieciństwo, kiedy podglądałam przez dziurkę od klucza babcię, która rozmawiała z kimś, uprzednio mnie wypraszając z pokoju, gdzie toczyła się owa konwersacja. Z trudem opanowując swój wybuch emocji, podsłuchiwałam dalej.
- Ostatni raz powtórzę. Wypierdalaj stąd. - usłyszałam huk, który świadczył o tym, że ktoś kogoś przyparł do ściany.
- Skoro jej starzy mieli długi to niech za to teraz zapłaci. - zaśmiał się gorzko, czyjś rozmówca.
Kiedy zorientowałam się, że rozmowa jest o mnie, na moją twarz wkradło się zorientowanie. Jakie długi? Kto z kim rozmawia? Moje wyjątkowo otępiałe myślenie przerwał trzask otwieranych drzwi.Cholera, przegapiłam część rozmowy. Schowałam się za wysokim kwiatem doniczkowym, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważy. Zwłaszcza ktoś o takim bojowym nastroju. Światła na korytarzu były zgaszone co działało na moją korzyść. Z pokoju wyszedł chłopak, którego od razu rozpoznałam. Niall. Kiedy zniknął za rogiem postanowiłam zejść, na dół, aby nie wzbudzać jakiś podejrzeń.
W bardzo szybkim tempie, mój dom był pełen ludzi. Dosłownie, co chwilę, ktoś wchodził do mojego domu.Co ciekawe, połowy nie znałam. Wzruszyłam ramionami, tańcząc w rytm znanego kawałka muzycznego, wraz z przyjaciółką. To było normalne. Zawsze miałam mnóstwo znajomych. Sporo osób mnie znało, ponieważ brałam udział w wyścigach. Z reguły zapraszam swoich znajomych z osobą towarzyszącą. I w taki oto sposób, mój dom zawsze pękał w szwach. Częste imprezy w moim domu to też standard. Po każdym z ważniejszych wyścigów w mojej karierze, odbywał się klasyczny, gruby melanż. Nie ważne jaki był wynik, czy wygrałam, czy przegrałam. Liczyła się dobra zabawa. Nie koniecznie bezpieczna. Różni ludzie, różne pomysły. Co tu ukrywać, wśród tak wielkiego tłumu ludzi na imprezie, zawsze znajdzie się parę osób w narkotykami i innymi używkami.  Jeśli mam być szczera, to każdy bierze. Może nie spore dawki, ale jedno jest pewne: każdy wraca do domu (lub i nie) mocno nawalony, ewentualnie nie pamiętał co się ostatniej nocy działo. W zasadzie można dodać, że jestem żywym przykładem, tego co tu się dzieje. Od niecałych 40 minut nie kontaktuję do końca z światem rzeczywistym. To co wzięłam, było naprawdę mocne.
Dochodziła 23:00. Alkohol lał się litrami, wszyscy już lekko wstawieni kiwali się w rytm muzyki.
Siedziałam na krześle barowym w kuchni, by trochę ochłonąć. Sączyłam zielonego drinka, którego zrobiła Pezz. Jabłkowe drinki w jej wykonaniu, to istna rozkosz. Bawiłam się słomką, i doszłam do wniosku, że tamta rozmowa co podsłuchałam, była bez sensu. Krótko mówiąc machnęłam na to ręką. Pewnie byli naprawdę nietrzeźwi i zaczęli gadać głupoty.Cicho westchnęłam, kiedy ktoś objął mnie w talli i położył swoją głowę na moim ramieniu. Nie musiałam zgadywać kto to. Zapach tych perfum, z łatwością potrafię wyczuć. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Zatańczysz ze mną?- spytał się z lekką chrypą w głosie. Postawiłam drinka na kuchennym blacie i odwróciłam się przodem do Louis'a
- Jasne- uśmiechnęłam się i wstając poprawiłam swoją sukienkę.
Chłopak splątał nasze palce i wyszliśmy z kuchni, kierując się do mojego salonu, który robił za parkiet. Na stole tańczyła piątka ludzi, w tym Pezz i Jake, którzy głównie sobą się zajmowali. Typowa para. Zawsze zazdrościłam im  tego, że tak wszystko się w ich życiu układa. Na ścianie wisiały lampki, które dodawały trochę nastroju. Na kanapach siedziało kilka osób. Wszyscy albo tańczyli w salonie, albo byli w innych pomieszczeniach w domu. Swoją sypialnię tylko zamknęłam, aby nikt mi tam nie wparował. Jeśli ktoś będzie miał ochotę na coś więcej, ma do dyspozycji pokój gościnny. Na podłodze leżało około 10 butelek po piwie, reszta albo już została wyrzucona, lub stała na komodzie. Mogę się założyć, że jeszcze z 6 jest skrzętnie ukrytych w domu. Za DJ'a robił znajomy Jake'a, niestety nie pamiętałam jego imienia. Jedna z kilku oznak tego, że nie jestem trzeźwa, co mi wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie strasznie bawiło. Kiedy znaleźliśmy się na środku prowizorycznego parkietu, zmniejszyliśmy między sobą dystans i zaczęliśmy tańczyć do wolnej piosenki. Swoje dłonie zawiesiłam na szyi chłopaka, zaś Louis położył swoje na moich biodrach. Podniosłam swoją głowę i wpatrywałam się w błękitne oczy chłopaka, swoimi nienaturalnie, dużymi źrenicami. Tommo oparł swoje gorące czoło o moją twarz i leniwie się uśmiechnął.Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Chciałabym spędzać czas z takim Louis'em. Żadnych sporów i zmartwień. Żadnych sprzeczek, kłótni i wylanych łez. Po prostu, taki mentalny spokój. Oczywiście, kłótnie też są przydatne, pomiędzy przyjaciółmi, znajomymi, parą, ponieważ oczyszczają atmosferę.Ale zbyt duża ich ilość zawsze kończy się źle. Uśmiechnęłam się i pod wpływem nagłej odwagi delikatnie musnęłam usta chłopaka. Nie skończyło się na jednym nic nie znaczącym pocałunku, którego być może nie zapamiętam. Przerodziło się to w zachłanne całowanie. Oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć niezbędnego powietrza i zaczęliśmy kontynuować to co przerwaliśmy. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, przez atmosferę, która wytworzyła się między nami. Pomiędzy naszymi ciałami, nie było żadnego odstępu, nawet kartka nie miała szans, by się między nami przecisnąć. Wyczuwając intencje chłopaka, zaplotłam wokół jego bioder swoje nogi i zaczęliśmy się kierować w stronę schodów prowadzących na górę. Przeszliśmy przez oświetloną część salonu, w której wyjątkowo raziło światło. Przechyliłam swoją głowę by uniknąć źródła światła, które wypalało moje oczy. Cicho mruknęłam, lekko otępiona i oszołomiona, przez tak nagłą zmianę dla moich oczu. Moje dziwne zachowanie zauważył Tomlinson, który postawił mnie na ziemię i objął swoimi dwoma palcami mój podbródek. Delikatnie  przekręcił moją twarz w swoją stronę i zaczął mi się uważnie przyglądać. Zachichotałam cicho, nie zdając sobie sprawy, że naprawdę widać to, że brałam jakieś świństwo.
- Co ty dzisiaj brałaś? - westchnął, lekko podirytowany.
- J...Ja? Nic nie brałam- zaczęłam się jąkać  i potwierdzając swoją rację żywo gestykulować. Próbowałam się bronić, co też mi do końca nie wychodziło. Czyżby z mojego mózgu i umysłu zrobiły się trociny?
- Na dzisiaj koniec imprezy.- mruknął i pociągnął mnie za rękę na górę.Chciałam się wyrwać, ale byłam zbyt słaba. Wchodząc w pośpiechu po schodach, kilka razy potknęłam się o swoje nogi. Cholerne szpilki. Chyba tylko go utwierdziłam w tym, że jestem naprawdę psychiczna.
- Nie wyrywaj się. I tak i tak nic nie wskórasz.- bąknął zły, szarpiąc za klamkę od mojej sypialni. Zaśmiałam się, co Louis zignorował, ponieważ zdawał sobie sprawę, z tego w jakim jestem stanie.
- Gdzie masz kluczyki? - spytał, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu kawałka metalu.
- A może, ktoś tam się pieprzy, nie pomyślałeś?- wybuchłam śmiechem, który lekko opanowałam, kiedy ujrzałam wkurwioną twarz chłopaka.
- Chelsey, nie czas na wygłupy.- zimny ton obił się o moje uszy.
-Och, sprawdź pod doniczką, panie naburmuszony.- mruknęłam, wskazując ręką na roślinę, za którą ostatnio się schowałam.
Chłopak podniósł donicę i  kiedy odszukał kluczyk na metalowym kółeczku, obrócił go w dłoni, po czym wsadził do zamka. Usłyszałam znajomy trzask i kiedy drzwi ustąpiły wpadłam niczym bomba do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przyjemna, zimna kołdra, chłodziła moje gorące plecy. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Leżenie szybko mi się znudziło. Z natury jestem niespokojna, nie wspominając co się ze mną dzieje, kiedy jestem nawalona. Nawalona jak łania. Powoli usiadłam, opierając się plecami o ścianę.
- Połóż się.- mruknął Tommo, który odszedł od drzwi, przy których stał i skierował się w stronę mojego łóżka. Usiadł koło mnie,zamyślony patrząc się przed siebie.
- Bez przesady, nic mi się nie stało. Wszystko jest okey. Naprawdę dobrze się..
- Chels, do cholery, chociaż raz posłuchaj- zdenerwowany chłopak przerwał mi moje wywody, na temat mojego samopoczucia. Popatrzyłam na niego spod ukosa i podniosłam jedną brew, czekając na dalszą część kazania.
- Albo naprawdę te świństwo ci w głowie zamieszało, albo naprawdę nie zdajesz sobie sprawy co ty wyprawiasz.- pokręcił głową z bezradności. Westchnęłam i nic nie odpowiedziałam. Ma rację. Jestem jakaś popierdolona. to były surowe słowa, które były lodowatym prysznicem, dla mojej świadomości.
Zmęczenie gwałtownie opanowało moje ciało. Wyprostowałam nogi i położyłam się na brzuchu. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
To był jeden z najgorszych poranków w moim życiu. Obudziłam się z ogromnym bólem głowy spowodowanym niemiłosiernym kacem. Do tego na dokładkę, jakby jeszcze było mało, totalnie nic nie pamiętałam z zeszłej nocy. Jęknęłam z bezradności i zmusiłam się do wstania z łóżka. Świetnie, nawet byłam ubrana w sukienkę. Cała zesztywniała powoli stawiałam niepewne kroki. Przypominałam  staruszkę, która nie mogła nic poradzić, na swój wiek. Tylko, że ja nie byłam staruszką. Jestem młodą dziewczyną, która troszkę zboczyła z drogi. Wolę przyjąć delikatniejszą wersję do siebie. Mruknęłam zdenerwowana, kiedy szarpałam się drzwiami, prowadzącymi na korytarz. Kiedy w końcu się z nimi uporałam, przybiłam sobie mentalną piątkę i zeszłam na dół do salonu. Szczerze? Nie wiem co sobie wyobrażałam, ale na pewno nie taki porządek. Po każdej imprezie był taki burdel, że przez tydzień go sprzątałam. Lub i dłużej.  Zaczesałam swoje włosy do tyłu i podeszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki szklankę, do której nalałam lodowatej wody, mając nadzieję, że chociaż trochę pomoże mi przywrócić zdrowy rozsądek, który najzwyczajniej w świecie kilka godzin temu zgubiłam, ewentualnie głęboko zakopałam w ziemi. Zimna ciesz, przyjemnie chłodziła moje gardło. Dzięki niej, przez chwilę myślałam, że kac na dobre opuścił moje ciało. Jednak to była cisza przed burzą. Odstawiając szklankę, poczułam się otumaniona jakby ktoś uderzył mnie młotem w tył głowy. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Automatycznie straciłam świadomość. Usłyszałam tylko stłumiony huk, który pewnie, narobiło moje ciało. Potem zapadłam w głęboki sen.

Niepewnie przeciągnęłam się. Cholera, znowu spałam? Podniosłam głowę i skierowałam swój wzrok w stronę okna. O ile dobrze pamiętam, ostatnio jak byłam przytomna, było jasno. No chyba, że był to sen. Możliwe, że był to sen. W śnie miałam sukienkę,aktualnie mam na sobie szary dres i workowatą czerwoną koszulkę.
Usiadłam i ukryłam swoją głowę w dłoniach. Powoli, malutkimi kroczkami, do mojej głowy wracały wspomnienia, których może lepiej byłoby nie pamiętać? Miałam przebłyski wczorajszych zdarzeń. Impreza....Litry przeróżnych alkoholi...Łazienka....Narkotyki..Dziwna rozmowa, do której mam podejrzenia..Uh.. mruknęłam zażenowana, kiedy do mojego mózgu dotarł "koniec mojej imprezy". Musiałam wyglądać jak dziwka, która lepi się do każdego. Naprawdę? To musiał być Louis? Już wolałabym, żeby to był ktoś, kogo kompletnie nie znałam. Przynajmniej, nie byłabym teraz tak bardzo zażenowana. Moje rozmyślania i gdybania "co by było, gdyby" przerwał znajomy,cichy dźwięk otwierających się drzwi. Odruchowo odwróciłam głowę w stronę drzwi, zza których wyłonił się Lou. Szczerze? Tego się nie spodziewałam. Zawsze to była Pezz lub Dżejk, którzy sprawdzali, jak tam z moim kacem.
- Co ty tu robisz?- spytałam półsenna, zdziwiona i zdezorientowana za razem.
- Powiedzmy, że pilnuje ciebie.- oznajmił spokojnym tonem, siadając na łóżku. Przewróciłam oczami.
- Gdzie Pezz i Jake?- spytałam, pomijając uwagę chłopaka.
- Wczoraj też nieźle poszaleli. Aktualnie są w pokoju gościnnym.- wzruszył ramionami.
 Pokiwałam lekko głową i z zamiarem wstania, przesunęłam się w stronę brzegu łóżka. Postawiłam stopy na chłodnych panelach, i kiedy już miałam wstawać chłopak pociągnął mnie lekko, ale stanowczo za rękę, zmuszając mnie do pozostania w pozycji, w jakiej się obecnie znajduję. Czyli siedzeniu, na tyłku.
Popatrzyłam wyczekująco, na chłopaka.
- Lepiej będzie, jak zostaniesz w łóżku.- wyprzedził moje pytanie.
- Dobrze się czuje, więc jaki  sens ma moje leżenie w łóżku?- spytałam poddenerwowana, czując, że narkotyki nie "opuściły" mojego ciała, krwiobiegu. Aktualnie jest w fazie wkurwiania się na wszystkich i wszystko, oraz  odpowiadanie na każde pytanie z agresją.
- Może dlatego, że pół dnia temu nie byłaś w stanie ustać na nogach i zemdlałaś? Tak dobrze się bawiłaś zeszłej nocy, że do teraz cię trzyma?- spytał z nutką sarkazmu.
Czyli to nie był sen. To była boląca rzeczywistość. Cholerna szmata z tego życia. Wychujała mnie już do reszty.
- Chłopie zluzuj porty. Jednorazowy wyskok. Z resztą ty też pewnie nie jesteś święty.- mruknęłam. Louis popatrzył na mnie ciemnymi oczami.
- Jednorazowy? Kogo ty chcesz oszukać?- spytał zdenerwowany.
- O czym ty mówisz?- podniosłam ton i podniosłam dłonie w celu kapitulacji.
- O tym, że połowa twoich gości opowiedziała mi twoją przeszłość.- syknął
Zmieszałam się. Nie, chwila to za mało powiedziane. Byłam zażenowana i zdenerwowana na raz. Niezła mieszanka wybuchowa.
- Chuj ich obchodzi moje życie.- wysyczałam po długiej pauzie i podniosłam się z łóżka. W tamtym momencie miałam na wszystko wyjebane. Pociągnęłam za klamkę i trzasnęłam drzwiami, wychodząc na korytarz. Zeszłam schodami w dół, nie zwracając uwagi, na hałas jaki wytworzyłam. Chwyciłam bluzę, która leżała na sofie i wyszłam z domu. Powoli ściemniało się, co działało na moją korzyść. Poszłam w nieznanym dla siebie kierunku. Cel był jeden- uciec jak najdalej.
____________________________________________________________________
WITAM ;D
Tak jak obiecałam 11 rozdział jest na czas. ;)
Jakie wrażenia?
Jestem ciekawa waszych opinii.
Baaaardzo mi na nich zależy, więc proszę zostawcie po sobie ślad ;)
10 komentarzy = next ;)
Rozdział 12 jest już gotowy do opublikowania ;)

Jesli są jakieś błędy, to najmocniej przepraszam. ;) Poprawię je po Nowym roku.

O WŁAŚNIE ZARAZ NOWY ROK X
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE, SPOTKANIA IDOLA I OSIĄGNIĘCIA WIEELU SUKCESÓW.
ŻEBY PORAŻKI WAS OMIJAŁY Z DALEKA. ;)
ZDRÓWKA, MIŁOŚCI, DOBRYCH CHWIL. ;)
ILY X

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 10

Chels POV
- Ale jak to się nie spotkamy?- przyjrzałam się zdenerwowanej twarzy Niall'a, i roztrzęsionej Emily. O co chodzi?
- Nie spotkacie się - powtórzył z naciskiem zdenerwowany chłopak
Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam ręce z kieszeni. Popatrzyłam ukradkiem na przerażoną dziewczynę.
Ta scenka przypominała terroryzm. Dziewczyna boi się cokolwiek powiedzieć, jest zastraszana i czuje się niedowartościowana. Postanowiłam stanąć w obronie dziewczyny, która z nerwów, doszczętnie pogniotła swoją bluzkę, od zbyt mocnego jej ściskania rozedrganymi dłońmi. Trzęsła się jak galareta pomimo tego, że mamy wakacje, a ona miała na sobie grubą, czarną, skórzaną kurtkę. Może próbowała nią coś ukryć?
- Uważam, że to nie twoja sprawa, z kim ona się spotka.- bąknęłam, zażenowana zachowaniem chłopaka.
- Owszem, moja sprawa, bo to moja dziewczyna- syknął.
- Co? - mój umysł, zaczął pracować na wyższych obrotach. Popatrzyłam na Emily, która głowę miała spuszczoną w dół. Od początku tej dziwnej konwersacji nie odezwała się ani słowem.
- Dobrze słyszałam?- spytałam zdezorientowana.
Do mojego umysłu, zaczęła z szczegółami powracać moja rozmowa w dziewczyną, którą prowadziłam niecałe 5 minut temu. Ona była przez niego strasznie zmartwiona.
Niall, totalnie mnie olał udając, że mnie nie zna. Kretyn.
Podszedł do dziewczyny i złapał ją za nadgarstek. Widocznie zbyt mocno, bo Emily, cicho syknęła z bólu.
- Jak ty traktujesz swoją dziewczynę, co?- krzyknęłam za nim, akcentując każde słowo.
- Nie twój interes-warknął i wsiadł do auta, które było zaparkowane na przeciwko sklepu z płytami.
Popatrzyłam pokrzepiającym wzrokiem na Emily.
-Nie jedź za nim- szepnęłam tak cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć, mając nadzieję, że chociaż trochę zmądrzała.
Dziewczyna, zasłoniła swoją twarz włosami, i wsiadła do auta. Po chwili odjechali z piskiem opon.
Stałam jak wryta na chodniku. Co to było? Przez dobre parę minut, starałam się opanować poszargane nerwy. Kiedy, jako tako myślałam już trzeźwo, postanowiłam wrócić do domu. Przez całą drogę do domu, zastanawiałam się, co się stało z Niall'em. Gdzie się podział, ten sympatyczny chłopak? Może Louis miał rację, że nie jest wcale taki na jakiego się wydaje? W mojej głowie panował totalny mętlik. Czułam, że czegoś nie wiem. Z jednej strony może lepiej, że pewnych rzeczy nie wiem. ale z drugiej byłam bardzo ciekawa o co w tym wszystkim chodzi. Wszystko było w porządku, dopóki nie brałam udziału w wyścigu. Pokręciłam głową, mając nadzieje, że choć trochę mi to pomoże....Jake, miał rację. Powinnam z nimi wszystkimi dać sobie spokój. To jest za dużo, jak dla mnie. Postanowiłam, że odreaguje trochę.
*2 godziny później*
- Chels już jestem- usłyszałam radosny głos. Podniosłam się z kanapy, i uśmiechnęłam się.
- No w końcu.- mruknęłam, udawanym złym głosem. Pezz, wpadła do kuchni, niczym bomba.
- Wybacz, za moje spóźnienie, ale są niesamowite korki- wyrecytowała na jednym tchu i rzuciła się na kanapę.
- Luzik- zaśmiałam się i powędrowałam na chwile do kuchni. Otworzyłam górną jasną szafkę i wyjęłam z niej dwie wysokie, przezroczyste szklanki. Nogą otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej duży karton soku pomarańczowego. Odkręciłam sok, i wlałam nam sporą ilość napoju. Kiedy napełniłam szklanki jasną cieczą, karton z powrotem schowałam do lodówki, którą sprawnie zamknęłam biodrem. Na koniec wyjęłam z zamrażalki parę kostek lodu, które po równo rozdzieliłam do szklanek.
- Pezz, chcesz coś do picia? A nie, sorry za późno bo już zrobiłam - zaśmiałam się i wróciłam do salonu, który aktualnie okupywała przyjaciółka. Wręczyłam jej dużą szklankę, już lekko schłodzonego napoju.
- Czytasz w moich myślach Chels.- zachichotała i wzięła ode mnie szklankę, z której upiła 2 duże łyki.
- Jezu, ty biegłaś w tym samochodzie, czy mi się zdaje?- spytałam zdziwiona.
- Nie nabijaj się ze mnie. Założę się, że dzisiaj nawet nosa za drzwi nie wystawiłaś. Jest tak gorąco, że to jakaś masakra.- mruknęła zmęczona
- Jest aż tak ciepło?- ucieszyłam się, niczym dziecko. Od zawsze uwielbiałam tropikalne upały. Dlatego każde lato było dla mnie istnym rajem, na które od zawsze nie mogłam się doczekać.
Pezz spojrzała na mnie z małym entuzjazmem.
- Nie wytrzymasz na dworze nie dłużej niż 2 godziny, zapewniam cię- bąknęła, wachlując się gazetą, którą wzięła z stolika na kawę
- A zakład że wytrzymam?- spytałam podjarana, po czym dodałam- Chodźmy na plażę, skorzystajmy z słońca.- zaczęłam namawiać przyjaciółkę.
-Dobra, pójdziemy na tą plażę, ale jeśli przegrasz zakład przebiegniesz się w komicznym stroju po ulicy.- podniosła z rozbawieniem jedną brew.
Chciałam wytknąć jej język i pokazać na nogę w gipsie, że ten dowcip, nawet jeśli przegram to nie przejdzie, ale przypomniało mi się, że już gipsu nie mam.
- Okey, a żebyś wiedziała, nawet 10 minut będę mogła biegać w tym "komicznym stroju"- przy komicznym zrobiłam cudzysłowia w powietrzu. Pezz zaśmiała się i potaknęła głową.
- Dobra, zapamiętam to sobie.- uśmiechnęła się.
- To co? Zbierajmy się. Najpierw ja się ogarnę, a potem na chwile do ciebie wpadniemy, okey?- ponagliłam, zmęczoną Pezz.
- No niech ci będzie. Daję ci 10 minut. Czekam w aucie, jak się spóźnisz to jadę sama.
*1,5 godziny później*
- DOBRA PEZZ PODDAJĘ SIĘ!- krzyknęłam załamana, w stronę przyjaciółki, która kąpała się w morzu.. Rzeczywiście było naprawdę gorąco. Umowa była jasna. Mam leżec plackiem dłużej niż 2 godziny. Na początku było okay, jednak z czasem, zaczynało mi słonce przeszkadzać. Po godzinie, nie marzyłam o niczym innym, jak wpadnięcie do wody. 
- No nie gadaj, że wymiękasz.- zaśmiała się Pezz, która ochlapała mnie delikatnie wodą. Mogłam przysiąc, że kropelki które spadły na moje rozgrzane ciało od razu wyparowały.
-Yeah- mruknęłam, i sięgnęłam po sok.
- Czyli będziesz paradować w swoim stroju kurczaka?- spytała rozbawiona
- No skoro obiecałam to tak zrobię- powiedziałam mało entuzjastycznie.
Pezz zaśmiała się głośno.
-Dzisiaj będę szła do Danger'a do stajni, w tym stroju.- uśmiechnęłam się, po czym dodałam- Akurat zajmie mi to 10 minut.- ucieszyłam się, ponieważ miałam nadzieję, że nikt wieczorem nie zwróci na mnie uwagi.
-Aż Cię nagram- radosny ton obił się o moje uszy.
- Mój boże- mruknęłam, po czym chwyciłam dłoń przyjaciółki, pomagając sobie w wstaniu i w końcu poszłam się ochłodzić. 
***
Tak jak myślałam, o 19:00 zbyt dużego tłumu na ulicach nie było.
Założyłam stój kurczaka i razem z Pezz wyszłam z mojego domu.
Musiałam wyglądać naprawdę śmiesznie: żółto-czerwona kulka, która swoim chodem przypominała pingwina.
- Chels, powinnaś częściej się przebierać- roześmiała się.
-Yeah, za tydzień za osła się przebiorę- mruknęłam, z nutą sarkazmu.
- Ej no ja mówię prawdę,  masz zajebista stylówkę, z resztą zobaczysz później swoje zdjęcia. -przytuliła mnie.
- Na portalu społecznościowym, czy może w twoim telefonie?- zachichotałam.
- Ja mogę nawet do gazety te zdjęcia wysłać- wybuchnęłyśmy razem dzikim śmiechem.
Na szczęście nasza wycieczka szybko minęła. Pożegnałam się z Pezz i weszłam do klubu niczym ninja. Podeszłam szybko do swojej szafki i wyjęłam starą, bordową koszulę i sprane spodnie jeansowe na trening.
W prędkości światła przebrałam się i związałam włosy w kucyka.
Kiedy już wyglądałam jak człowiek, zwolniłam swoje tępo. Podeszłam do boksu, w którym znajdował się mój koń i wyprowadziłam go na świeże powietrze. Po drodze chwyciłam pierwsze lepsze siodło, które umieściłam na koniu. Założyłam kask, wgramoliłam się na konia i wyruszyłam w wycieczkę. Tak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Za tą beztroską wolnością. Wiatr rozwiewał moje włosy i lekko za dużą koszulę.  Kłusem gnaliśmy przed siebie. To było to co lubiłam najbardziej. Żadnej rywalizacji, stresu czy presji. Po prostu tak dla siebie. Może zabrzmi to dziwnie, ale to jest jeden niezawodnych sposobów na odreagowanie zmęczenia, złości, pomijając fajki i inne używki. Słońce powoli zachodziło, jednak dalej było ciepło.
Nim się obejrzałam, niebo było już ciemne. Zabawne, w lato zawsze słońce świecie naprawdę długo. Dzisiaj wyjątkowo szybko się ściemniło.  Zeskoczyłam z konia i zaprowadziłam go do boksu. Trochę go wymęczyłam- nic dziwnego. Tak bardzo mi go brakowało. Całe szczęście, że była to tylko skręcona kostka.
Zdjęłam kask i rozpięłam dwa górne guziki w swojej koszuli, ponieważ zrobiło mi się gorąco. Chwyciłam butelkę wody i upiłam z niej trochę lekko chłodnego napoju.  Od razu poczułam się lepiej, przez co uśmiechnęłam się sama do siebie. Skierowałam się w stronę mojej szafki, po czym otworzyłam ją i wrzuciłam do niej moje buty, które wymieniłam na zwykłe tenisówki. Stój kurczaka postanowiłam tutaj zostawić. Nie chciało mi się go ciągnąć do domu. Stwierdziłam, ze lepiej będzie jeśli wrócę w powyciąganych ubraniach, niż w jakimś stroju, w którym mogłabym rozdawać ulotki zapraszające, do wpadnięcia do nowej restauracji dla mięsożerców. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Nawet nie chcę wiedzieć jak ja musiałam wyglądać. Z zamyśleń wyrwał mnie jakiś hałas. Odwróciłam szybko głowę i skierowałam się w stronę boksów dla koni. Zobaczyłam że puszki z farbami są porozrzucane , a część z nich jest wylana. Wstrzymałam oddech i niepewnie podeszłam bliżej. Próbowałam wyostrzyć wzrok, ponieważ było ciemno a ja nie zapaliłam światła. W pierwszej chwili myślałam, że to sprawka konia, bo zapomniałam zamknąć boksu. Jednak moje podejrzenia szybko zostały rozwiane. Usłyszałam kilka przekleństw,a po chwili przede mną stała kolorowa, oblepiona sianem kulka, która była o głowę wyższa ode mnie.. Zmrużyłam oczy i przekręciłam głowę. Próbowałam zachować powagę, jednak standardowo nie wyszło mi to. Zaczęłam cicho chichotać, jednak z kolejnymi sekundami, mój cichy chichot przerodził się w śmiech, który opanował całą stajnie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być to jakiś złodziej, czy gangster. Po prostu stałam w miejscu i się śmiałam. Kiedy się uspokoiłam, usłyszałam jakieś mamrotanie.
- Dzięki za pomoc- wymamrotała kulka.
- Um, sorry, już ci pomagam- speszyłam się lekko i zaczęłam powoli ściągać z czyjeś twarzy mokre siano.
Moje poczynania, po chwili jednak zostały przerwane, ponieważ "kulka", która miała już oczy zaczęła mnie łaskotać. Zaskoczona ta reakcją potknęłam się i przewróciłam się na porozrzucane siano. Zaczęłam powoli panikować. Dopiero teraz dotarło do mnie, że koło mnie aktualnie leży prawdopodobnie nieznajomy. Postanowiłam podnieść się i jakoś wyjaśnić sytuację. Kiedy wstałam, cofnęłam się kilka kroków w tył, aby zachować jakiś odstęp. Zrobiłam jeden krok, drugi krok i kiedy stawiałam nogę by robić trzeci krok coś poszło nie tak. Poślizgnęłam się i z piskiem z powrotem znalazłam się na betonowym gruncie. Rozejrzałam się i i zobaczyłam, że weszłam w rozlaną, niebieską farbkę. Podniosłam do góry ręce, wyrażając swoje zdezorientowanie i usłyszałam śmiech. Tym razem to ze mnie się ktoś nabijał. Nie zwróciłam na to uwagi, ponieważ należało mi się i na jego miejscu to samo bym zrobiła. Jego- ponieważ był to męski śmiech, który skądś kojarzyłam. Obolała wstałam i  dziwnym krokiem podeszłam do ściany i zapaliłam światło.
- No w końcu Chels- zachichotał.
Wywróciłam oczami i przyjrzałam się postaci .
Niebieskie oczy, ciemne włosy i reszta ciała oblepiona sianem i farbami.
- Nie no Louis, nie pierdol, że się wjebałeś w farby.- krzyknęłam rozbawiona, kiedy już skojarzyłam kto to.
Chłopak ściągnął z twarzy trochę suszonej trawy i podszedł do mnie.
- No nie gadaj, że poślizgnęłaś się, przez rozlaną farbę i spadłaś na ziemię.- uśmiechnął się i mnie przytulił.
W pierwszej chwili ucieszyłam się, że go zobaczyłam i z chęcią się przytuliłam. Jednak tak samo szybko, cofnęłam się. Louis zerknął na mnie pytającym wzrokiem i cicho westchnął.
Zmieszana, postanowiłam zacząć rozmowę.
- Po co przyszedłeś? Żeby znowu się na mnie drzeć?- drugą część wypowiedzi, wypowiedziałam przyciszonym tonem.
- Przepraszam. - usłyszałam po długiej ciszy.
Wow, Tommo przeprasza.
Na początku chciałam, olać te słowa. Niestety nie potrafiłam. Nie umiem długo się gniewać. Tym bardziej na niego. Nie wiem, nie potrafię powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że jest tak samo wkurwiający jak ja? Chociaż w sumie co ma piernik do wiatraka.
- Okey, przeprosiny przyjęte- uśmiechnęłam się lekko.
Louis odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za rękę.
- Chodź. Musimy się umyć.- poruszył zabawnie brwiami..
Sprzedałam mu kuksańca w bok
- Nawet na to nie licz.-mruknęłam, ponieważ doskonale wiedziałam o co mu chodziło.
-Zboczuchem jesteś- wypaliłam rozbawiona. Zamykając stajnie.
- I za to mnie lubisz- od razu odpowiedział, ściągając z siebie resztki siana.
- Jasne, jasne wmawiaj sobie.- uśmiechnęłam się, kierując się w stronę chodnika
-Ja wiem swoje- szepnął mi do ucha i cmoknął mnie w policzek.
Zaśmiałam się i mocniej chwyciłam jego rękę.
- A tak na marginesie, seksownie wyglądasz w stroju kurczaka.- zaśmiał się.
Spaliłam momentalnie buraka.
- Za to ty, ty wyglądałeś w sianie i farbie bardzo..- zawahałam się, ponieważ zabrakło mi słów.
- No jaki?- podniósł rozbawiony jedną brew.
- Nijaki- bąknęłam, psując dobry pocisk.
- Pogadamy o tym później- wyszczerzył się i zmienił temat.

___________________________________________________________
BAAARDZO PRZEPRASZAM ZA TAKI ZAPŁON ;<
Szkoła niestety robi swoje. Jednak obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej.
Osobiście uważam, że to jeden z najgorszych rozdziałów.
Jeśli są błędy to najmocniej przepraszam.

Liczę na opinie i komentarze, które karmią wenę. ;)